Z okazji publikacji
wyroku Sądu Najwyższego w sprawie III KK 70/14 wspominamy mężczyznę
o imieniu Sławomir. Teraz on na pewno opala swe ciało i ćwiczy je,
by kobiety znajdowały przyjemność w patrzeniu na niego. To jednak
niedługo się skończy za sprawą św. Floriana, który weźmie
odwet za zastępy swych wiernych podopiecznych, którzy w jesienne
dni musieli przemierzać niedostępne brzegi akwenu wodnego w
poszukiwaniu Sławomira. Wszyscy bogowie łąkowi, leśni i ci od
stawów jezior oraz sztucznych zalewów również szykują okropne
męki w zemście za trudy płetwonurków ofiarnie poszukujących
Sławomira w zimnych i ciemnych obszarach poniżej termokliny. My zaś
jesteśmy tylko smutni, że zostaliśmy oszukani.
W wyroku z dnia 3
września 2014, sygn. III KK 70/14 Sąd Najwyższy uznał, że art.
413 par. 2 pkt. 1 kpk wymaga dokładnego określenia czynu
przypisanego oskarżonemu i konieczne jest wskazanie ilości środków
odurzających wprowadzonych do obrotu, nie zaś poprzestanie na
stwierdzeniu, że stanowią one znaczną ilość.
Jakkolwiek wydawałoby
się, że Sąd Najwyższy nie odkrywa w tym orzeczeniu nowych światów
i nie penetruje awangardowych kierunków interpretacji, to jednak
Sławomir – w swoim czasie – został prawomocnie skazany za
wprowadzenie do obrotu znacznych ilości kokainy i nikt nie zadał
sobie trudu wskazania ile rzeczywiście sprzedał. Również Sąd
Najwyższy nie dostrzegł w lapidarnym opisie czynu niczego
zdrożnego, a kasację uznał za oczywiście bezzasadną. W przypadku
Sławomira mogła to być jednak wspomniana zemsta Świętego i bogów
pomniejszych, która – na podobieństwo skutków ukąszenia tego
wielokrotnie wspominanego węża gatunku żmija – nadchodzi na 5
lat przed dopuszczeniem się złego uczynku. Ówczesnego orzeczenia
SN nie należy zatem traktować w kategoriach kamienia milowego
judykatury polskiej, a był to jedynie przejaw sprawiedliwości w
wymiarze bardziej ogólnym. Nie należy zatem wypowiadać sygnatury
tej sprawy, nawet szeptem.
Oskarżonym w sprawie III
KK 70/14 był niejaki D.K., a przynajmniej takie inicjały wskazano w
oficjalnej publikacji. Gdybym był D.K. to przy ponownym rozpoznaniu
sprawy (trafiła do pierwszej instancji), powiedziałbym, że
ustalanie jakiejkolwiek ilości w opisie czynu będzie stanowiło
naruszenie zakazu reformationis in peius. I chciałbym być niewinny.
A co gdy sędzia uzna stanowisko oskarżonego (ew. jego obrońcy) za bezczelność?
OdpowiedzUsuńno to akurat oskarżonemu nie zaszkodzi.
OdpowiedzUsuń