wtorek, 1 września 2015

Wniebowstąpienie 2015





Szedłem w stronę sądu. Raptowny wiatr wtargnął między zgromadzonych pod głównym wejściem rozdawaczy ulotek. Wyrwał jednemu z nich plik kolorowych karteczek i uniósł w stronę policjantów pilnujących pustego parkingu. Karteczki zawirowały wokół psa służbowego, a ten zamerdał przyjaźnie ogonem, jakby dawał do zrozumienia, że cieszy się z możliwości skorzystania z pomocy prawnej w przystępnej cenie. Tymczasem pozbawiony narzędzi pracy rozdawacz rzucił się w pogoń za ulotkami, ale po kilku krokach zwolnił i zatrzymał zniechęcony. Na jego posępnej twarzy malowało się zdumienie pomieszane z satysfakcją, że tak wcześnie wyrobił normę. Zawisł przez chwilę w rozterce, po czym skierował się ku towarzyszom swych codziennych zmagań z rzeczywistością.

Byłem już prawie na schodach i wówczas z ławki od strony stojaka dla rowerów oderwał się mężczyzna o mało imponujących warunkach fizycznych, w wędkarskiej kamizelce. Podbiegł pospiesznie - mam tu dla pana najlepsze rozwiązanie – zaszeptał jakoś nieprzyjemnie i rozglądnął się nieufnie – to jest rozwiązanie ostateczne! To panu pomoże we wszystkich sprawach. Ja znalazłem taki zapomniany przepis procedury karnej, który każdemu sędziemu wywali korki. Pan ich teraz będzie zgniatał! - Przez jego rozgorączkowaną twarz przebiegały delikatne dreszcze, trudno powiedzieć z zimna czy z emocji. Drżał i wpatrywał się we mnie wyczekująco, a mi się wydawało, że już go kiedyś spotkałem. Może zawsze tu siedział, może prowadziłem mu jakąś sprawę, a może był skloszardowanym celebrytą, jakimś niegdysiejszym prezenterem kącika wędkarskiego popularnej telewizji. - ale ja nie wiem, czy mam jakieś sprawy dzisiaj – odpowiedziałem cicho i jednocześnie uświadomiłem sobie, że rzeczywiście nie pamiętam po co przyszedłem do sądu. Szybko ściągnąłem plecak jednak nie było w nim kalendarza, ani żadnych akt. W plątaninie kabli, części komputerowych, nie znalazłem najmniejszej wskazówki. Wtem upadły prezenter zapytał z wyraźną agresją - a rower gdzie!? Fakt, powinien być rower... Zarzuciłem plecak i skierowałem się do wejścia do sądu, odprowadzany jego surowym wzrokiem, jakby to on był fundatorem pojazdu, którego losu nie mogłem chwilowo ustalić.

Na szklanych, rozsuwających się automatycznie drzwiach, jeździł plakat z głoszeniem: „Okręgowa Rada Ławnicza i Stowarzyszenie Prokuratorów zapraszają na wycieczką z okazji Dożynek 2015 na prestiżową, wysoką kondygnację Szkieletora. Opłata 3.20 zł od osoby oraz kaucja 10 zł za kask. Zbiórka o 13.00 pod wejściem do sądu od strony jadalni (tak by być na Szkieletorze w czasie parady)”. To było w jakiś sposób było niepokojące – te dożynki. Nie spodziewałem się żadnej konkretnej pory roku, ale koniec lata był niemiłym zaskoczeniem.

Tymczasem w sądzie tłum ludzi usiłował przejść przez bramki wykrywające niebezpieczne metale i materiały wybuchowe. Ochrona szczegółowo kontrolowała każdego petenta, jednak w kolejce nie okazywano zniecierpliwienia. Ludzie milczeli. W bocznym korytarzu zwijali dmuchane materace i śpiwory koczujący tu, najpewniej całą noc, dziennikarze prasy lokalnej i ogólnopolskiej. Jeden z ochroniarzy skinął porozumiewawczo, że mogę przejść bramką służbową. Kiedy byłem po drugiej stronie, pokazał na ziewających żurnalistów: - czekali całą noc – powiedział ponuro, dając do zrozumienia, że czuwający utrudniali mu życie. Chyba nie wyglądałem na osobę zorientowaną, bo od razu wyjaśnił - na dożynki zatrzymali kogoś bardzo znanego i mają go od razu aresztować i być może skazać. Przez całą noc, równo co godzinę, przychodził rzecznik prokuratury i wygłaszał orędzia. O 11.00 ma podać komunikat dożynkowy i przekazać społeczeństwu najświeższe dane. Jeden kamerzysta mówi, że egzekucja będzie podczas parady – pod koniec ochroniarz nieco się ożywił.

