środa, 22 czerwca 2011

Na rozstajach

Jedliśmy obiad kiedy zorientował się, że szatnia już zamknięta, a on nie odebrał togi. Stwierdził, że to pewien problem, bo pociąg miał o 7.28 i nie było szans na odbiór przed podróżą. Jednocześnie jego jedyne spodnie garniturowe  były dziurawe i dopiero za kilka dni  planował zakupić nowe. W takich spodniach, bez togi, bez legitymacji mógł mieć kłopoty, więc postanowił zreperować odzież na własną rękę. 

Miał przesiadkę w Radomiu. W lokalnym pociągu był jedynym pasażerem, sprawdził to przechodząc przez wszystkie wagony. Wysiadł w polach, żadnej stacji, tylko tablica z nazwą miejscowości. Zadzwonił do sekretarki

Mówił, że w oddali widzi pola i chałupy, ale sekretarka patrząc na mapę nie potrafiła mu pomóc. Po jakimś czasie dotarł do domostwa sołtysa, gdzie jeden z tych wszechobecnych, wiejskich  rowerzystów polecił mu wybrać zielony szlak.

Poszedł więc zielonym szlakiem, jakimiś żwirowymi drogami i ścieżkami, bacząc, by nie zgubić drogi.  Po godzinie dotarł do miasteczka i znalazł sąd. Nie spóźnił się. To dobrze, bo wartość przedmiotu sporu w tej sprawie wynosiła kilka milionów złotych.

Ostatnio rozważaliśmy czy chcemy pozostać kancelarią charakterystyczną, czy stać się wiodącą. Rozmyślamy o prestiżu i pieniądzach na starość. Trudno jednak podjąć decyzję, bo pomyślcie jak marne byłoby życie bohatera tej historii, gdyby na rozprawę pojechał samochodem.

13 komentarzy:

  1. czy ja wiem? mógłby zostawić samochód otwarty, stać się ofiarą kradzieży żula z Plant, a potem odkupić auto za 20PLN. wciąż będąc na czas:)

    OdpowiedzUsuń
  2. a czy jedno z drugim się kłóci?
    niekoniecznie

    OdpowiedzUsuń
  3. widzi Pan, ja ostatnio, katując się kodeksem postępowania administracyjnego, zacząłem nieopacznie snuć rozważania na temat zagadnienia prawników wędrownych. a właściwie ich braku. przecież to zawód stworzony wręcz do takich przedsięwzięć. jak kuglarze, aktorzy czy medycy-hochsztaplerzy. błędny prawnik mógłby służyć pomocą wszędzie tam, gdzie ludzie wolni padają ofiarami lewiatana. upijać się po zajazdach, kłaść się spać gdzie popadnie, zachodzić do przydrożnych sądów i barów. stawać w obronie ciemiężonych i nie zaprzątać sobie głowy kwestiami rejestrów i kancelarii. tym bardziej kancelarii wiodących.

    Doktor G. powiedział kiedyś, że kiedy już zostanie prezesem (dziekanem?) ory, to rozpędzi cale towarzystwo na cztery wiatry. może tu jest jakaś szansa.

    zając

    OdpowiedzUsuń
  4. 1.No Greto, przecież wiesz, że bohater na pewno nigdy nie kupi samochodu. Gdybyśmy mieli ewoluować, to musiałby się wyzbyć wstrętu do motoryzacji i to byłaby największa strata. Właśnie ten wstręt jest nie do przyjęcia w kancelarii wiodącej (bo to dziwactwo!), ale jakże jest zarazem atrakcyjny.

    2.Jedno z drugim pogodzić trudno, bo wydaje mi się, że w tym interesie, jak w każdym, najwięcej klientów wybiera standardowych pewniaków, a nieobliczalni dziwacy cieszą się mniejszą popularnością. Dlatego standardowe opakowanie swej działalności, adwokacki blichtr, ułatwia osiągnięcie potęgi organizacyjnej i finansowej.

