Chciałbym żeby aplikanci
adwokaccy jedli narkotyki. Chodzi o te masy, którym wydaje się, że status
aplikanta określa ich pozycję społeczną, a dobre samopoczucie odwrotnie jest
proporcjonalne do umiaru. Oni to bowiem wyznaczają estetyczne kanony na
wyjazdach szkoleniowych czy integracyjnych oddając się opilstwu, przypadkowym
kontaktom seksualnym, wizytując przy tym dyskoteki i inne miejsca, w których
piękno nigdy nie zagości.
Ci aplikanci –
oni są niewinni. Wszak niewielu potrafi pić, a prawie wszyscy muszą. Znam tylko
kilku biegłych w kunsztach alkoholowych - mogą konsumować od rana i nie wpływa to
negatywnie na pracę, wrażliwość, spostrzegawczość.
Ci aplikanci
wypełniają jedynie swoją rolę – materializują witkiewiczowską wizję powszechnego
zbydlęcenia. To konieczność dziejowa. Nieświadomy motłoch musi zawłaszczyć
przestrzeń, która (z przyczyn niewiadomych, ale właśnie stąd trafność
określenia „nieświadomy”) wydaje mu się atrakcyjna.
Te masy odurzając
się pospolitym alkoholem praktykują nieskomplikowaną redukcję człowieczeństwa (zawiść
itp.). To oczywiście problem formy, bo przecież wyniszczanie środkami odurzającymi
może być również atrakcyjne, przynajmniej dla obserwatora. Oni jednak czynią to
wyjątkowo smętnie i nie trzeba być radykalnym tropicielem obłudy piękna, by
dojść do takiego przekonania.
Gdyby narkotykami
zastąpić im alkohol (wiem, że bez środków odurzających sobie nie poradzą), być może
zaczęliby odczuwać metafizyczne łaknienie, plądrować duchowy kosmos, żarliwie odtwarzać
intelektualną zawartość wszechświata.
Być może
powróciłby Duch, ku chwale Ludowej Adwokatury Polskiej.
mocne słowa...
OdpowiedzUsuńPanie Mecenasie,
OdpowiedzUsuńjak powszechnie wiadomo, aplikant jest zwierzęciem mało kreatywnym i raczej leniwym. W związku z tym szeroko pojęte zbydlęcenie odbywa się według utartych schematów. Byłoby przecież nieuprzejmością wyłamać się z kanonu narzuconego przez obecnych na szkoleniach przedstawicieli Palestry.
Dyzma Bebak
wróciłem do lektur Słowacki, Mickiewicz toteż chciałbym by młodość ponad poziomy wylatywała. Od starszych nie oczekuję niczego.
Usuńmoże pod wpływem tych lektur pierwsze zdanie, wszak Słowacki był podobno smakoszem opium.
Brawo - złożenie egzaminu na aplikację adwokacką powoduje nie odwracalne skutki w psychice młodego człowieka - można je porównać do efektu kija wsadzonego w d ......., bardzo z tym niewygodnie.
OdpowiedzUsuńnie wiem czy prawidłowo odczytuję tę brawurową metaforę. Czy chodzi o rozdźwięk pomiędzy oczekiwaniami rozbudzonymi doktryną elitarności, a miałką codziennością?
UsuńPanie mecenasie, obawiam się, że nigdy nie będzie aplikantów: "którzy w nędzy łachmanach z zapadniętymi oczyma w transie czuwali
OdpowiedzUsuńpaląc w nadnaturalnych ciemnościach tanich mieszkań, płynąc poprzez
dachy miast, kontemplując jazz,
którzy pod liniami kolejki nadziemnej odsłaniali swe mózgi Niebiosom i
objawiały im się natchnione anioły Mahometa rozkołysane na dachach
czynszówek."
Ginsberg nie pisał tego o młodych adeptach prawa. Przykro mi. Zresztą - szaleństwo duszy nie jest chyba w ogóle przynależne jakiejkolwiek zbiorowości.
Obawiam się, że w świetle powyższych Pana nawoływania zbliżone będą do Sajnógowego manifestu daremnego dotyczącego zaprzestania rozmnażania i nie będą mogły odnieść skutku.