- A Pan ich nie lubi? - sam nie wiem po co zapytałem ochroniarza. - Tych tutaj? - wskazał na koczowników – Ja nie mam nic do gadania. Ale ktoś z dyrekcji zaryglował toalety w całym sądzie i były w nocy awantury. Z urlopu mnie odwołali przez to... Ochroniarz popatrzył melancholijnie na dziewczęta szykujące swe ciała do pokazania telewidzom. Raptem przez służbową bramkę przeszedł mężczyzna niosący togę prokuratora. Popatrzył na mnie z uśmiechem ale ja znowu nie byłem pewien czy się znamy. On odezwał się pierwszy - Niech będzie pochwalony Jezus! Jak Jezus ma jakieś sprawy w odwoławczym, to proszę punktualnie, bo o dwunastej wszyscy idziemy na dożynki! I uciekaj pan stąd, bo znowu będzie skandal.
Trochę mnie to zaskoczyło ale wykonałem coś w rodzaju pozdrowienia ręką w kierunku prokuratora. Ten poszedł  do wind, a do mnie podbiegła dziewczyna w ludowym stroju. - Czekamy na pana – powiedziała z wyrzutem. - Na mnie? - próbowałem ukryć zdziwienie - Proszę za mną – i odwróciła się szybko – pan się spóźnia, a dzisiaj dożynki. Ławnicy mówią, że będzie egzekucja tego zatrzymanego z wczoraj. Kazali pana natychmiast odnaleźć.

Pośpieszyłem więc za nią, łapiąc tylko po drodze togę leżącą obok pochrapującego na ławce adwokata. Weszliśmy na salę. Sędzia, ławnicy, prokurator, policjanci, wszyscy mieli jakiś ludowy element stroju. Na ławie oskarżonych siedział przygnębiony mężczyzna z wiązką kłosów w dłoni. Na stole sędziowskim stał model jakiejś maszyny rolniczej z napisem: skala 1:30. - sąd rozważał właśnie zbadanie całkiem nowego wątku tej sprawy – usłyszałem – ale z okazji dożynek ma dla oskarżonego niespodziankę. Sąd zawiesił głos, a oskarżony zadźwięczał łańcuchami skuwającymi nogi. - Sąd ma zarezerwowane najlepsze miejsca na czas dzisiejszej parady i zaprasza wszystkich. Również obrońcę. Jednocześnie Sąd zwraca uwagę, że w tej sprawie obrona ma charakter obligatoryjny. Wyruszamy natychmiast, bo nasze miejsca są tuż pod platformą szczytową.

W kącie sali dostrzegłem kaski ochronne i ubrana w strój ludowy protokolantka zaczęła je nam rozdawać. Okazało się, że nie mam 10 zł na kaucję, jednak założył za mnie prokurator, więc po chwili szliśmy w asyście uśmiechniętych policjantów w kierunku Szkieletora.

Ruch na ulicach był zamknięty. Wokół ronda maszerowały zespoły ludowe, wykonując ostatnie próby przed paradą. Z jednej ścian Szkieletora oderwał się wielki płat reklamy i łagodnie szybował, uniesiony wczesnojesiennym wiatrem. Na tle burzowych chmur stalowa konstrukcja nie wyglądała zachęcająco ale tłumy mieszkańców stały przed wejściem na teren od lat opuszczonej budowy. - niech mi pan kupi precla – powiedział nagle oskarżony. Już chciałem spełnić jego życzenie, ale powstrzymał mnie ławnik - Na górze jest poczęstunek – odezwał się i gestem dłoni pokazał, żebym nie oddalał się od grupy.

