sobota, 15 sierpnia 2015

To się wcale nie wydarzyło.


Teatrzyk Bury Kot przedstawia:

Żul w prokuraturze - tragedia w trzech aktach



Akt pierwszy

Noc, gwiaździste niebo. Lekki wiatr rozprowadza w powietrzu zapach żula.
Dwóch mężczyzn stoi na ciasnym balkonie. Dyskutują .

Mężczyzna 1:    Chciało by się coś zarobić, byle by się nie narobić...
Mężczyzna 2:    Spółki, fuzje, kapitały, tu jest nasz majątek cały,
   Bo na ziemi leży złoto, trzeba tylko sięgnąć po to.
Mężczyzna 1:    Tylko jak?
Mężczyzna 2:    Ano tak...

Rozmawiają przyciszonym głosem.


Akt drugi

Biały dzień. Pusta ulica na przedmieściach. Mieszają się ze sobą zapachy lata i żula.
Żul chwiejnym krokiem przemierza chodnik. Podjeżdża sportowe auto. Szyba uchyla się.

Głos z samochodu:         Nie chciałby Pan co zarobić?
Żul:                                 Co będę miał za to zrobić?
Głos z samochodu:         Prosty biznes, sprawa czysta,
                                       kasa zaś jest oczywista. 

Żul wsiada do samochodu. Auto odjeżdża z piskiem opon. Jedzie dłuższą chwilę. Zatrzymuje się w ustronnym miejscu.

Głos z samochodu:         Masz pan tu krawat, koszulę i spodnie.
                                        Elegancko i wygodnie. 
Żul (po głowie wciąż się drapie): Proszę Pana, dalej capię!
Głos z samochodu:         To perfumy pierwsza klasa,
     Już nie będzie czuć brudasa. 
     Teraz migiem do rejenta,
     żeby nikt nie zapamiętał!


Akt trzeci

Prokuratura. Ciemny, duszny pokój. Na podłodze rozłożone akta, na biurku papiery, niedopite kawy, przepełniona popielniczka. Zmęczony prokurator myśli o przeszłości.
W asyście policji wchodzi żul.

Prokurator:          Pouczam Pana, prawda jest święta,
    jeśli ktoś kłamie, to popamięta.
    Nikczemny kryminał, przebrzydłe dranie, 
    pieniędzy pranie!
    W najlepszym zezna pan interesie, 
    co mu wiadomo o tym biznesie. 
Żul:                     Eeee.... Wszak ja prezes!
    To wygody! Blichtr! Luksusy! Samochody!
    Dam dowody. Oto sygnet. 
Prokurator:         Dwa na pięć.
Żul:                     Mówić mam chęć. 

Słychać miarowy stukot klawiatury.
Skupiony prokurator dyskretnie się uśmiecha. Zadaje pytania, okazuje zdjęcia.
Na chwilę zapomina o przeszłości.
Słodkawy zapach żula z czasem wypełnia duszny pokój.




[KC, AD, sierpień 2015]

piątek, 14 sierpnia 2015

nuż w bżuhu

Zdarzają się praktycy i naukowcy, którzy myślą, że w obecnie obowiązującym kodeksie postępowania karnego ustawodawca zapisał zasadę prawdy materialnej. To przejaw ignorancji, zaniedbań w zakresie samokształcenia i intelektualnej gnuśności.

Wyjawienie prawdy należy poprzedzić przywołaniem ducha radykalnych demaskatorów, bojowników o nowy ład, nową sztukę, społeczną świadomość. Patronami tego tekstu niech będą zatem Tadeusz Peiper (bratanek tak dobrze znanego komentatora Leona), Anatol Stern oraz Bruno Jasieński. Kilka poniższych uwag powstało pod wpływem wymiany zdań pod jednym z wcześniejszych tekstów oraz odezwy Sterna i Jasieńskiego z 2 jednodńuwki futurystuw: „dźgnięte nożem w bżuh ospałe bydlę sztuki polskiej zaczęło ryczeć (…) obywatele pomużće nam zedżeć z was wasze znoszone od codziennego użytku skury. (…) czerwony sztandar oddawna już stał śę w polsce czerwoną hustką do nosa. demokraci wywieśće sztandary ze słowami naszych szwajcarskih pszujaćuł: hcemy szczać we wszystkih kolorah” (nuż w bżuhu. 2 jednodńuwka futurystuw. krakuw warszawa listopad 1921)


