„Przychodzę
na salę, robię co muszę, wracam do domu, jem, śpię, i tak w
kółko. Ciągle to samo (...). Nudy, nudy, nudy, (…). Takie sobie
wybrałem życie, więc muszę to robić. Nie ma już odwrotu, nie
mogę się poddać. (...) z tym.” - Tyson Fury, pretendent do
tytułu mistrza świata wagi ciężkiej federacji IBF, WBO, IBO, WBA
<Super> (cytat za www.bokser.org)
i
jeszcze motto muzyczne:
Państwo
wiedzą, że praktykowanie na niwie prawa karnego to udręka, źródło
frustracji, chorób, przyczynek do konsumowania środków
odurzających, pretekst do przypadkowych romansów. Wszyscy w tym
tkwimy: sędziowie, oskarżyciele, obrońcy i pełnomocnicy. Dlatego
ważny jest sukces. Dzisiaj trzy recepty.
Dzień
26 sierpnia 2005 roku. Jeden z gabinetów w Prokuraturze Apelacyjnej
w Krakowie. Patrzę na utrudzone twarze trzech mężczyzn i obawiam
się, że w każdej chwili mogą nakazać mi ściągnięcie kamuflażu
dziecka. Oni jednak zajęci są pracą interpretacyjną. Milczą w
skupieniu. Jestem przekonany, że zaraz wszystko się wyjaśni, że
oni muszą wiedzieć, że adwokat działający na podstawie
substytucji innego adwokata może otrzymać zezwolenie na widzenie z
klientem tymczasowo aresztowanym. Podejrzewam, że w natłoku ważkich
zadań, w gąszczu wątków, pomysłów na zarzuty, w trosce o
interesy fiskalne tego kraju, ci pogromcy szarej strefy paliw
płynnych, bezlitośni miotacze wniosków aresztowych, mieli krótką,
przejściową, chwilę słabości, z której właśnie udaje im się
wykaraskać. Nieco dziwi mnie narada trzech prokuratorów, w tym
naczelnika wydziału, nad problemem udzielenia zezwolenia na
widzenie, ale jestem neofitą, uznaję, że tak skrupulatnie
postępuje się na najwyższych szczeblach. Jestem szczęśliwy, że
przez przypadek uczestniczę w mistrzowskim kursie oskarżycielskiego
rzemiosła. W końcu ich wysiłek znajduje zwieńczenie w krótkiej
diagnozie: nie może pan.
Wracam
do biura i zaczynam do nich pismo: „W dniu dzisiejszym Panowie
Prokuratorzy prowadzący niniejszą sprawę, jak również Pan
Naczelnik uznali, że adwokat działający na podstawie
pełnomocnictwa substytucyjnego nie ma prawa zobaczyć się z
klientem tymczasowo aresztowanym. W Prokuraturze Apelacyjnej w
Krakowie taka bowiem podobno panuje praktyka. Mimo wysokiej rangi
organu, który stosuję tę praktykę nie sposób się z nią
pogodzić (…).”
Wiem
jednak, że ci trzej odnieśli sukces: adwokat z nieco ponad
półrocznym doświadczeniem zawodowym, nie mający pojęcia o
sprawach karnych, został wyeliminowany z grona odwiedzających
podejrzanego.
Schowanie
podejrzanego nie jest sukcesem spektakularnym. Bardziej zaawansowani
powinni spróbować schować sprawę. Otóż od pewnego czasu
(liczonego w latach) Prokura Apelacyjna w Krakowie prowadzi
postępowanie, w którym podjęto trud zastosowania przepisu kodeksu
karnego w przypadku sprawców wprowadzania do obrotu substancji
zwanych powszechnie dopalaczami. Jeden z tutejszych adwokatów,
będący zarazem zdolnym teoretykiem prawa karnego, postanowił
jednak sypać piach w prawidłowo funkcjonujące tryby Karmazynowego
Imperium Dobra. Nie dość, że przeczytał komentarz, to jeszcze
twierdził, że tezy opracowane po tej lekturze zakomunikuje każdemu
sądowi, który będzie rozpatrywał dowolny wątek tej sprawy. Nie
chciał bowiem, by doszło do niesprawiedliwego skazania niewinnych.
Merytoryczna potyczka z tym fałszywym prorokiem wykładni nie
wchodziła w grę. Wszak byłaby to właśnie gra, a nie wymiar
sprawiedliwości. Gry są dla słabych, a tu chodziło o precedens, o
prawdziwy sukces. Na szczęście udało się wytypować jednego
podejrzanego zainteresowanego dobrowolnym poddaniem karze. Udało się
wysłać akt oskarżenia do Koszalina, a tamtejszy sąd nie
przekazał go do Krakowa, czy Katowic. W konsekwencji udało się
wyprowadzić w pole tego nazbyt zapalczywego obrońcę, który na
próżno wytracał impulsy telefoniczne dzwoniąc do małopolskich i
śląskich sądów w poszukiwaniu sprawy. Dzięki tym zapobiegliwym
rozwiązaniom, stosowne służby prasowe Prokuratury Apelacyjnej w
Krakowie ogłosiły sukces.
