czwartek, 10 sierpnia 2017

Poradnik dla leniwych ale ambitnych sędziów wydziałów karnych w sądach odwoławczych

uwaga: tekst powstał na podstawie obserwacji własnych, nie zaś lektury komentarzy

Państwo tak chodzą po zabrudzonych woskiem trotuarach. Państwo się czują jak atomowe odpady, uchodźcy z Prypeci, których toksyczność wyznaczana jest najnowszym modelem licznika Geigera, o handlowej nazwie Zbigniew-2. Nikt was nie lubi, nikt nie kocha, niektórzy wykorzystują do walki o elektorat. To przygnębia.

Chciałbym Państwu pomóc, szczególnie tym leniem podszytym, a zarazem ambitnym, którzy nie lubią gdy ciężka ich praca idzie na marne, bo Sąd Najwyższy uchyla wyrok. Takim przykrym zdarzeniom łatwo można zapobiec postępując w sposób następujący:

  1. W przypadku złożenia wniosku o uzasadnienie orzeczenia swój obowiązek należy zrealizować możliwe kiepsko, z ewidentnymi brakami, koniecznie pomijając omówienie najistotniejszych zarzutów podniesionych w zwykłym środku zaskarżenia.
  2. Najlepiej całkowicie pominąć ustosunkowanie się w uzasadnieniu wyroku do zarzutów innych niż naruszenia art. 7 kpk.
  3. Realizacja zaleceń z pkt. 1 i 2 wykluczy postawienie w kasacji "merytorycznych" zarzutów kwestionujących prawidłowość kontroli instancyjnej. Strony nie będą miały innego wyjścia – muszą zarzucić naruszenie art. 433 par. 2 kpk w zw. z art. 457 par. 3 kpk (niektórzy dodadzą w zw. z  ar. 6 kpk, art. 42 ust. 2 Konstytucji RP, art. 6 ust. 3 EKPCZ) bo nie mogą domyślać się motywów rozstrzygnięcia, zresztą będzie je do tego zachęcała lektura niegdysiejszych orzeczeń SN. Nie należy się natomiast obawiać prób kwestionowania w kasacji sposobu kontroli stosowania art. 7 kpk przez sąd pierwszej instancji. Zazwyczaj skazane są one na porażkę, stąd zalecenie z pkt. 2 powyżej (coś w tym uzasadnieniu trzeba jednak napisać, skoro straszą postępowaniami dyscyplinarnymi).
  4. Po przekazaniu kasacji do SN, ten niechybnie skorzysta z art. 449a kpk w zw. z art. 518 kpk, gdyż czyni to ochoczo. Wówczas należy napisać skrótowe uzasadnienie w pominiętym wcześniej zakresie.
  5. Wykonanie czynności z pkt. 4 zdezaktualizuje zarzuty kasacji, a strona nie będzie mogła wywieść nowych, z uwagi na treść art. 536 kpk. Jej kasacja stanie się oczywiście bezzasadna.
  6. Wyrok będzie utrzymany w mocy.


Realizacja tych zaleceń nie przyniesie oczekiwanych rezultatów jeśli w Sądzie Najwyższym przytrafi się sędzia, który uzna, że horyzont prawa do obrony nie jest limitowany ekstatycznym momentem publikacji orzeczenia, a sięga również chwili, w której formułowany jest zarzut kasacji. Prawdopodobieństwo nie jest jednak znaczne. 

czwartek, 3 sierpnia 2017

Zapisek ze współczesności (z okazji zawieszenia postępowania przez SN w sprawie pana Mariusza Kamińskiego)

Żyliśmy w czasach, w których w Sądzie Najwyższym, w Izbie Karnej, orzekali tchórze. Przedkładając Bukowskiego nad Herberta, Peję nad Taco Hemingwaya, Podgórnik nad Poświatowską nie cierpieliśmy wcale. Otwierało to nawet pewne możliwości.

Na przykład korciło nas, by zaczerpnąć z rezerwuaru kultury i tradycji śródziemnomorskiej, zdobyć się na gest Kaliguli i uczynić obowiązkowym członkiem każdego składu orzekającego Sądu Najwyższego konia. Konia albo kota. Nieprzychylne komentarze maruderów szybko stłumiłoby się groźbą zwolnień, a o entuzjazm rzecznika prasowego nie trzeba by się martwić. Wszak sam przyznał: „od zawsze jestem sędzią, nie umiem niczego innego. Nie wiem czy będę umiał zachować się heroicznie(...)”. Gdybyśmy mu więc kazali, naradzałby się z kotem, okazując mu należny szacunek, podobnie jak uczynił to w przypadku osób orzekających obecnie w Trybunale Konstytucyjnym („Nie wiem jakie będzie orzeczenie TK, tam orzekają także niezawiśli sędziowie”). Wprawdzie mógłby pojawić się problem z sędzią Włodzimierzem Wróblem, ale po prostu byśmy go relegowali, zapewniając mu wieczną chwałę i woskowe pomniki wznoszone przez niedawnych demonstrantów.

Jeśli coś nas uwierało to pogarda jaką sędziowie Sądu Najwyższego Izby Karnej okazali swoim obrońcom. Uwierało to nas, chociaż też uważaliśmy, że latanie ze świeczkami na posyłki polityków to kiepski pomysł na spędzenie wieczoru. Przecież Wielkie Imperium Rozrywki (jakże usłużnie wspierane linią orzeczniczą SN, zgodnie z którą ususzenie jednego krzewu marihuany to zbrodnia, co zapewnia rzetelny bilon w kieszeniach profesjonalnych hodowców) oferowało rozliczne atrakcje i środki ułatwiające przetrwanie. Każda noc mogła być lśniąca. Jeśli jednak ktoś już o te „wolne sądy” walczył, dał się zwieść i parzył sobie ręce nie zważając na dżdżystą nieraz aurę, to nie wolno go było krzywdzić jaskrawym przejawem zniewolenia i służalczości wobec polityków. Byliśmy przeciwnikami demonstracji, zwolennikami wzmożonego atakowania sędziów, wierzyliśmy w nieoczywiste posłannictwo Zbigniewa Ziobry, ale tych biednych obrońców zwyczajnie nam było szkoda.

Przez chwilę mieliśmy nadzieję, że wściekła tłuszcza wywiezie Izbę Karną z Sądu Najwyższego na taczkach. Za zdradę, za zawiedzione nadzieje, za niewdzięczność i sprzedajność wobec władzy wykonawczej. Tak się jednak nie stało, a paraliż wykorzystanych był chyba najbardziej przygnębiający.


Byliśmy już bardzo starzy. Nie mieliśmy kiedy spać. I za długo robiliśmy w tym biznesie.