Dźgając Państwa w dobrze odżywione adwokackie, prokuratorskie, sędziowskie, profesorskie i asystenckie brzuchy informuję zatem, że w obecnie obowiązującym kodeksie postępowania karnego nie zapisano zasady „prawdy materialnej”. Nie posłużono się bowiem pojęciem prawdy w znaczeniu klasycznym, opracowanym przez Arystotelesa: veritas est adaequatio conformitas intellectus et rei (zakładam, że prawda „materialna”, to ta o której pisał wspominany uczony, zresztą wskazują na to również autorzy podręczników do procesu karnego – np. R. Kmiecik, E. Skrętowicz). Gdyby tak uczyniono, to moglibyśmy śmiało powiedzieć, że twórcy mojego ulubionego aktu prawnego to kompletni idioci i ignoranci. Wszak od tysięcy lat ludzkość  stara się uporać mankamentami nauki o prawdzie w ujęciu Filozofa (tu warto zaznaczyć, że w Corpus Aristotelicum znajdujemy trzy rodzaje prawdy, o czym dowiedziałem się z artykułu pana Waldemara Gontarskiego). Nie sposób więc zakładać, że Wielcy Piszący nie słyszeli nazwisk: Bacon, Berkeley, Hume, Leibnitz, Kant, Schleiermacher, Husserl, Tarski, itd. Nie mogli więc, jak sugerują to niektórzy uczeni i praktykujący na niwie Ukochanego Aktu, odnosić się do definicji prawdy z wykopalisk. Byłoby to groteskowe i niepoważne, a zatem w art. 2 par. 2 kpk zapisali, że podstawą rozstrzygnięcia powinny być prawdziwe ustalenia faktyczne. Nie ma mowy o prawdzie materialnej, bo Twórcy wiedzieli jak skompromitowane, nieostre i poddane wielowiekowej krytyce jest to pojęcie w ujęciu klasycznym (na które to ujęcie wskazuje określenie „materialna”). Jest oczywiste, że mieli na myśli prawdę wynikającą z dowodów i stanowiska stron.

W regułach wykładni językowej, systemowej i funkcjonalnej próżno szukać argumentów za przyjęciem, że polski kodeks postępowania karnego stoi na gruncie zasady prawdy materialnej. Wszak nie ma legalnej definicji pojęcia użytego w art. 2 par. 2 kpk, a odwołując się do języka potocznego nie możemy – co należy powtórzyć – sięgać do znaczenia aktualnego 2300 lat temu. Nie możemy też przekreślać tych dwóch tysięcy lat pracy filozofów, którym nie udało się dopracować koncepcji prawdy materialnej, natomiast udało im się ją zweryfikować negatywnie. Wiara w prawdę materialną podobna jest przekonaniu o skuteczności środka dowodowego w postaci tortur.

Należy przy okazji dodać, że niczego nie ma o prawdzie materialnej w Konstytucji. Inaczej twierdzą autorzy B. Nita i A. Światłowski (PiP 1/2012, s. 33 i nast.) jednak wychodzą oni z błędnego, barbarzyńskiego założenia, że ustawodawca nie przekroczył intelektualnie Średniowiecza i w Ukochanej Ustawie korzysta z wydobytego z gruzowisk i zgliszcz pojęcia prawdy materialnej. W art. 45 Konstytucji jest mowa o sprawiedliwym rozpatrzeniu sprawy, co obliguje organ do wsparcia orzeczenia na wszystkich, prawidłowo przeprowadzonych i rzetelnie ocenionych dowodach. Tylko tyle, jednak więcej nie trzeba.

Jeśli prawidłowo odczytać pojęcie prawdy z art. 2 par. 2 kpk, to nie ma potrzeby stawiania tezy o rzekomych odstępstwach od zasady wsparcia orzeczenia na prawdziwych ustaleniach faktycznych, w przypadku konieczności skorzystania z fikcji procesowej narzuconej art. 5 par 2 kpk, czy też zastosowaniem trybów konsensualnych. W takim wypadku, w myśl zasad sprawiedliwości proceduralnej, prawda pozostaje prawdą, wynikającą z dowodów i oświadczeń stron. Orzeczenie, jakkolwiek być może oparte na ustaleniach niezgodnych z tym co rzeczywiście się wydarzyło, wynika jednak z prawdziwych ustaleń faktycznych. Prawdziwych w rozumieniu art. 2 par. 2 kpk, bo zgodnych z tym co się udało udowodnić.


Proszę teraz chodzić z nożem w bżuhu. hociaż pszecież codzienność to prawda dowoduw, nie materialna, ona tylko w muzgach ignorantuw.