Zadzwonił
telefon.
-
Prokurator cofnął wniosek!
Odetchnęłam
z ulgą. Koniec.
Nie będzie,
przynajmniej na razie, oglądał świata zza okratowanych okien oddziału
psychiatrycznego miejscowego szpitala.
Kiedy
zadzwonił z prośbą o pomoc, lekko drżał mu głos. Raczej ze złości, nie ze
strachu. Mówił szybko, jakby nieskładnie. Nie mogłam łatwo tego przyswoić,
poukładać w jakieś znane ramy proceduralne. Kiedy powtórzył, zaczęło do mnie
docierać, że oto miejscowa prokuratura prowadzi jakieś tajne przez poufne
postępowanie wyjaśniające, do którego on nie ma dostępu, mimo, że chodzi
właśnie o niego. Wzywali jego mamę, tatę, siostrę, i pytali każdego, czy nie
myślał o umieszczeniu mojego rozmówcy w szpitalu psychiatrycznym. Przymusowo.
Bez zgody. Dla dobra.
Dorośli
odpowiadali, że nie. Bo jest już duży, skończył studia, ma rodzinę, pracuje.
Działa społecznie, demaskuje zgniliznę, i dostaje za to swoją dolę nieszczęść
od miejscowych możnych. Nie ma z nim problemów, nikomu nie zagraża, nie robi
krzywdy. Nie wyznaje zasady, że z władzą lepiej jest dobrze żyć. Pod tym
względem bywa niegrzeczny.
Prokuratura
pozbierała te zeznania, zebrała też opinie psychiatryczne z postępowań
wykroczeniowych (patrząc władzy na ręce czasem broił). Z troski o obywatela i
dla jego dobra wystąpiła z wnioskiem o umieszczenie go w przymusowym leczeniu
psychiatrycznym bez zgody na podstawie art. 29 ust. 1 pkt 1 ustawy o ochronie
zdrowia psychicznego (do szpitala psychiatrycznego może być również
przyjęta, bez zgody wymaganej w art. 22, osoba chora psychicznie, której
dotychczasowe zachowanie wskazuje na to, że nieprzyjęcie do szpitala spowoduje
znaczne pogorszenie stanu jej zdrowia psychicznego).
Traf
chciał, że w małym mieście liczba biegłych sądowych odpowiedniej specjalności
jest ograniczona. Opinie skompletowane przez prokuraturę sporządzało kilku tych
samych biegłych w różnych konfiguracjach. W niektórych opiniach pojawiały się
niepokojące wnioski co do jego zdrowia. Wnioski te z pewnością podzielałaby
część miejscowych biznesmenów, których uwiera dziennikarsko-śledcze zacięcie
szarego człowieka.
W
postępowaniu przed sądem przesłuchano naszych świadków – kolegów, znajomych,
którzy potwierdzili, że jest jak najbardziej normalny. Z tym wyjątkiem, że żywo
interesuje go polityka lokalnych władz.
Sąd
dopuścił swoją opinię na potrzeby postępowania zainicjowanego przez
prokuraturę. Wnioski miejscowych biegłych (tych, co już wcześniej kiedyś) były
druzgocące – trzeba umieścić go, koniecznie i natychmiast, bo będzie źle.
Przesłuchani podtrzymali diagnozę i wskazanie na umieszczenie. Nie wyjaśnili jednak,
z czego wynika ich uparte kwestionowanie tego, co mówi uczestnik o swoim życiu.
Nie wyjaśnili wielu kwestii. Pozostali przy swoim.
Sytuacja
była dramatyczna, dla mnie chyba bardziej niż dla niego. On się tego
spodziewał, pasowało mu to do poprzednich wydarzeń i dekodował przyczyny. Ja
nie mogłam uwierzyć w to, co się dzieje. Raczej nie ze względu na niedostatki
wiedzy o psychologii i psychiatrii. Wizja zamknięcia człowieka bez jego zgody w
szpitalu psychiatrycznym, dla jego dobra, na kanwie mglistej prognozy poprawy
stanu zdrowia (które na zdrowy rozsądek tego nie potrzebuje) osadzała się mocno
w rzeczywistości znanej z Ubika.
Chronologia
i logika coraz bardziej się zakrzywiały, a on kontynuował działalność społeczną
i dalej dokuczał, pisał i kąsał. W odwecie zawiadamiano o kolejnych rzekomych
wykroczeniach. Kierowano go na kolejne badania psychiatryczne.
Zadziałał
kosmos, albo wyczerpali się ci dzielni biegli, i trafiło na niemiejscowych,
ostrzeżonych, że walczymy. Napisali o braku potrzeby leczenia. Czym prędzej
złożyliśmy w sądzie, z wnioskiem o nową opinię i prośbą, by zwrócono się o jej
sporządzenie do kogoś spoza. Tak też się stało. Biegła wielkomiejska,
uniwersytecka zaopiniowała o braku potrzeby leczenia. Prokurator cofnął
wniosek.
Tym razem
się udało.
Zazwyczaj
jest tak, że taki wniosek kierują osoby najbliższe. W tym przypadku, po
zasięgnięciu ich zdania prokuratura uznała, że się od tego uchylają (!). Jest
takie orzeczenie SN, że wtedy może prokurator.
schizofrenia bezobjawowa może dopaść każdego...słuszna troska władzy o obywatela...
OdpowiedzUsuńAutorom tego bloga też bym się na miejscu prokuratury przyjrzał ;)
http://pl.wikipedia.org/wiki/Psychiatria_represyjna_w_ZSRR
Czy to aby na pewno koniec, wszak schizofrenia bezobjawowa lubi w sposób niezauważalny nawracać?
OdpowiedzUsuńKomentujący wyżej ubiegł mnie, co oznacza, że sprawa kojarzy się jednoznacznie.
PS: Poczytność bloga chyba wzrośnie po dzisiejszym materiale w "Wiadomościach" (cudzysłów nieprzypadkowy).
Ty się puknij w głowę!!! ^_^
OdpowiedzUsuń