wtorek, 7 sierpnia 2012

Po śladach Crulica

Jeśli mieliby mnie pozbawić wolności, a mógłbym wybrać jednostkę penitencjarną,  to chciałbym na Montelupich 7. Tam jest życie towarzyskie, duchowe i dobra obsługa. Wprawdzie znowu ktoś tam umarł, ale to nie zmienia ogólnego obrazu placówki, bo przecież wielu jest symulantów i nie można się pochylać nad każdym utyskującym na stan zdrowia. Społeczeństwo, które preferuje represyjny model walki z patologią społeczną, musi akceptować śmierć w zakładach karnych. To normalne, bo osadzeni nie mogą mieć dobrej opieki medycznej, a w konsekwencji  muszą czasem umierać.

Dawniej przejmowałem się relacjami klientów dotyczącymi ich kontaktów z więziennymi lekarzami. Jeden twierdził, że miał  bóle w klatce piersiowej, ale został zbadany przez psychiatrę, który orzekł, że wszystko w porządku. Inny leczył się psychiatrycznie od dzieciństwa, podejmował próby samobójcze i wielokrotnie był hospitalizowany, jednak w areszcie został uznany za całkowicie zdrowego, przestali mu dawać lekarstwa, które brał od wielu lat.  Teraz uważam, że  tak musi być  i przekonuje mnie tłumaczenie lekarzy oskarżonych w sprawie śmierci Claudiu Crulica: "umarł, bo nie jadł i chciał" (cytat za gazeta.pl: http://krakow.gazeta.pl/krakow/1,44425,12266027,Kolejny_skazany_zmarl_w_szpitalu_wieziennym.html). Tak właśnie było: umarł bo nie jadł. Podjął ryzyko rozgrywki z wymiarem sprawiedliwości (to czy miał rację jest problemem zupełnie odrębnym), ale przegrał. Inni podejmują ryzyko określonej rozgrywki ze społeczeństwem i czasem też przegrywają. To normalne.


8 komentarzy:

  1. Ja myślę, że opieka zdrowotna na gruncie wykonania kary pozbawienia wolności pozostawia wiele do życzenia. W swych raportach CPT wskazywał, iż Polska ma jeszcze wiel do zrobienia na tym polu. Dorzucjąc do tego relacje pensjonariusz kontra personel otrzymujemy niebezpieczną mieszankę, która skutkować może śmiercią człowieka.

    Na marginesie, w ambulatorium ZK w Wadowicach leki ordynuje dr Rzepka - specjalista ginekolog - położnik ........

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To piękna informacja, nie wiedziałem o tym. Ciekawe czy grypsujący mogą poddawać się leczeniu przez ginekologa. Gdyby byli konsekwentni, to chyba nie mogą. Skonsultuję to.

      Usuń
  2. No przecież w ZK jest fantastyczna opieka medyczna. Informują mnie o tym zwykle sądy rozpatrując wnioski o odroczenie albo przerwę. Nowotwór, choroba psychiczna, konieczność operacji kardiochirurgicznej? To dla nich pestka. Więzienne oddziały szpitalne oferują pełen zakres usług w jakości niczym nie ustępującej normalnym szpitalom. A w normalnych szpitalach to ludzie nie umierają? Więc naprawdę nie ma co narzekać.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Umarł bo nie jadł i chciał" brzmi jak odpowiedź Marii Józefiny "to jedzcie ciastka" na okrzyk "jesteśmy głodni, nie mamy chleba".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ogóle to niezła fraza jest. Ciekawe czy rzeczywiście padła do protokołu.

      Usuń
    2. Marii Antoniny.

      Usuń
  4. Z drugiej strony - pytanie czy: "chciał nie jeść", czy "chciał umrzeć". nie zawsze bowiem jedno wynika z drugiego. tacy na przykład tybetańscy mnisi nie jedzą w celu osiągnięcia doskonałości duszy. może tak było i w przypadku tego więźnia, a lekarze błędnie odczytali intencje...

    zając

    OdpowiedzUsuń
  5. Wydaje mi się, że nasze społeczeństwo nie preferuje represyjnego modelu walki z patologią społeczną, a model prewencyjny. Skutkiem tego "nie znamy dnia ani godziny" kiedy możemy zostać uznani przez "stosujących prawo" ( na podstawie jednego z tysięcy, "uświęconych" zasadami pozytywizmu, przepisów)za zatwardziałych przestępców.
    W obliczu takiego systemu, skłaniałbym się ku bardziej "humanistycznym" opiniom na temat losu osadzonych.

    arek

    OdpowiedzUsuń