środa, 7 sierpnia 2013

Minuta ciszy (terapia)



Była już prawie północ, kiedy Matka rozpędzała mercedesa do osiemdziesięciu, żeby zaraz po dostrzeżeniu Ojca zahamować gwałtownie. Ojciec stał na poboczu, w miejscu, gdzie dwa lata wcześniej zginęli chłopcy. Siedziałam obok Matki, uważnie obserwując drogę przed nami. Auto posłusznie wyhamowało, w kilka sekund, na około dziesięć metrów przed miejscem, gdzie stał Ojciec. 

To był tragiczny wypadek. W piękną, lipcową noc dwa lata temu sedan wjechał w stojących pieszych. Ofiarami byli młodzi chłopcy, jeden z nich był synem Matki, a drugi - Ojca. Prokuratura umorzyła postępowanie przygotowawcze dwukrotnie, nie dopatrując się znamion czynu zabronionego. 

Matka zawróciła i przejechałyśmy jeszcze raz ten prosty odcinek drogi. Ona codziennie tędy jeździ. Zna każdy kamień. Ojciec jest cierpliwy, poszukuje prawdy. Oboje wspominają chłopców tak, jakby ci na chwilę wyszli i mieli zaraz wrócić do domów. 

Sprawa jest w toku, subsydiarne oskarżenie, wielu świadków, kilka wersji i niekończące się spekulacje. Gdyby jechał wolniej, szybciej, gdyby stali na poboczu, na drodze, oświetlenie działało lub nie albo może działało trochę. Ślady hamowania, krew, szkło, trawa za poboczem. 

Minuta ciszy po umarłych czasem do późnej nocy trwa.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz