Nadużywał
alkoholu. Był sędzią, mógł sobie pozwolić. Szeptał donośnie.
Dzięki temu usłyszałem jeden z pierwszych, szczerych komentarzy
dotyczących mojej działalności zawodowej (nie nadaje się do
cytowania). Nikt, kto odurzony, nie był mu obojętny, pod warunkiem,
że wprawił się w ten stan stosując środek w postaci alkoholu
etylowego. Sprawcy trzeźwi nie mogli liczyć na litość, a cieszył
się opinią sędziego surowego. Tymczasowo aresztowanych nie
wypuszczał nigdy.
Powiadali,
że akt nie czyta, że nie interesuje się, że nic już nie chce
poza alkoholowym relaksem. Obrońcy trzeźwych rwali włosy z głów.
Prokuratorzy leniwili się. Podsądni ze zdumieniem wysłuchiwali
uzasadnień rozstrzygnięć, w których twórczo, aczkolwiek
lapidarnie, interpretował materiał dowodowy. Zawsze na ich
niekorzyść.
Pod
koniec coś mu się stało. Być może przeczytał wiersz Bukowskiego
o człowieku, który w akcie protestu odciął sobie genitalia,
wsadził w kieszeń i maszerował wzdłuż autostrady. Być może
ośmieliła go wizja rychłego zakończenia służby wielkiemu
imperium wymiaru sprawiedliwości, perspektywa przecięcia tych
krępujących norm i przyzwyczajeń, komentarzy koleżanek, kolegów,
wyswobodzenia się z jarzma kontroli instancyjnej. Nagle zaczął
wgryzać się w relacje świadków, wikłać w rozwiązywanie
problemów prawnych, roztrząsać i analizować. Zaczął sądzić
sprawiedliwie, tak jak chciał, jakby jutra miało nie być.
Znaczy idzie w ministry albo trybunały?
OdpowiedzUsuńWybrał drogę śmierci naturalnej, biologicznej.
Usuńjeśli wybrał drogę sądownictwa, to de de facto już wybrał drogę śmierci, reszta to tylko formalność. Poza tym wszyscy umrzemy. Nie wszyscy o tym tylko codziennie pamiętamy.
OdpowiedzUsuńPostać autentyczna!
OdpowiedzUsuń