Przegrałem sprawę Oburzonych. Jedynym powodem tej
porażki jest brak mojej siły duchowej, a smutną konsekwencją konieczność
napisania skargi do ETPCZ, czego jak powszechnie wiadomo nie potrafię. A było
tak:
W maju 2012 Oburzeni mieli swoje miasteczko namiotowe
na Rynku Głównym. Prowadzili tam jakąś swoją buntowniczą aktywność, której nie
śledziłem, bo już nie jestem punkowcem tylko kapitalistą. W jakiś ciepły piątek
to miasteczko im nagle zlikwidowano, chociaż mieli umowę z miastem i szczere
chęci oraz plany odczytów, czy
zabaw dla lokalnej społeczności. Przy
tej okazji policja zabrała ze sobą dwie osoby na komisariat, potrzymała je tam trochę, przesłuchała i po paru godzinach
wypuściła.
Zostałem wybrany by udzielić pomocy. Rebelianci zgromadzili się w ciemnym lokalu gastronomicznym. Niektórzy tankowali browary i pomyślałem, że
pięknie jest ruszać z posad bryłę świata, podczas gdy bezmózgie masy, uwikłane
w nikczemną codzienność, gonią za pieniądzem, dobrobytem, awansem, niezobowiązującymi romansami. (tu przyznam, że owego dnia
doskwierał mi nadmiar zadań: 4 rozprawy,
kilka spotkań, trzech nowych zatrzymanych, wieczorem udział w biegu na 100 km na orientację).
Złożyłem zażalenie na zatrzymanie tej dwójki. Ponieważ
dyżurny KP I przy ul. Szerokiej
twierdził, że to wcale nie było zatrzymanie, od razu w zażaleniu pisałem, że charakter
działań policji (kilkugodzinne pozbawienie wolności, przeprowadzenie czynności
procesowych) wskazuje, że w świetle przepisów kodeksu postępowania karnego
przemoc przedstawicieli władzy musi być nazwana zatrzymaniem. Zażalenie można
przeczytać tutaj.
Sąd odmówił przyjęcia zażalenia do rozpoznania. Przyznał rację dyżurnemu KP I, -
w ocenie sądu to nie było zatrzymanie, a w konsekwencji działania policji nie podlegały kontroli. Napisałem
zażalenie na postanowienie o odmowie przyjęcia do rozpoznania środka zaskarżenia, jednak okazało się na tyle kiepskie, że niekorzystne postanowienie utrzymano
w mocy (tu właśnie zabrakło siły duchowej, trzeba było to zażalenie napisać
niczym w prawdziwej, wiodącej kancelarii - na milion stron, za milion dolarów
od strony). Zażalenie tutaj,
postanowienie kończące postępowanie w sprawie tutaj.
Nienawidzę skarg do ETPCZ. Nawet jeśli pominąć nieobliczalność
orzeczniczą, czy mój brak umiejętności, to
najbardziej irytujący jest czas oczekiwania na rozstrzygnięcie - teraz
rozpatrują pewnie skargi dinozaurów. Ta sprawa dowodzi jednak, że można pozbawić
obywatela wolności nawet na kilka godzin, zaś takie postąpienie pozostaje poza
jakąkolwiek kontrolą. Myślę, że to nie może być prawda, przecież wszystko można
zaskarżyć do sądu. Ja rozumiem, że pozbawienie wolności rebelianta nie jest
jakoś bardzo szkodliwe, skoro i w tym niewygodnym położeniu może czynić swą powinność
i rozmyślać o walce ze złem (choć zapewne lepszym miejscem jest ciemny lokal gastronomiczny). Co jednak kiedy policja zatrzyma na trochę sędziego śpieszącego,
by rozstrzygnąć zażalenie na zatrzymanie
tego rebelianta ? Albo sędziego, który
zamierza ogłosić wyrok, w którego ustnym uzasadnieniu zdystansuje się do złych postępków
pracowników tajnych służb? Co będzie jeśli zostanie zatrzymany wartościowy baron
telekomunikacyjny, dający pracę setkom tysięcy biednych obywateli? Chroniąc
rebelianta, chronimy masy pracujące, więc nie ma wyjścia, trzeba
pisać to tego ETPCZ.
W skardze trzeba zarzucić naruszenie art. 5 ust. 4 konwencji. Jak ktoś ma inne zdanie to
będę wdzięczny za podpowiedź.