Jestem człowiekiem pozbawionym talentów. Jeśli coś potrafię, to tylko trochę, na tyle, by uświadamiać sobie jak wiele brakuje do należytej biegłości. Dotyczy to wszelkich dziedzin życia, od podwórkowej gry w piłkę, po życie towarzyskie i uczuciowe. Od dzieciństwa pozostaję więc w przekonaniu, że o garniturze genów zadecydował ktoś pokroju szefa z opowiadania „Zadziwiający Człowiek Pająk” Marka Hłaski.
Ta uciążliwa niedoskonałość rekompensowana jest w bardzo niewielkim zakresie. Chodzi o pewną, w jakimś stopniu wstydliwą właściwość, która jednym może wydać się nieprzyjemna, innym niepokojąca, ale pewnie znajdą się i tacy, którzy będą zazdrościli. Nie jest to nic wielkiego, po prostu ludzie, a nawet całe instytucje, z którymi pozostaję w konflikcie, których działalność mnie mierzi lub zwyczajnie dostrzegam w nich zło, po pewnym czasie znikają. Nie ma ich. Te bardziej spektakularne zniknięcia to bank BPH, detaliczny oddział Deutsche Banku w Polsce, czy Prokuratura Apelacyjna w Krakowie. Te drobne pomińmy.
Ostatnio kolega dał mi wydruk. Był to przejaw działalności instytucji kierowanej przez panią Julię Przyłębską. Dla bohatera pewnej sprawy bardzo korzystny, jednakże sporządzony z chyżością referatu organizacyjno-prawnego fabryki konserw. Wówczas przypomniałem sobie, że coś kiedyś było, jakiś organ, który uzasadniał orzeczenia tak, że lektura tych tekstów zwalniała z konieczności dalszych badań literaturowych. Był to zatem organ bardzo pożyteczny. Dlaczego więc zniknął? Dlaczego twórców tak rzetelnych, przemyślanych opracowań już nie ma? Dociekając co to był za organ i dlaczego obecnie nie istnieje, natrafiłem na dwa teksty: Dziękujemy Ci Trybunale i Posłuchaj, to do Ciebie Trybunale.