Zaczęliśmy mozolnie wspinać się po schodach konstrukcji. Byliśmy na wysokości litery H, kiedy zobaczyłem, że z całego miasta ściągają pod Szkieletora tysiące mieszkańców. Obsługa rozpoczęła już wpuszczanie mniej honorowych gości i za nami ciągnął się wąż widzów zajmujących niższe kondygnacje. Wszyscy mieli w rękach jakieś sznurki. - Oho, jednak się uporali, będzie egzekucja – powiedział prokurator – rozdają sznurek do snopowiązałek i jak skazaniec będzie leciał, to będzie można go biczować w locie. - A co potem? - zapytał oskarżony. - potem nasz rzecznik odwozi ciało złoczyńcy do kostnicy – wyjaśnił prokurator – maszyną rolniczą ale nie wiem jaką. Próby od tygodnia robili...

Jeden z ławników wyciągnął lornetkę teatralną. Popatrzył w kierunku sądu i stwierdził: - już wszyscy idą. Skazańca też prowadzą - Ławnik puścił lornetkę w obieg. Tylko oskarżony nie był zainteresowany, skupiając się na zajadaniu wymyślnych frykasów przygotowanych dla specjalnych gości. Wzmagał się wiatr i przybywało ciężkich chmur, burza była coraz bliżej.

Tłum pod Szkieletorem zgęstniał. Konwój ze skazańcem też był już blisko. Rzecznik prasowy prokuratury regularnie co kwadrans przekazywał społeczeństwu komunikaty, transmitowane na żywo przez wszystkie stacje radiowe i telewizyjne. Wszystkie kondygnacje Szkieletora były już zapełnione ludźmi. Zobaczyłem mężczyznę, w wędkarskiej kamizelce, znajomego prokuratora, ochroniarza, policjantów, a nawet psa służbowego, który zaczął wdrapywać się po schodach na czele pochodu ze skazańcem. - Nie skandują – szepnął ławnik – jest dyscyplina i nie skandują. - dlaczego nie skandują? - zapytałem go cicho, chociaż nie wiedziałem co mają skandować. - za długa droga – odpowiedział – dopiero jak będzie na ostatniej platformie, to otrzymamy znak do skandowania i rozwinięcia transparentów.
Teraz zauważyłem, że wszyscy zgromadzeni mają zrolowane transparenty. Tylko tancerze zespołów ludowych, którzy zaczęli już na dole występy, ich nie mieli. Dolatująca na ostatnie piętra skoczna muzyka nie zachęciła skazańca do żwawego poruszania się. W końcu jednak mogliśmy zobaczyć jak mija naszą kondygnację. Szedł spokojnie. Rzeczywiście był chyba znany, w każdym razie mi wydawał się znajomy. Z boku nadleciał helikopter jakiejś stacji telewizyjnej i podążający wraz z konwojem rzecznik prasowy prokuratury przekazał najnowsze, dożynkowe informacje o sprawie.


Do szczytu zostało już tylko kilka schodów. Skazaniec pokonywał je w pierwszych kroplach deszczu. Załopotały transparenty.  

10 komentarzy:

  1. Teraz pytanie czy to sen czy wstęp do czwartej części przygód Teodora Sz.?

    OdpowiedzUsuń
  2. Warty kontynuacji

    OdpowiedzUsuń
  3. Najgorsze jest to, że zakończenie jest wciąż nie jasne.

    OdpowiedzUsuń
  4. 1. plagiat powstał pod wpływem medialnej aktywności służb prasowych lokalnej prokuratury w związku z niedawnym zatrzymaniem. nie ma czego kontynuować. to było zło, czerpanie satysfakcji z władzy, a nie z merytorycznej roboty. ta propaganda nasunęła Wniebowstąpienie

    2. obawiam się, że na końcu i tak nic się nie wyjaśni. stąd zakończenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polmozbyt, Jan, małe miasteczka. Nic nowego.

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. ... i pismaki z onetu : " rzecznik Sądu Apelacyjnego w Krakowie , Paweł Kosmaty .... " ciekawa sprawa ;) nadgodziny bierze ? ... trzeba to sprawdzić :) , płaci podatki ? Czy karuzela :) ?

      Usuń
  5. a na wypadek gdyby ktoś zwykł chodzić do roboty słuchając, to tu jest oryginał, w 26 odcinkach: http://ninateka.pl/audio/wniebowstapienie-tadeusz-konwicki-1-26

    OdpowiedzUsuń
  6. Gratuluję i dziękuję, w odniesieniu do niedawnej sprawy z elementami wrocławskimi.

    OdpowiedzUsuń