poniedziałek, 23 września 2013

Przegrana o przecinek

Niejaki Krzysztof B. uczył mnie zawsze, aby zwracać uwagę na styl i formę redagowanych pism procesowych. Dotyczyło to w szczególności zasad interpunkcji i liczby stawianych bądź pomijanych przeze mnie przecinków. Wielka szkoda, że należytych nauk w tym zakresie nie pobrał nasz ustawodawca, co sprawiło, że poniosłem dziś spektakularną porażkę w sprawie dopalaczy. 
Sąd Odwoławczy doszedł do wniosku, że dopalacze mogą stanowić przedmiot czynności wykonawczej czynu zabronionego stypizowanego w art. 165 par. 2 pkt 1 k.k. Zgodnie z tym przepisem: "Kto sprowadza niebezpieczeństwo dla życia lub zdrowia wielu osób albo dla mienia w wielkich rozmiarach wyrabiając lub wprowadzając do obrotu szkodliwe dla zdrowia substancje, środki spożywcze lub inne artykuły powszechnego użytku lub też środki farmaceutyczne nie odpowiadające obowiązującym warunkom jakości podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8". 
W ocenie Sądu, znamię nie odpowiadające obowiązującym warunkom jakości odnosić należy wyłącznie do środków farmaceutycznych, a nie do pozostałych przedmiotów w nim wymienionych. Świadczyć ma o tym brak przecinka pomiędzy słowami "środki farmaceutyczne" a "nie odpowiadające obowiązującym warunkom jakości". O ile takiej wykładni można bronić na gruncie czysto językowym (przecinka rzeczywiście tam nie ma), o tyle jest ona nie do pogodzenia z celem tego przepisu (przecinek powinien tam być). Wynik takiej interpretacji mógłby bowiem prowadzić do absurdu. Szkodliwą dla zdrowia substancją, której wprowadzenie do obrotu sprowadza niebezpieczeństwo dla życia lub zdrowia wielu ludzi, jest  np. alkohol lub klej, a przecież ich producenci mogą spać spokojnie.

Moim zdaniem, bufor bezpieczeństwa oraz klucz do należytego rozumienia tego przepisu stanowią właśnie obowiązujące warunki jakości. Szkodliwa dla zdrowia substancja staje się przedmiotem tego przestępstwa dopiero wówczas, gdy takim warunkom nie odpowiada (np. skażony alkohol lub metanol sprzedawany jako etanol).


W dniu 11.12.2013 S.A. uznał, że wniosek Prokuratora o przedłużenie tymczasowego aresztowania nie był zasadny. Nie przesądził o interpretacji art. 165 k.k. - krótka notka tutaj (M.B.)

poniedziałek, 16 września 2013

La Dolce Vita

Chciałbym żeby aplikanci adwokaccy jedli narkotyki. Chodzi o te masy, którym wydaje się, że status aplikanta określa ich pozycję społeczną, a dobre samopoczucie odwrotnie jest proporcjonalne do umiaru. Oni to bowiem wyznaczają estetyczne kanony na wyjazdach szkoleniowych czy integracyjnych oddając się opilstwu, przypadkowym kontaktom seksualnym, wizytując przy tym dyskoteki i inne miejsca, w których piękno nigdy nie zagości.

Ci aplikanci – oni są niewinni. Wszak niewielu potrafi pić, a prawie wszyscy muszą. Znam tylko kilku biegłych w kunsztach alkoholowych -  mogą konsumować od rana i nie wpływa to negatywnie na pracę, wrażliwość, spostrzegawczość.

Ci aplikanci wypełniają jedynie swoją rolę – materializują witkiewiczowską wizję powszechnego zbydlęcenia. To konieczność dziejowa. Nieświadomy motłoch musi zawłaszczyć przestrzeń, która (z przyczyn niewiadomych, ale właśnie stąd trafność określenia „nieświadomy”) wydaje mu się atrakcyjna.

Te masy odurzając się pospolitym alkoholem praktykują nieskomplikowaną redukcję człowieczeństwa (zawiść itp.). To oczywiście problem formy, bo przecież wyniszczanie środkami odurzającymi może być również atrakcyjne, przynajmniej dla obserwatora. Oni jednak czynią to wyjątkowo smętnie i nie trzeba być radykalnym tropicielem obłudy piękna, by dojść do takiego przekonania.

Gdyby narkotykami zastąpić im alkohol (wiem, że bez środków odurzających sobie nie poradzą), być może zaczęliby odczuwać metafizyczne łaknienie, plądrować duchowy kosmos, żarliwie odtwarzać intelektualną zawartość wszechświata.

Być może powróciłby Duch, ku chwale Ludowej Adwokatury Polskiej.




wtorek, 10 września 2013

Walka z systemem

Poniżej tekst (blogowo) konformistyczny - dedykowany temu Panu, co deklaruje, że przestał walczyć.


Błyszczący, srebrno niebieski wóz zaczaił się w krzakach, tuż za monopolowym. Stróże prawa kazali nam otworzyć bagażnik i zapytali, co jest w paczuszce. Odpowiedzieliśmy, że marihuana. Ucieszyli się i przeszukali nasz samochód (nic więcej), zawieźli do mieszkania (pusto) i do miejsca pracy (zero). Byliśmy spokojni i posłuszni. Chcieliśmy kontaktu z adwokatem. Niestety to nie Ameryka (cyt.), więc zadzwonili tylko do żony. Żona na szczęście bystra, więc adwokata znalazła. 