Dla
wytrawnych praktyków schowanie podejrzanego, czy sprawy może
wydawać się trywialne. Oni muszą podejmować zadanie trudniejsze,
dążyć do sukcesu w formie najczystszej. Otóż można schować
się. Niestety relacje w tym zakresie czerpię jedynie z prasy, ale
nawet jeśli okazałby się nieprawdziwe, to powinny one stanowić
źródło inspiracji. Wszak ukrycie prokuratora jako element taktyki
procesowej, to zagadnienie godne naukowego opracowania i praktycznych
ćwiczeń (np. wyjście z budynku w kamuflażu dziecka, w masce
gazowej pod pozorem zagrożenia chemicznego, czy zwinny szus pod
biurko, itd.).
A
było podobno tak, że jeden z obrońców podejrzanego w sprawie
nagłośnionej przez Prokuraturę Apelacyjną w Krakowie, a zarazem
prowadzonej przez tę jednostkę, próbował przeprowadzić czynność
polegającą na sporządzeniu protokołu przyjęcia (wpłaconego już)
poręczenia majątkowego. Nieskutecznie, gdyż prokuratorzy schowali
się. Dzięki temu jego klient nie mógł opuścić aresztu, zaś po
kilku godzinach sąd wstrzymał wykonanie postanowienia w części
dotyczącej stosowania art. 257 par. 2 kpk. Tego sukcesu Prokuraturze
Apelacyjnej w Krakowie nie odbierze nikt.
Za ten sukces zapłaci odszkodowanie Skarb Państwa, jeśli nie w wyniku orzeczenia sądu powszechnego, to w wyniku orzeczenia ETPC.
OdpowiedzUsuńTyle że co to za satysfakcja. A gdzie wtedy będą ojcowie tego sukcesu? Zapewne w Prokuraturze Generalnej na jakimś zasłużonym stanowisku do liczenia Spraw Ważnych, albo nawet i na zasłużonej emeryturze.
myślę, że nikt nie boi się odszkodowań orzekanych przez zagraniczne trybunały. poza tym trudno udowodnić chowanie się prokuratora, nawet jeśli rzeczywiście umykał. takie niestandardowe zachowania w zasadzie pozostają bezkarne - np. jedna koleżanka chciała wykazać, że jak odwróciła się do klienta celem konsultacji, to sąd podstępnie wbił jej nóż w plecy zamykając przewód sądowy. nikt w to nie uwierzył. trzeba być adwokatem z każdej strony, darkside to przywilej ciał astralnych. umiejętność wyciągnięcia prokuratora z kryjówki to też część warsztatu obrońcy - jakże ekscytująca.
Usuńa źródłem satysfakcji są mogą być przyjemne, optymistyczne publikacje prasowe.
Drogi Kolego, jeszcze raz podziw i wdzięczność za działanie i efekty w sprawie z elementem wrocławskim. Zapraszam do krótkiej rewizyty na moim blogu:
OdpowiedzUsuńhttp://estimado.salon24.pl/671556,drogi-jasiu
Przygody Artura Szpilki, bohatera jednego z wpisow na tym blogu, pokazuja ze zycie boksera niekoniecznie musi byc bezbwarne.
OdpowiedzUsuńNa filmie zabawa polegajaca na ciagnieciu przygodnie spotkanego krokodyla za ogon (trzeba miec konto na fb, zeby obejrzec).
https://www.facebook.com/274911289215982/videos/vb.274911289215982/1033644360009334/?type=2&theater
obawiam się, że w przypadku pana Artura łapanie gadów za ogon ma charakter czynności zastępczej - podejmowanej w braku innych, istotnych bodźców. Może przytrafi mu się walka, do której przygotowanie pochłonie go w stopniu wykluczającym tego rodzaju emocjonalne wyroby czekoladopodobne.
Usuńa jeszcze odnośnie wypalenia zawodowego: dzisiaj w drugim programie polskiego radia słyszałem panią profesor komentującą przesłuchania uczestników konkursu szopenowskiego. To była osoba szczęśliwa, entuzjastyczna, chociaż te utwory się powtarzały. Ona dostrzegała różnice w wykonaniach i przeżywała.
nie grymasiła. trzeba próbować nie grymasić.
Odnosnie wypalenia zawodowego (zyciowego) mozna byc jak bohaterowie Kosmosu - w obliczu bezsensu trzeba ten sens kreowac, stwarzac. Pomimo tego, iz wiadomo, ze jestesmy skazani na porazke, bo skoro sens nie istnieje, to jego sztuczne kreowanie jest troche jednak mydleniem oczu samemu sobie.
OdpowiedzUsuńAle co innego pozostaje?
Pozdrawiam
http://eurosport.onet.pl/boks/artur-szpilka-takich-walk-sie-nie-odmawia/ydq6ef
OdpowiedzUsuńTaka informacja z rana.
Pozdrawiam
Widziałem już w nocy. Cieszę się. Postawię pieniądze na zwycięstwo AS
UsuńJa jestem sceptyczny co do szans na zwycięstwo. Ale w zwycięstwo K. Głowackiego nad Huckiem też nie wierzyłem.
Usuń