sobota, 21 lipca 2012

Unknown Pleasures


Ten prokurator był pierwowzorem jednej z postaci kryminalnej powieści środowiskowej. Postać (ta książkowa) przeprowadziła między innymi taki oto dialog (nie da się usunąć wulgaryzmów, wrażliwi niech pominą tę prozę):

        „(…)
Postać: Ale wkurwił mnie ten B. Zapytał przed chwilą czy pozowałem do okładki „Unknown Pleasures” Joy Division.
Inny prokurator: A co tam jest na tej okładce?
P: Nie wiem dokładnie, coś mówił, że czarne tło i jakieś wykresy.
IP: On rzeczywiście jest pojebany, ale niech pan się nie martwi, no chyba, że pan rzeczywiście pozował
P: Nie pozowałem do żadnej okładki
IP: To może jakieś podobieństwo jest chociaż?
P: Panowie, na tej okładce nic nie ma! Czarne tło i jakieś białe kreski. To jest do niczego nie podobne.
(…)”

Postać była zdecydowanie tragiczna, podobnie jak wieści z ostatniego tygodnia: według gazet ten prokurator podobno uciekał przed policją, oni do niego strzelali, on próbował przejechać któregoś z nich. Każdemu z was może się to przytrafić. 

wtorek, 17 lipca 2012

Delegacje - ostatnie starcie

W związku z licznymi pytaniami, bez zbędnej zwłoki informuję, o tym co się stało przed chwilą. Sąd Najwyższy podjął uchwałę, w której stwierdził, że delegowanie sędziego do kilku sądów jednocześnie, jak również  wyłącznie na soboty, niedziele i dni wolne od pracy  nie narusza przepisów ustawy o ustroju sądów powszechnych. Jest zdanie odrębne, ale  z perspektywy klientów wymiaru sprawiedliwości nie ma to większego znaczenia.

Skoro narobiliśmy tyle problemów z tymi delegacjami i utrudniliśmy życie sędziom lokalnych sądów rejonowych, to proszę przyjąć wyrazy ubolewania. Teraz wszystko może wrócić do normy. 



wtorek, 10 lipca 2012

Trans


Leżeliśmy na ławkach, na przystanku w jakiejś wiosce. Chwilę wcześniej leżeliśmy pod kościołem ale zaczęła się burza i pod tym małym dachem było przyjemniej. Po paru minutach przybiegło dwóch przemoczonych, więc ich wpuściliśmy na ławki, a sami przenieśliśmy się na ziemię. Powiedzieli nam, że trzeci, który im towarzyszył, zrezygnował z powodu nękających go halucynacji. Przytulając się do folii nrc postanowiliśmy przedrzemać burzę.

Impreza nazywała się Transjura  i polegała na pokonaniu 164 km. Start w Krakowie, meta w Częstochowie, trasa biegła czerwonym szlakiem. Wybiegliśmy w piątek o 21.00, na mecie byliśmy o 3.40 w niedzielę. Widzieliśmy wielu walczących, napierających, wycieńczonych. Na 12 km przed końcem, w środku nocy napotkaliśmy żywego trupa: zataczał się, wzrok błędny, a zapytany o to czy ma jedzenie i wodę, coś tam mruczał słabym głosem.

Do końca próbowaliśmy jakoś się starać: więcej truchtać niż maszerować. Nie wiem czy to miało sens, bo zaledwie 5 godzin po nas  dotarła  ekipa, która w pewnym momencie zaczęła tankować browary i szczęśliwa przybyła na metę. Kilku odklejeńców i jedna atrakcyjna pani. Nie wiem czy ich metoda nie była lepsza.

Prowadzenie działalności adwokackiej na niwie prawa karnego wiąże się z podobnymi  dylematami. Człowiek próbuje się starać, biega, robi sto rzeczy jednocześnie. Tymczasem można od 11.00 tankować browary w tym hotelu naprzeciwko sądu i też być szczęśliwym, tylko bardziej. Efekty  bardzo podobne, a często lepsze. Dobrze się więc zastanówcie, którą drogą pójdziecie.  

O Transjurze powiem  wam jeszcze, że w Częstochowie, na ul. Mirowskiej, tak z 4 km przed metą (to długa ulica jest) przyplątał się duży, żółty pies. Mieliśmy wtedy taką taktykę, że co jakiś czas pokładaliśmy się na chwilę, tak dla wypoczynku. W towarzystwie psa okazało się to wykluczone, bo on wtedy przybiegał i radośnie lizał nas po twarzach. Trzeba było truchtać do mety, a tam  pies gdzieś zniknął. Niewykluczone zresztą, że wcale go nie było. Ekipa konsumująca browary go nie napotkała.