poniedziałek, 9 lutego 2015

Dom wariatów



Zadzwonił telefon.
- Prokurator cofnął wniosek!
Odetchnęłam z ulgą. Koniec.
Nie będzie, przynajmniej na razie, oglądał świata zza okratowanych okien oddziału psychiatrycznego miejscowego szpitala.



Kiedy zadzwonił z prośbą o pomoc, lekko drżał mu głos. Raczej ze złości, nie ze strachu. Mówił szybko, jakby nieskładnie. Nie mogłam łatwo tego przyswoić, poukładać w jakieś znane ramy proceduralne. Kiedy powtórzył, zaczęło do mnie docierać, że oto miejscowa prokuratura prowadzi jakieś tajne przez poufne postępowanie wyjaśniające, do którego on nie ma dostępu, mimo, że chodzi właśnie o niego. Wzywali jego mamę, tatę, siostrę, i pytali każdego, czy nie myślał o umieszczeniu mojego rozmówcy w szpitalu psychiatrycznym. Przymusowo. Bez zgody. Dla dobra.

Dorośli odpowiadali, że nie. Bo jest już duży, skończył studia, ma rodzinę, pracuje. Działa społecznie, demaskuje zgniliznę, i dostaje za to swoją dolę nieszczęść od miejscowych możnych. Nie ma z nim problemów, nikomu nie zagraża, nie robi krzywdy. Nie wyznaje zasady, że z władzą lepiej jest dobrze żyć. Pod tym względem bywa niegrzeczny.

Prokuratura pozbierała te zeznania, zebrała też opinie psychiatryczne z postępowań wykroczeniowych (patrząc władzy na ręce czasem broił). Z troski o obywatela i dla jego dobra wystąpiła z wnioskiem o umieszczenie go w przymusowym leczeniu psychiatrycznym bez zgody na podstawie art. 29 ust. 1 pkt 1 ustawy o ochronie zdrowia psychicznego (do szpitala psychiatrycznego może być również przyjęta, bez zgody wymaganej w art. 22, osoba chora psychicznie, której dotychczasowe zachowanie wskazuje na to, że nieprzyjęcie do szpitala spowoduje znaczne pogorszenie stanu jej zdrowia psychicznego).

Traf chciał, że w małym mieście liczba biegłych sądowych odpowiedniej specjalności jest ograniczona. Opinie skompletowane przez prokuraturę sporządzało kilku tych samych biegłych w różnych konfiguracjach. W niektórych opiniach pojawiały się niepokojące wnioski co do jego zdrowia. Wnioski te z pewnością podzielałaby część miejscowych biznesmenów, których uwiera dziennikarsko-śledcze zacięcie szarego człowieka.

W postępowaniu przed sądem przesłuchano naszych świadków – kolegów, znajomych, którzy potwierdzili, że jest jak najbardziej normalny. Z tym wyjątkiem, że żywo interesuje go polityka lokalnych władz.

Sąd dopuścił swoją opinię na potrzeby postępowania zainicjowanego przez prokuraturę. Wnioski miejscowych biegłych (tych, co już wcześniej kiedyś) były druzgocące – trzeba umieścić go, koniecznie i natychmiast, bo będzie źle. Przesłuchani podtrzymali diagnozę i wskazanie na umieszczenie. Nie wyjaśnili jednak, z czego wynika ich uparte kwestionowanie tego, co mówi uczestnik o swoim życiu. Nie wyjaśnili wielu kwestii. Pozostali przy swoim.

Sytuacja była dramatyczna, dla mnie chyba bardziej niż dla niego. On się tego spodziewał, pasowało mu to do poprzednich wydarzeń i dekodował przyczyny. Ja nie mogłam uwierzyć w to, co się dzieje. Raczej nie ze względu na niedostatki wiedzy o psychologii i psychiatrii. Wizja zamknięcia człowieka bez jego zgody w szpitalu psychiatrycznym, dla jego dobra, na kanwie mglistej prognozy poprawy stanu zdrowia (które na zdrowy rozsądek tego nie potrzebuje) osadzała się mocno w rzeczywistości znanej z Ubika.

Chronologia i logika coraz bardziej się zakrzywiały, a on kontynuował działalność społeczną i dalej dokuczał, pisał i kąsał. W odwecie zawiadamiano o kolejnych rzekomych wykroczeniach. Kierowano go na  kolejne badania psychiatryczne. 

Zadziałał kosmos, albo wyczerpali się ci dzielni biegli, i trafiło na niemiejscowych, ostrzeżonych, że walczymy. Napisali o braku potrzeby leczenia. Czym prędzej złożyliśmy w sądzie, z wnioskiem o nową opinię i prośbą, by zwrócono się o jej sporządzenie do kogoś spoza. Tak też się stało. Biegła wielkomiejska, uniwersytecka zaopiniowała o braku potrzeby leczenia. Prokurator cofnął wniosek.

Tym razem się udało.





Zazwyczaj jest tak, że taki wniosek kierują osoby najbliższe. W tym przypadku, po zasięgnięciu ich zdania prokuratura uznała, że się od tego uchylają (!). Jest takie orzeczenie SN, że wtedy może prokurator.




3 komentarze:

  1. schizofrenia bezobjawowa może dopaść każdego...słuszna troska władzy o obywatela...
    Autorom tego bloga też bym się na miejscu prokuratury przyjrzał ;)
    http://pl.wikipedia.org/wiki/Psychiatria_represyjna_w_ZSRR

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy to aby na pewno koniec, wszak schizofrenia bezobjawowa lubi w sposób niezauważalny nawracać?

    Komentujący wyżej ubiegł mnie, co oznacza, że sprawa kojarzy się jednoznacznie.

    PS: Poczytność bloga chyba wzrośnie po dzisiejszym materiale w "Wiadomościach" (cudzysłów nieprzypadkowy).

    OdpowiedzUsuń
  3. Ty się puknij w głowę!!! ^_^

    OdpowiedzUsuń