Zając
moim zdaniem cytowany fragment to nie relacja (na żywo) z szaleństwa, a ze stanu zdumienia, łapczywego pochłaniania rzeczywistości. myślę, że znam kilku aplikantów, którzy praktykują tego rodzaju aktywność nie korzystając z jakichkolwiek deformatorów percepcji.
UsuńMają to za darmo, może to właśnie kwestia właściwego doboru lektur.
Mierzi mnie jednakowoż ta masa, do niej piszę (raczej o niej, bo przecież nie przeczytają).
Ale najgorsze jest to, co sugeruje polskojęzyczny Litwin – że jednak byliśmy do siebie tak podobni…
chyba jest tak, że elementy baśniowe i dramatyczne mogą jedynie zostać wzmocnione przy pomocy osiągnięć współczesnej chemii - nigdy zaś wytworzone.
OdpowiedzUsuńz drugiej strony nie deprecjonowałbym alkoholu jako takiego - myślę, że zawdzięczamy mu wiele: inzynierów z Petrobudowy, kolędników schodzących do knajp, deszczowe psy i dużo więcej.
zając
Po lekturze tego wpisu zrozumiałem jak bardzo nietrafiony był prezent, który przyniósł Panu Mecenasowi św. Mikołaj do Poradni w grudniu 2011 roku. Przypomnę - czekoladowy Mikołaj w połączeniu z półlitrową butelką czegoś mocniejszego. Myślę, że teraz już rozumiem powody Pana ówczesnego niezadowolenie z tego prezentu.
OdpowiedzUsuńNiemniej jednak, jako osoba konsultująca ten prezent ze św. Mikołajem, muszę powiedzieć, że miałem dobre intencje.
Pozdrawiam, mb.
prezent został dobrze wykorzystany - o ile pamiętam, więc był dobry.
UsuńA czy to czasem nie jest trochę tak, że niektórzy mieli zwyczajnie szczęście rozpoczynać hulaszczy tryb życia w czasach gdy inni chodzili na angielski bądź pobierali lekcje gry na pianinie,a kres ich pijackiego etosu przypada na moment, w którym na topie były rozmowy o egzaminie z gihu bądź możliwości podjęcia pracy w ELSIE? Przeważnie przedstawiciele obu frakcji gardzą sobą wzajemnie. Jedni nie widzą nic imponującego w wypiciu 3 nalewek, posiadaniu statusu lokalnej gwiazdy sportowej(to w młodości o dziwo przeważnie szło w parze), a co więcej dyskredytują poziom inteligencji dziewcząt zachwycających się przedstawicielami owej kasty. Drudzy uważają natomiast, że pianino jest dla lamusów,a po alkoholu rzygają tylko cioty (dla ułatwienia tą grupę nazwijmy zatem ciotami).
OdpowiedzUsuńPo jakimś czasie (tu przeważnie znów daje o sobie znać zgubny wpływ kobiet) dochodzi do rewizji poglądów. Cioty zaczynają dostrzegać, że konsumując alkohol(i wprost proporcjonalnie do konsumpcji opowiadając o niej) można zyskać prestiż, jak również zaimponować płci przeciwnej(patrz aplauz studentów na pijackie historie profesorów. Żadne inne nie cieszą się taką popularnością). W tym czasie pijący za młodu, odcinają się od przeszłości (Tu materiał filmowy http://www.youtube.com/watch?v=Z84B-5Cxz0w
http://www.youtube.com/watch?v=Qk4bBJKLyHU
), inni odkrywają w sobie pokłady wyjątkowej wrażliwości i piją dalej(Hemingway, Hłasko, Curtis), reszta chleje tak po prostu. W grupie tej dochodzi więc do podziałów. Pijących za młodu łączy jednak pogarda dla ciot. Zazdrość ciot tylko potęguje ich wzgardę, a także zwiększa ilość konsumpcji (w obu grupach). Przedstawiciele odłamu pijących za młodu są postaciami tragicznymi, w pewnym momencie zaczynają bowiem wierzyć, że gdyby nie alkohol, to przeżyliby jeszcze więcej.
To nieprawda.
aplikant BK
ładna diagnoza. ładne też piosenki.
