Szedłem w stronę sądu.
Raptowny wiatr wtargnął między zgromadzonych pod głównym
wejściem rozdawaczy ulotek. Wyrwał jednemu z nich plik kolorowych
karteczek i uniósł w stronę policjantów pilnujących pustego
parkingu. Karteczki zawirowały wokół psa służbowego, a ten
zamerdał przyjaźnie ogonem, jakby dawał do zrozumienia, że cieszy
się z możliwości skorzystania z pomocy prawnej w przystępnej
cenie. Tymczasem pozbawiony narzędzi pracy rozdawacz rzucił się w
pogoń za ulotkami, ale po kilku krokach zwolnił i zatrzymał
zniechęcony. Na jego posępnej twarzy malowało się zdumienie
pomieszane z satysfakcją, że tak wcześnie wyrobił normę. Zawisł przez chwilę w rozterce, po czym skierował się ku towarzyszom
swych codziennych zmagań z rzeczywistością.
Byłem już prawie na
schodach i wówczas z ławki od strony stojaka dla rowerów oderwał
się mężczyzna o mało imponujących warunkach fizycznych, w wędkarskiej kamizelce. Podbiegł
pospiesznie - mam tu dla pana najlepsze rozwiązanie – zaszeptał
jakoś nieprzyjemnie i rozglądnął się nieufnie – to jest
rozwiązanie ostateczne! To panu pomoże we wszystkich sprawach. Ja
znalazłem taki zapomniany przepis procedury karnej, który każdemu
sędziemu wywali korki. Pan ich teraz będzie zgniatał! - Przez jego
rozgorączkowaną twarz przebiegały delikatne dreszcze, trudno
powiedzieć z zimna czy z emocji. Drżał i wpatrywał się
we mnie wyczekująco, a mi się wydawało, że już go kiedyś
spotkałem. Może zawsze tu siedział, może prowadziłem mu jakąś
sprawę, a może był skloszardowanym celebrytą, jakimś
niegdysiejszym prezenterem kącika wędkarskiego popularnej
telewizji. - ale ja nie wiem, czy mam jakieś sprawy dzisiaj –
odpowiedziałem cicho i jednocześnie uświadomiłem sobie, że
rzeczywiście nie pamiętam po co przyszedłem do sądu. Szybko
ściągnąłem plecak jednak nie było w nim kalendarza, ani żadnych
akt. W plątaninie kabli, części komputerowych, nie znalazłem
najmniejszej wskazówki. Wtem upadły prezenter zapytał z wyraźną
agresją - a rower gdzie!? Fakt, powinien być rower... Zarzuciłem
plecak i skierowałem się do wejścia do sądu, odprowadzany jego
surowym wzrokiem, jakby to on był fundatorem pojazdu, którego losu
nie mogłem chwilowo ustalić.
Na szklanych,
rozsuwających się automatycznie drzwiach, jeździł plakat z
głoszeniem: „Okręgowa Rada Ławnicza i Stowarzyszenie
Prokuratorów zapraszają na wycieczką z okazji Dożynek 2015 na
prestiżową, wysoką kondygnację Szkieletora. Opłata 3.20 zł od
osoby oraz kaucja 10 zł za kask. Zbiórka o 13.00 pod wejściem do
sądu od strony jadalni (tak by być na Szkieletorze w czasie
parady)”. To było w jakiś sposób było niepokojące – te
dożynki. Nie spodziewałem się żadnej konkretnej pory roku, ale
koniec lata był niemiłym zaskoczeniem.
Tymczasem w sądzie tłum
ludzi usiłował przejść przez bramki wykrywające niebezpieczne metale i
materiały wybuchowe. Ochrona szczegółowo kontrolowała
każdego petenta, jednak w kolejce nie okazywano zniecierpliwienia.
Ludzie milczeli. W bocznym korytarzu zwijali dmuchane materace i
śpiwory koczujący tu, najpewniej całą noc, dziennikarze prasy
lokalnej i ogólnopolskiej. Jeden z ochroniarzy skinął porozumiewawczo, że mogę przejść bramką służbową. Kiedy byłem
po drugiej stronie, pokazał na ziewających żurnalistów: - czekali
całą noc – powiedział ponuro, dając do zrozumienia, że
czuwający utrudniali mu życie. Chyba nie wyglądałem na osobę
zorientowaną, bo od razu wyjaśnił - na dożynki zatrzymali kogoś
bardzo znanego i mają go od razu aresztować i być może skazać.
