sobota, 3 września 2016

Interpelacja (opublikowane z kajaka)

Jak powszechnie wiadomo od jakiegoś czasu panuje moda na lokalny terroryzm. Kto chce być na czasie, nosi spodnie moro, w których z zasady na pewno umieszcza codziennie substancje niebezpieczne, jest złośliwy dla kolegów i awanturuje się czasem. Modne jest również pisanie w internecie o marzeniach związanych z wcieleniem w życie wybuchowych fantazji, co prowadzi do aplauzu komentatorów i – niestety – nieprzyjemnych wizyt funkcjonariuszy organów ścigania.

Oni jednak czasem się mylą, ale to nic [nie przejmujcie się! Jesteśmy z wami!]. Gorzej, gdy wiedzą z góry, że mylą się, jednak robią dalej. Tak było w przypadku KS.

Przypadek ten o tyle niecodzienny, że wydarzenie opublikowane przezeń na facebooku nadal można oglądać – a od przeszukania w jego mieszkaniu upłynęły już prawie trzy miesiące.

Zabrali mu komputer i telefon, przesłuchali jako świadka z uprzedzeniem, przestraszyli mundurami rodzinę, dzieci, sąsiadów i kota. Żonę wzywali zapytać, czy nie mieszka przypadkiem z terrorystą, ale przezornie zrobiła odmowę.

Poszliśmy na przesłuchanie ze słownikiem zwrotów literackich, którego fragmenty powędrowały do protokołu. Nie pomogło.

Pisaliśmy rozpaczliwe zażalenia, pisma, że naprawdę nie wyczerpujemy 255a kk, [ przeczytajcie i uwierzcie nam!], i dla każdego przeciętnego absolwenta gimnazjum (on się upiera, że podstawówki), jest to oczywiste. Nie pomogło.

Kiedy już nadszedł moment utraty wszelkiej nadziei i perspektywa czołgania się w stronę cmentarza owiniętym w prześcieradło ciałem, nadeszła pomoc. Oto ona: http://www.sejm.gov.pl/Sejm8.nsf/InterpelacjaTresc.xsp?key=5D9A421F&view=5

Dziękuję (on jest anarchistą, więc mu nie wypada, że system pomaga, dziękować) posłowi Jackowi Wilkowi za czujność, inicjatywę, postawione na końcu pytania, a także za napisanie tego zdania: Wydarzenie miało charakter oczywistej kpiny i w żaden sposób nie sugerowało, że jego celem jest rzeczywisty akt terroru czy zamieszczanie zdjęć prawdziwych bomb . To daje nadzieję.

Odbiera ją zaś odpowiedź, która tutaj:

Mimo wszystko pozdrawiamy funkcjonariuszy. Gdyby nie wy, nie byłoby o czym pisać na facebooku.

4 komentarze:

  1. Rzecz polega na tym, że osoby wykonujące służbę w tzw. organach ścigania wraz z wcieleniem bardzo szybko tracą coś co cywile nazywają poczuciem humoru. O ile u funkcjonariuszy prewencji można jeszcze czasem resztki odnaleźć, o tyle im wyżej tym gorzej a najczęściej wcale. W parze z niezrozumieniem żartów rośnie wewnętrzne przekonanie, że ktoś sobie urządza kpiny z tych włąśnie Panów, no a stąd to już prosta droga do katastrofy.

    Nie wiem dlaczego tak jest, może ktoś się na tym kiedyś zhabilituje, myślę że warto by było to zjawisko zbadać. I wbrew pozorom wcale nie piszę tego ironicznie.

    Reasumując, jeśli żartujemy z funcjonariuszy albo z poważnych spraw które pozostają w ich zainteresowani, to na własne ryzyko. Żart który w tzw. normalnych warunkach służy rozluźnieniu atmosfery i nabraniu odpowiedniego dystansu do Ważnych Spraw w takiej sytuacji najczęściej jest gaszeniem ognia polewając go benzyną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zjawisko rzeczywiście godne opracowania. Tak z 15 lat temu słyszałem o zarzucie zniważenia policjanta poprzez wypowiedzenie zdania "czekam na Steviego Wondera", w odpowiedzi na pytanie funkcjonariusza "co pan tu robi?". O ile pamiętam obrońca autora niefortunnej frazy poniósł porażkę.

      Usuń
  2. Na szczęście sędziowie bywają jeszcze żartobliwi. Rozpoznajacy zażalenie na zatrzymanie rzeczy w tej sprawie szeroko uzasadnił dlaczego nie zasługuje na uwzględnienie (m.in.dlatego ze uzasadnione podejrzenie 255a kk). Niemniej pisanie tego zażalenia było przyjemnością.
    kc

    OdpowiedzUsuń
  3. Problem polega na tym, że tu nie chodzi o poczucie humoru, bo korzeniem całej sprawy jest cholernie poważne zdarzenie w Warszawie, wyglądające gołym okiem na policyjną prowokację.

    OdpowiedzUsuń