Usuńpo lekturze myślę, że być może niepotrzebna była ekspozycja problemu środków odurzających, bo wszak nie to jest najważniejsze.
zasadniczo męczy mnie fasadowość "elity". jej sposób spędzania wolnego czasu ujawnia gruzowisko, ale tak naprawdę jest mi obojętne czy aplikant pije, czy stosuje czopki amfetaminowe. ważne by poszukiwał (buntownikiem był), nie zaś upatrywał źródeł dobrego samopoczucie w tym tylko, że dołączył do palestry.
ostatecznie trochę mi z tym tekstem niewygodnie, bo wyszło moralizatorstwo (a nie mam kompetencji do rzutu kamieniem), a nadto niejedną już słyszałem relację, iż potencjalny adresat napomnienia uważa, że to nie do niego.
http://www.youtube.com/watch?v=7Nh_rSJLLas to jest ładna piosenka, która kojarzy mi się z tym o czym piszesz.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że niejako rozgrzeszając środowisko ciot, należy spojrzeć na problem szerzej. Nie każdy rodzi się buntownikiem i nic w tym złego. Dużo gorzej, że idąc na studia, przez 5 lat spotyka się praktycznie samych konformistów, nie potrafiących rozbudzić w człowieku żadnej pasji ani zmusić do głębszej refleksji (bynajmniej nie mam tu na myśli refleksji dotyczącej klauzul abuzywnych). Potencjalny buntownik w sile wieku, zamiast ruszać bryły świata, pogrąża się w beznadziei i gnije w szarości dnia codziennego.
Brak podwórkowej rywalizacji, a później brak inspiracji, prowadzi do tego, ze że jedynym celem życia (czasem miałem wrażenia, że równoznacznym z sensem istnienia) jest uzyskanie pozycji aplikanta lub zdobycie praktyk w renomowanej krakowskiej kancelarii. Nie można od takiej osoby wymagać by się buntowała. Nie było o tym mowy na wykładzie z prawa rzymskiego, ani nikt o tym nie wspominał na Olszewskiego.
"Gdzie prawda o życiu- nie czytam Lema- choć to mistrz ja chce żyć przy problemach(...) Chłonę i czerpie wiedzę z charakterów, nie spotkasz ich w świetle jupiterów, wielu z ciekawszym cv znajdziesz w marnej knajpie, ale ty musiałbyś się odważyć najpierw".
Być może to tylko częstochowskie rymy, ale do mnie to trafia.
BK
Tylko przeciwko czemu lub komu aplikant ma się buntować? I po co? Bo czy to nie jest przypadkiem tak, że to właśnie takie wezwania powodują u mas aplikanckich poczucie wyższości? Myślę, że takie nawoływania są trochę niebezpieczne. Zachłyśnięcie ideą buntu rodzi przekonanie, że oto oni młodzi stworzeni są do czegoś lepszego, co następnie prezentują w dość niewybredny sposób. Lepiej byłoby, żeby aplikanci trochę się otrząsnęli. Zamiast buntu przydałoby się im trochę pokory.
OdpowiedzUsuńprzeciwko wszystkiemu, bo kto ma siać twórczy ferment jak nie młodzież. To nie wyklucza zresztą pokory.
UsuńTrzeba zacząć od spraw małych np. piękna jest walka apl. adw. Tomasza Płóciennika z praktyką wielodniowego zwlekania z przekazaniem zażaleń na postanowienia na tymczasowe aresztowania, czy apl. adw. Kamili Czajkowskiej z prastarą praktyką bezrefleksyjnego przechowywania zatrzymanych aż po 48 godzinny limit.
Trzeba próbować zmieniać sposób wykładni przepisów (np. pomysł że odstąpienie od popełnienia przestępstwa wymaga wyraźnej manifestacji). generalnie zło jest wszędzie.
Trzeba zmienić obyczaje, zmienić doktrynę elitarności, walczyć z bufonadą środowiska.
Trzeba być Mickiewiczem i Słowackim, tylko na niwie pracy prawniczej.
wolę niepoprawnych buntowników od przedwcześnie zramolałych epigonów pseudowartości.
ale dlaczego od razu nazywać to buntem? mierzenie się z utartą wykładnią przepisów, czy nierzadko patologiczną praktyką sądów, czy organów ścigania jest właśnie istotą zawodu adwokata. I jakkolwiek należy doceniać takie działania, to ich nadmierne hołubienie chyba nie jest właściwe. A walka z bufonadą środowiska? Co do "starej" palestry to trudno mi się wypowiadać. A z młodymi jest tak, że to właśnie wzniecanie w nich poczucia wyjątkowości na poziomie aplikanta staje się przyczynkiem do późniejszej wyniosłości.