Przez całą noc, równo co godzinę, przychodził rzecznik
prokuratury i wygłaszał orędzia. O 11.00 ma podać komunikat
dożynkowy i przekazać społeczeństwu najświeższe dane. Jeden
kamerzysta mówi, że egzekucja będzie podczas parady – pod koniec
ochroniarz nieco się ożywił.
- A Pan ich nie lubi? -
sam nie wiem po co zapytałem ochroniarza. - Tych tutaj? - wskazał
na koczowników – Ja nie mam nic do gadania. Ale ktoś z dyrekcji
zaryglował toalety w całym sądzie i były w nocy awantury. Z
urlopu mnie odwołali przez to... Ochroniarz popatrzył
melancholijnie na dziewczęta szykujące swe ciała do pokazania
telewidzom. Raptem przez służbową bramkę przeszedł mężczyzna
niosący togę prokuratora. Popatrzył na mnie z uśmiechem ale ja
znowu nie byłem pewien czy się znamy. On odezwał się pierwszy -
Niech będzie pochwalony Jezus! Jak Jezus ma jakieś sprawy w
odwoławczym, to proszę punktualnie, bo o dwunastej wszyscy idziemy
na dożynki! I uciekaj pan stąd, bo znowu będzie skandal.
Trochę mnie to
zaskoczyło ale wykonałem coś w rodzaju pozdrowienia ręką w
kierunku prokuratora. Ten poszedł do wind, a do mnie
podbiegła dziewczyna w ludowym stroju. - Czekamy na pana –
powiedziała z wyrzutem. - Na mnie? - próbowałem ukryć zdziwienie
- Proszę za mną – i odwróciła się szybko – pan się spóźnia,
a dzisiaj dożynki. Ławnicy mówią, że będzie egzekucja tego
zatrzymanego z wczoraj. Kazali pana natychmiast odnaleźć.
Pośpieszyłem więc za
nią, łapiąc tylko po drodze togę leżącą obok pochrapującego
na ławce adwokata. Weszliśmy na salę. Sędzia, ławnicy,
prokurator, policjanci, wszyscy mieli jakiś ludowy element stroju.
Na ławie oskarżonych siedział przygnębiony mężczyzna z wiązką
kłosów w dłoni. Na stole sędziowskim stał model jakiejś maszyny
rolniczej z napisem: skala 1:30. - sąd rozważał właśnie zbadanie
całkiem nowego wątku tej sprawy – usłyszałem – ale z okazji
dożynek ma dla oskarżonego niespodziankę. Sąd zawiesił głos, a
oskarżony zadźwięczał łańcuchami skuwającymi nogi. - Sąd ma
zarezerwowane najlepsze miejsca na czas dzisiejszej parady i zaprasza
wszystkich. Również obrońcę. Jednocześnie Sąd zwraca uwagę, że
w tej sprawie obrona ma charakter obligatoryjny. Wyruszamy
natychmiast, bo nasze miejsca są tuż pod platformą szczytową.
W kącie sali dostrzegłem
kaski ochronne i ubrana w strój ludowy protokolantka zaczęła je
nam rozdawać. Okazało się, że nie mam 10 zł na kaucję, jednak
założył za mnie prokurator, więc po chwili szliśmy w asyście
uśmiechniętych policjantów w kierunku Szkieletora.
Ruch na ulicach był
zamknięty. Wokół ronda maszerowały zespoły ludowe, wykonując
ostatnie próby przed paradą. Z jednej ścian Szkieletora oderwał
się wielki płat reklamy i łagodnie szybował, uniesiony
wczesnojesiennym wiatrem. Na tle burzowych chmur stalowa konstrukcja
nie wyglądała zachęcająco ale tłumy mieszkańców stały przed
wejściem na teren od lat opuszczonej budowy. - niech mi pan kupi
precla – powiedział nagle oskarżony. Już chciałem spełnić
jego życzenie, ale powstrzymał mnie ławnik - Na górze jest
poczęstunek – odezwał się i gestem dłoni pokazał, żebym nie
oddalał się od grupy.
Zaczęliśmy mozolnie
wspinać się po schodach konstrukcji. Byliśmy na wysokości litery
H, kiedy zobaczyłem, że z całego miasta ściągają pod
Szkieletora tysiące mieszkańców. Obsługa rozpoczęła już
wpuszczanie mniej honorowych gości i za nami ciągnął się wąż
widzów zajmujących niższe kondygnacje. Wszyscy mieli w rękach
jakieś sznurki. - Oho, jednak się uporali, będzie egzekucja –
powiedział prokurator – rozdają sznurek do snopowiązałek i jak
skazaniec będzie leciał, to będzie można go biczować w locie. -
A co potem? - zapytał oskarżony. - potem nasz rzecznik odwozi ciało
złoczyńcy do kostnicy – wyjaśnił prokurator – maszyną
rolniczą ale nie wiem jaką. Próby od tygodnia robili...
