Miałem niegdyś taki pomysł, żeby złapać karalucha do pudełka i wypuścić w czasie posiedzenia w przedmiocie przedłużenia tymczasowego aresztowania. To miał być taki argument – jak to ujął jeden z kandydatów na posła – o wydźwięku performatywnym. Był rok 2007, klient pozostawał „tymczasowo” aresztowany od 2001, a ja źle znosiłem wizyty na oddziale N w katowickim areszcie. Spośród pomieszczeń przeznaczonych na spotkania z osadzonymi najgorsze jest (dawno nie byłem, może to się zmieniło) to oznaczone nr 1. Nad nim znajdują się prysznice oddziału dla kobiet, których szczelność pozostawiała wówczas wiele do życzenia, bo ściany celi nr 1 pokrywał różnokolorowy grzyb. Spędzało się tam sporo czasu w samotności, bo przygotowanie osadzonego z oddziału N do spotkania z adwokatem trwa dość długo. Tam właśnie przychodziły karaluchy, zaś ich obserwacja umilała kilkudziesięciominutowe oczekiwanie. Karmiliśmy je batonikami, którymi częstował mnie klient. Zasada była taka, że jak wywiązałem się z zadania to batonik był i karaluchy miały deser. Jak się nie udało, to niestety, musiały się zadowolić posiłkiem wyszukanym samodzielnie.
Pewnego razu przyszedł karaluch o wyjątkowej wielkości. Pojawił się zanim mnie zamknięto w tym pomieszczeniu (to jest właśnie niekomfortowe: zamykają w czymś o wymiarach 2x2 i czekając na doprowadzenie siedzisz tam jak idiota, a jeszcze filmuje cię kamera), więc kiedy zaświeciliśmy światło (nie ma okna), postanowił udawać, że nie żyje. Świetnie się nadawał, był wielki, czarny, błyszczący, dobrze odżywiony. Wprawdzie kiepsko reagował na światło, ale być może dałby się wytrenować, w końcu chodziło zaledwie o krótką, nerwową bieganinę po ławie obrony, ewentualnie stole sędziowskim (to by się pewnie nie udało). Chyba każdego zdrowego karalucha stać na tego rodzaju występ. Stało się jednak nieszczęście, bo nadepnął go funkcjonariusz służby więziennej. Tam pracują dobrze zbudowani mężczyźni, dodatkowo noszą te ciężkie karabiny i kamizelki kuloodporne, więc sądowa kariera karalucha legła w gruzach, sczezł bowiem z donośnym chrzęstem.
W ostatnim czasie trudno trafić na długoletni areszt, ale przyniesiono mi postanowienia aresztowe dotyczące Zdzisława Ł. osadzonego na wspomnianym oddziale N w Katowicach. Chcieli żebym napisał do jakiejś organizacji, fundacji, rzecznika. Ja już nie piszę do żadnych organizacji, ale powiem wam, ku przestrodze, jakbyście jednak kiedyś zostali sędziami, że kiepsko wygląda stosowanie „tymczasowego” aresztowania od 18 stycznia 1999 do dnia dzisiejszego. Była tam wprawdzie roczna przerwa z powodu wprowadzenia do wykonania innej kary pozbawienia wolności, ale człowiek jest „tymczasowo” w więzieniu z powodu jednej sprawy od 12 lat. Jakbyście więc byli sędziami i trzymali kogoś „tymczasowo” w areszcie tak długo, to pamiętajcie, że obrońcom, choćby z nudów, mogą przychodzić do głowy różne argumenty. I patrzcie im na ręce.
muszę przyznać, że w tego typu sprawach mam niezwykle duży dyskomfort - bo z jednej strony ten tymczasowo aresztowany najczęściej powienien siedzieć jak pan bóg przykazał, tyle ile w areszcie albo i więcej, ale...po wyroku. A tak biegły w kodeksach i różnych konwencjach (no ma czas chłop to czyta)on z całą uczciwością może powiedzieć, że siedzi niewinny ( a jeszcze Strasburg mu to da na papierze plus parę groszy na te batoniki). A prawemu obywatelowi trudno nie przyznac mu racji. Tak więc, drodzy sędziowie, może byście zamiast tak trzymać tych niewinnych panów tak troszkę szybciej ich legalnie wsadzali, a to wszystko rzecz jasna w trosce o tego autentycznie uczciwego obywatel, zatroskanego swym psychicznym dyskomfortem.
OdpowiedzUsuńkonkubina
Obawiam się, że sąd bardziej będzie się jednak przejmował groźbą bliskiego spotkania z okazałym owadem (puszczonym luzem), niż dyskomfortem obywatela. tak pozostanie aż do chwili kiedy sędziowie i prokuratorzy będą wybierani w wyborach powszechnych.
OdpowiedzUsuńmb
a ja zamiast rzecznika przeczytałam rzeźnika. i tyle w temacie.
OdpowiedzUsuńCzyli jak przyszły sędzia po liceum idzie na studia, to dany aresztowany już jest tymczasowy. Po studiach aplikacja, a tymczasowy czeka, aż ten co przedłuży nabędzie uprawnień. A jak już po tylu latach nauki i oczekiwania się wreszcie zapozna z aktami, to zmiana stanu rzeczy była by zbyt dużym szokiem dla obu stron. "Nie było ciebie tyle lat ..."
OdpowiedzUsuńduża rawka
nie tylko chodzi tutaj o samopoczucie obywatela, ale też o coś, co nazwać można powagą wymiaru sprawiedliwości, a co może zostać wystawione na ciężką próbę przez tymczasowe aresztowanie na 12 lat. Pisał Pan o porządkowaniu relacji - myślę sobie, że przy skazaniu mamy z czymś takim do czynienia. wiadomo, który jest ten zły. a tak - to nie do końca. i można się wahać: czy ci w kajdankach, czy w togach.
OdpowiedzUsuńZając
Ma Pan rację nic tak nie odejmuje powagi sądowi jak tymczasowe aresztowanie. Pokrzykiwanie na strony, czy dwa lata więcej w wyroku - to wszystko nie ma znaczenia dla autorytetu sądu, a przedłużanie aresztu jakoś ma
OdpowiedzUsuńdługie tymczasowe aresztowanie przy wyrokowaniu to jak prezent od cioci Jadzi z Ameryki. Niby dużo w wyroku a tu niespodzianka - już "w tymczasowym" odsiedziane.
OdpowiedzUsuńAzja Mniejsza
dziś byłem na rozprawie u pewnej sędzi na literkę P i stwierdzam, że są gorsze rzeczy od TA.
OdpowiedzUsuńZając
Panie Dominiku, ja chyba kiedyś na zajęciach lansowałem tezę, że to jest akuratnie przykład prawdziwej sprawiedliwości. Nie żartowałem. W tym nie ma nic złego, to jest najwyższa forma rozstrzygania o winie i karze. Ta forma wydaje się nieprzystępna, czy też niemerytoryczna, ale jest dobra. Muszę kiedyś o tym więcej napisać. jeśli dobrze się domyślam o kogo chodzi, to jestem wielbicielem tego stylu
OdpowiedzUsuńmb
w rzeczt samej, kiedyś Pan wspominał. ale ktoś kiedyś powiedział, że droga jest celem. myślę, że, przynajmniej po części, ma racje i nie chodzi o same rozstrzygnięcie - ale o to, jakie są koszty dojścia do słusznego rozstrzygnięcia. a mierzyć można je na wiele sposobów - m.in. badając poziom zaufania do sądu przed i po przesłuchaniu świadka.
OdpowiedzUsuńZając