wtorek, 17 stycznia 2017

Jakby jutra miało nie być

Nadużywał alkoholu. Był sędzią, mógł sobie pozwolić. Szeptał donośnie. Dzięki temu usłyszałem jeden z pierwszych, szczerych komentarzy dotyczących mojej działalności zawodowej (nie nadaje się do cytowania). Nikt, kto odurzony, nie był mu obojętny, pod warunkiem, że wprawił się w ten stan stosując środek w postaci alkoholu etylowego. Sprawcy trzeźwi nie mogli liczyć na litość, a cieszył się opinią sędziego surowego. Tymczasowo aresztowanych nie wypuszczał nigdy.

Powiadali, że akt nie czyta, że nie interesuje się, że nic już nie chce poza alkoholowym relaksem. Obrońcy trzeźwych rwali włosy z głów. Prokuratorzy leniwili się. Podsądni ze zdumieniem wysłuchiwali uzasadnień rozstrzygnięć, w których twórczo, aczkolwiek lapidarnie, interpretował materiał dowodowy. Zawsze na ich niekorzyść.


Pod koniec coś mu się stało. Być może przeczytał wiersz Bukowskiego o człowieku, który w akcie protestu odciął sobie genitalia, wsadził w kieszeń i maszerował wzdłuż autostrady. Być może ośmieliła go wizja rychłego zakończenia służby wielkiemu imperium wymiaru sprawiedliwości, perspektywa przecięcia tych krępujących norm i przyzwyczajeń, komentarzy koleżanek, kolegów, wyswobodzenia się z jarzma kontroli instancyjnej. Nagle zaczął wgryzać się w relacje świadków, wikłać w rozwiązywanie problemów prawnych, roztrząsać i analizować. Zaczął sądzić sprawiedliwie, tak jak chciał, jakby jutra miało nie być.

4 komentarze:

  1. Znaczy idzie w ministry albo trybunały?

    OdpowiedzUsuń
  2. jeśli wybrał drogę sądownictwa, to de de facto już wybrał drogę śmierci, reszta to tylko formalność. Poza tym wszyscy umrzemy. Nie wszyscy o tym tylko codziennie pamiętamy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Postać autentyczna!

    OdpowiedzUsuń