Wybitny
poeta rosyjski Niekrasow czynił w życiu wszystko to, co potępiał
w swoich utworach. Poeta „ludu, żalu i pomsty” był jednocześnie
zapalonym myśliwym, obżartuchem i nie stronił od luksusu. Majątek
zrobił na wierszach i grze w karty, chociaż trzeba pamiętać, że
z biedy wyciągnął go niejaki Panajew. Po pewnym czasie Niekrasow
przejął dom dobroczyńcy, czasopismo i małżonkę (tak
przynajmniej opisał to S. Mackiewicz w „Dostojewskim”).
Poeta
Niekrasow to była postać heroiczna. Niełatwo bowiem zachować
konsekwencję w prezentowaniu postawy niespójnej. Przez ostatnie 10
lat głosiłem pogląd, zgodnie z którym jakakolwiek edukacja
prawnicza pozbawiona jest sensu, a jednocześnie byłem w różne
formy w tej edukacji zaangażowany. Co gorsze stałem na stanowisku,
że do wykonywania zawodu sędziego czy adwokata wystarczy ukończenie
szkoły podstawowej ale zarazem oczekiwałem, że współtowarzysze
aplikanci będą wnikliwie czytali czasopisma, orzecznictwo i
komentarze. Te doświadczenia zmuszają do uznania wielkości i
wyjątkowości poety Niekrasowa. Osoba pozbawiona szczególnych cech,
jakimi dysponował ten zręczny literat, musi w końcu skapitulować.
Konsekwentnie trzeba więc powiedzieć: precz z edukacją (nawet
jeśli miałoby się okazać, że powodem przyjęcia tego poglądu
jest zbyt częste w dzieciństwie, wykorzystywanie radiomagnetofonu
marki Grunding do odtwarzania kasety, której wkładkę pomalowano
długopisem w cegiełki).
W
ostatnim tchnieniu niekonsekwencji muszę przyznać, że nieznaczny
udział w działaniach jednej z poradni prawnych (dla dobra tej
poradni nie można pozwolić na jej identyfikację) był aktywnością
ekscytującą. Ta przygoda zapewniała pełne spektrum doznań
duchowych i naukowych z wygodnej pozycji recenzenta cudzej pracy.
Trzeba być jednak człowiekiem młodym i pełnym entuzjazmu, by
unieść ciężar zespołu zdarzeń prowokowanego relacją pomiędzy
klientem, a studentem. Zmęczenie i zmiana kategorii wiekowej
wyklucza z grona akuszerów młodej myśli prawniczej, szczególnie
kiedy dochodzi się do przekonania, że albo student wszystko potrafi
od razu albo niczego nigdy się nie nauczy. Teraz niech tracą wiarę
młodsi, piękniejsi.
Przez
ostatni rok trwałem jeszcze przy okazjonalnym prowadzeniu zajęć
dla aplikantów. Miało to istotny wymiar finansowy (bo kredyty,
pożyczki, alimenty). Jestem wdzięczny za zaangażowanie mnie do tej
roboty, jednak dalej nie mogę. Wszystko niszczą obowiązkowe
zajęcia, podpisywanie listy, brak wspólnego kodu kulturowego, brak
umiejętności wzbudzenia entuzjazmu grupy (i inne okoliczności
poboczne). Dodatkowo w tym sezonie doszedłem do przekonania, że
pierwszy rok aplikacji adwokackiej powinien sprowadzać się do
uczestnictwa w zajęciach teatralnych, zakończonych egzaminacyjnym
przedstawieniem Kopciuszka, czy Królewny Śnieżki. Wielu albo się
wstydzi albo są wielkimi prawnikami, więc takie kółko teatralne
być może jeszcze by pomogło, ale na pewno nie warsztaty z pisania
apelacji. Te jeszcze nikogo nie uratowały.