Jeden z ławników
wyciągnął lornetkę teatralną. Popatrzył w kierunku sądu i
stwierdził: - już wszyscy idą. Skazańca też prowadzą - Ławnik
puścił lornetkę w obieg. Tylko oskarżony nie był zainteresowany,
skupiając się na zajadaniu wymyślnych frykasów przygotowanych dla
specjalnych gości. Wzmagał się wiatr i przybywało ciężkich
chmur, burza była coraz bliżej.
Tłum pod Szkieletorem
zgęstniał. Konwój ze skazańcem też był już blisko. Rzecznik
prasowy prokuratury regularnie co kwadrans przekazywał społeczeństwu
komunikaty, transmitowane na żywo przez wszystkie stacje radiowe i
telewizyjne. Wszystkie kondygnacje Szkieletora były już zapełnione
ludźmi. Zobaczyłem mężczyznę, w wędkarskiej kamizelce,
znajomego prokuratora, ochroniarza, policjantów, a nawet psa
służbowego, który zaczął wdrapywać się po schodach na czele
pochodu ze skazańcem. - Nie skandują – szepnął ławnik – jest
dyscyplina i nie skandują. - dlaczego nie skandują? - zapytałem go
cicho, chociaż nie wiedziałem co mają skandować. - za długa
droga – odpowiedział – dopiero jak będzie na ostatniej
platformie, to otrzymamy znak do skandowania i rozwinięcia
transparentów.
Teraz zauważyłem, że wszyscy zgromadzeni mają zrolowane transparenty. Tylko tancerze zespołów ludowych, którzy zaczęli już na dole występy, ich nie mieli. Dolatująca na ostatnie piętra skoczna muzyka nie zachęciła skazańca do żwawego poruszania się. W końcu jednak mogliśmy zobaczyć jak mija naszą kondygnację. Szedł spokojnie. Rzeczywiście był chyba znany, w każdym razie mi wydawał się znajomy. Z boku nadleciał helikopter jakiejś stacji telewizyjnej i podążający wraz z konwojem rzecznik prasowy prokuratury przekazał najnowsze, dożynkowe informacje o sprawie.
Teraz zauważyłem, że wszyscy zgromadzeni mają zrolowane transparenty. Tylko tancerze zespołów ludowych, którzy zaczęli już na dole występy, ich nie mieli. Dolatująca na ostatnie piętra skoczna muzyka nie zachęciła skazańca do żwawego poruszania się. W końcu jednak mogliśmy zobaczyć jak mija naszą kondygnację. Szedł spokojnie. Rzeczywiście był chyba znany, w każdym razie mi wydawał się znajomy. Z boku nadleciał helikopter jakiejś stacji telewizyjnej i podążający wraz z konwojem rzecznik prasowy prokuratury przekazał najnowsze, dożynkowe informacje o sprawie.
Do szczytu zostało już
tylko kilka schodów. Skazaniec pokonywał je w pierwszych kroplach
deszczu. Załopotały transparenty.
Teraz pytanie czy to sen czy wstęp do czwartej części przygód Teodora Sz.?
OdpowiedzUsuńTylko plagiat wniebowstąpienia Konwickiego.
UsuńWarty kontynuacji
OdpowiedzUsuńNajgorsze jest to, że zakończenie jest wciąż nie jasne.
OdpowiedzUsuń1. plagiat powstał pod wpływem medialnej aktywności służb prasowych lokalnej prokuratury w związku z niedawnym zatrzymaniem. nie ma czego kontynuować. to było zło, czerpanie satysfakcji z władzy, a nie z merytorycznej roboty. ta propaganda nasunęła Wniebowstąpienie
OdpowiedzUsuń2. obawiam się, że na końcu i tak nic się nie wyjaśni. stąd zakończenie.
Polmozbyt, Jan, małe miasteczka. Nic nowego.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuń... i pismaki z onetu : " rzecznik Sądu Apelacyjnego w Krakowie , Paweł Kosmaty .... " ciekawa sprawa ;) nadgodziny bierze ? ... trzeba to sprawdzić :) , płaci podatki ? Czy karuzela :) ?
Usuńa na wypadek gdyby ktoś zwykł chodzić do roboty słuchając, to tu jest oryginał, w 26 odcinkach: http://ninateka.pl/audio/wniebowstapienie-tadeusz-konwicki-1-26
OdpowiedzUsuńGratuluję i dziękuję, w odniesieniu do niedawnej sprawy z elementami wrocławskimi.
OdpowiedzUsuń