    3.Panie Dominiku, też tak kiedyś myślałem, ale realizacja trudna, bo upijać się nie da za często, bo trzeba wstawać bardzo wcześnie rano, poza tym czytać tę całą literaturę, czasopisma, akta, itd. Chociaż ostatnio mec. Wojtaszczyk stwierdził, że gdyby nie nasze rodziny, to żylibyśmy jak koledzy Hucka Finna. Może by się jednak dało. To alternatywa dla tej wiodącej kancelarii.

    mb

    OdpowiedzUsuń
  5. Zielony szlak? Czyżby adwokacki? Wytyczony z myślą o zbłądzonych prawnikach?

    Podoba mi się ten zającowy advocatus viator.

    Były i takie czasy. W krajach anglosaskich istniał taki sąd obwoźny - circuit court, sąd objeżdżał miasteczka na koniu, a wraz z nim pisarze, prawnicy, i reszta związanej z wymiarem sprawiedliwości trupy cyrkowej. No i nie zapominajmy o naszych polskich rokach sądowych, do których tak koniecznie chce wrócić JKM. ;-)

    JZ

    OdpowiedzUsuń
  6. jest nawet w krakowie mississipi na miarę naszych mozliwości i potrzeb. swoją drogą - taka kancelaria na prawdziwym parowcu, to byłoby coś.

    zając

    OdpowiedzUsuń
  7. coś mi się ten wps nie zgadza z sądem podradomskim, chyba że to literacki zabieg dla efektu powagi sytuacji :) myśle, że K. gdyby przerzucił się na samochody (co nigdy sie nie stanie, tym bardziej po tym pochlebnym Mu wpisie), pozostałby sobą i jak zawsze zaskakiwał przygodami, wtedy z wątkami moto

    OdpowiedzUsuń
  8. byłby zaś nazbyt niebezpieczny dla otoczenia. Co innego nawinąć sobie aż do łokcie spagetti przy konsumpcji w restauracji exclisiv, a co innego w ten sposób prowadzić pojazd mechaniczny...

    OdpowiedzUsuń
  9. Historia jest prawdziwa, z tym że jeden element związany z rozwiązaniem kwestii tekstylnej został pominięty. Nie wiem jak daleko od Radomia był ten sąd, nie mogę teraz tego ustalić. To było przesłuchanie świadka przy pomocy innego sądu, stąd też malutka miejscowość, a duża wps.

    OdpowiedzUsuń
  10. Odchodząc trochę od głównego wątku historii, chciałam poruszyć wątek, jakkolwiek może nie wiodący, ale niezmiennie nam - odbiorcom i Autorowi towarzyszący, a to nomen omen "kancelarii wiodącej." Tak w zasadzie, to jakie desygnaty kryją się pod tym pojęciem? Pytam, bo Autor napomknął w historii o instytucji sekretarki. Nie czyniąc oczywiście tutaj żadnego zarzutu - wszak na sekretarce opiera się cała kancelaria i każdy kto choć trochę zajmował się pracami administracyjnymi w kancelarii, doskonale sobie z tego zdaje sprawę - pozwolę sobie tylko zauważyć, iż właśnie ta instytucja kojarzona jest ze standardowym opakowaniem działalności adwokackiej. Co zatem odróżnia kancelarię wiodącą od reszty zinstytucjonalizowanego świata adwokackiego?
    Na koniec, pozwolę sobie także nie zgodzić się z Autorem bloga - prawdą jest, że w pewnych sprawach ludzie zawsze sięgać będą po pewniaków, ale coraz częściej mile widziana jest pewna niestandardowość, granicząca nawet z nieobliczalnością. Byle tylko z dziwaka nie stać się dziwolągiem..

    OdpowiedzUsuń
  11. a czym się różni dziwak od dziwoląga?
    zając

    OdpowiedzUsuń
  12. Wiodąca to taka, której szczęśliwi klienci nigdy nie przegrywają. więcej nic mi nie przychodzi do głowy na plaży. Może jeszcze tancerz mecenasa kraykowskiego.

    OdpowiedzUsuń
  13. Jestem zatem bardzo szczęśliwa i dumna, że dane mi kiedś było być przyboczną Bohatera i jego osobistym kierowcą w drodze do SR w Liszkach...

    OdpowiedzUsuń