Spaliśmy sobie w izbie zatrzymań, woda ciekła z kranu, było nam niewygodnie, nie mogliśmy zasnąć i nie mieliśmy lekarstw. Następnego dnia znowu przejechaliśmy się radiowozem i - 13 godzin od zatrzymania - zostaliśmy przesłuchani. Zarzut dostaliśmy prosty, bo posiadanie, z 62 ust. 1. Wyjaśniliśmy najjaśniej. Nawet o szafie z lampą (legalna) i nasionkach (legalne), bo pytali. Myśleliśmy, że wyjdziemy już z tego smutnego miejsca na skraju miasta. 

Nic z tego. Przecież mamy 48 godzin (cyt.) to w czym problem? No, nie ma problemu przecież. Było nam jednak trochę przykro. Zrobili nam daktyloskopię i sygnalityczne fotki (prosto do albumu). Ponownie nocowaliśmy gdzie wielu przed nami i po nas. W sobotę z rana jeden policjant zażartował, żebyśmy uważali, bo jest z nami sam a tu nie ma kamer. Chyba mieliśmy się zaśmiać.

Sobota. Czujemy się w radiowozie prawie jak w domu. Przywieźli nas do Prokuratury godzinę przed czasem. Czekaliśmy więc nie dwie, a trzy (był przed nami inny, niezapowiedziany interesant). Podtrzymaliśmy wczorajsze mea culpa et explicatio patrząc z nadzieją. 

Zatrzymanie trwało 46 godzin. Nasz obrońca chciał pomóc i dużo mówił po to, żebyśmy wcześniej poszli do domu. Powiedział, że zażali, mimo, że już po wszystkim.

***

Nie było żadnej podstawy zatrzymania.
Wpisana w protokół obawa matactwa straciła jakikolwiek sens po pierwszym przesłuchaniu.
Odmówiono kontaktu z obrońcą. Obrońcy odmówiono kontaktu z zatrzymanym (w piątek rano, bo do przesłuchania dopuścili).
Nie przekazano zatrzymanemu lekarstw zażywanych stale i systematycznie.
Nie zwolniono mimo braku (ustania) przyczyny zatrzymania.

Nie Ameryka, Białoruś (komentarz MS).




wtorek, 3 września 2013

Wsparcie

Praktyka na niwie prawa karnego pozbawia złudzeń, powoduje choroby cywilizacyjne, degraduje życie emocjonalne i prowadzi do chronicznego obniżenia samooceny. Wielu poszukuje wsparcia w substancjach psychoaktywnych, alkoholu, sporcie, romansach, idiotycznych rozrywkach typu spotkanie towarzyskie albo portal społecznościowy. Wszystko to na nic, bo w ostatecznym rozrachunku świat i tak składa się z tych pokoi, o których było w opowiadaniu „Okno”.

Dostrzegając miałkość, nikczemność starań, celów i dążeń zdecydowaliśmy się porzucić konwencjonalne metody walki z depresją spotęgowaną tymczasowym aresztowaniem producentów Alva PVP i brefedronu (tekst o tym tutaj). O wsparcie poprosiliśmy Helsińską Fundację Praw Człowieka. Napisali do Sądu Odwoławczego, że nas popierają, że tych ludzi trzeba wypuścić, że mamy rację. Pierwsze rozstrzygnięcie już jutro (jutro jest za milion lat, aktualizacja na końcu).

Przy okazji, dla tych, którym depresja doskwiera w sposób wykluczający samodzielną refleksję, krótki poradnik co robić w przypadkach beznadziejnych, aresztach długotrwałych, wieloletnich:

  1. Prasa chociażby lokalna. Należy spotkać z dziennikarzem, opowiedzieć o nieszczęściu rodziny, monotonii więziennej diety, niedostatku ćwiczeń aerobowych w treningu osadzonego.

  2. Rzecznik Praw Obywatelskich. Nie pomoże, ale zwróci się o informację do sądu. Jego aktywność będzie elementem presji.

  3. Skarga na długość aresztu do ETPCZ. Znów presja związana z zajęciem stanowiska przez rząd.

  4. Wspomniana już Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Może przygotować „opinię przyjaciela sądu”. 
     
  5. Do tego: zaskarżamy każde przedłużenie aresztu, chociaż ciężko się do tego zmusić. Zawsze gdy oskarżony niedomaga zdrowotnie, domagamy się możliwie najlepszej interwencji lekarskiej. Informujemy sąd o wszystkich nieszczęściach w rodzinie oskarżonego i przedkładamy stosowne dokumenty. Robimy wszystko, by sądowi z tym aresztem było ciężko.



    Aktualizacja (6.9.13): okazało się, że wszystkie wyznaczone posiedzenia zostały odwołane. Nie wiem czy to z powodu stanowiska Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Wszystkie składy uznały, że chcą się zapoznać z materiałami niejawnymi. Trudno się sprzeciwiać, chociaż nie mają one znaczenia dla oceny zasadności zarzutów zażaleń. Problem w tym, że będą upływały kolejne tygodnie (przy okazji: skarga na przewlekłość sądu rejonowego, który nie przekazywał zażaleń, nie została do dzisiaj przekazana do rozpoznania). Aplikant adwokacki Tomasz Płóciennik powrócił dzisiaj z kolejnego posiedzenia, na którym usłyszał, że nie zapadnie rozstrzygnięcie. W przypływie melancholii usmażył hamburgery w biurowej kuchni. O dziewiątej rano.