Usuńdobrze, niech bunt będzie za dużym słowem. wystarczy krytyczne podejście. jednak bez zacięcia trudno się mierzyć z codziennością, toteż stan emocjonalny zbliżony do "buntu" może być pomocny. znam zaledwie kilku adwokatów wykonujących zawód zgodnie z jego istotą. reszta woli dobre relacje w sądzie i prokuraturze. z jedną tylko ambicją - zasnąć w cieple, jak piał poeta. gdyby ich ktoś za młodu nakłaniał do buntu, to może więcej byłoby w nich krytycyzmu.
Usuńmi się wydaje, że w większości młodzieży aplikanckiej jest dostatecznie dużo wyniosłości i chciałbym, by przynajmniej niektórzy się "zbuntowali" i zrozumieli, że wyjątkowi nie są wcale. a nawet jeśli bywają wyjątkowi, to w Wielkim Imperium Wymiaru Sprawiedliwości nie odgrywają roli doniosłej.
a wracając do przyczyn buntu najmłodszej palestry, czy jak kto woli krytycznego spojrzenia: wielu aplikantów zatrudnionych u patronów latami pracuje za darmo. byłem szczęśliwym, sytym i zamożnym aplikantem zatrudnionym na umowę o pracę, ale czemu ci biedni, nie walczą z tym dziwnym obyczajem?
nie wykluczam, że mój tekst to gderanie starca. może to kwestia wyborów estetycznych, a w pewnym wieku pijany tłum przestaje być tak zachwycający jak chwili kiedy jest się jego cząstką.
bunt podejmowany wskutek nawoływania do buntu staje się spełnieniem oczekiwań. Pana nawoływania są w pewnym sensie o tyle beznadziejne, że właśnie zabijają bunt.
OdpowiedzUsuńTo jest w ogóle problem, buntować się w tłumie. Albo w obecności innych zbuntowanych. Wymaga to od buntujące się ciągłej kontroli nad własnym poczynaniem i walki o niezależność w buncie. Nie wiem, czy o to chodzi.
Myślę sobie, że trafił pan w sedno z tą walką o dobro. Może jest tak, że nie chodzi tu wcale o bunt, ale o stawanie się błędnym rycerzem palestry, takim chaotycznym-dobry wędrowcem. tutaj nie chodzi o kontestacje reguł, ale fasadowości.
Ostatnio spotkałem na przystanku kolegę z roku, który mi rzekł, że ze spraw karnych to chodzi tylko na urzędówki i że to jest złe, bo na urzędówkach to wiadomo: tylko wnosi się o niską karę i koszty. On też się buntuje - wobec reguł, wobec jakiejś ogólnej zasadzie rzetelności.
Zatem chyba warto zmienić treść nawoływania.
Zając
http://www.youtube.com/watch?v=9c7HVMDp43
OdpowiedzUsuńZawstydziła się Pani Mecenasowa komentarza i dlatego teraz skromnie anonimowo?:) Czy ktoś może dał lekcję pokory, do które to Pani nawołuje aplikantów
OdpowiedzUsuń? nie bardzo rozumiem, niestety ..
UsuńŹdźbło w oku bliźniego widzisz, a belki w swoim nie - Panie Anonimowy...marna prowokacja... nie słowa, a czyny się liczą Szanowny Panie, a pokory Aplikantom brak.
OdpowiedzUsuńRozumiem, że Pani karierę buduje na pokorze?:D
OdpowiedzUsuńNa jednej ze ścian krakowskiego rynku jest taki szyld "praca i kariera," a przynajmniej był jeszcze jakiś czas temu. Myślę, że rozróżnienie tych dwóch pojęć jest zasadne. Póki co dana jest mi praca. Czy kiedyś skończy się to karierą? Nie wiem. Tak naprawdę to nie lubię tego słowa. Jakieś takie amerykańskie trochę jest. Ale jeśli owa kariera oznacza bycie nieprzeciętnym, to chciałabym, żeby tak było. Z użyciem pokory.
UsuńDuma bez pokory - to próżność; pokora bez dumy to podłość.
OdpowiedzUsuńostra dyskusja :) fajnie
OdpowiedzUsuńa tekst Szefa mi na pierwszy rzut nie podszedł (za delikatny - lecz trudno lepiej)