Jest w każdym człowieku pierwiastek szaleństwa, jakaś zwierza domieszka, co czasem, z rzadka wyłazi i łypie. Pół biedy, gdy łypie, gorzej, gdy uderza. Na przykład w dach samochodu co wcześniej podjechał z impetem pod nogi na przejściu pieszemu, gdy pieszy przechodził jak mu Bóg przykazuje. I gdy tak łypnie, to drugi odejrzy, ten pierwszy uderzy, a ten po Policję.
Policja tygodniami bada, ogląda, pisze i czyta. W któryś dzień tygodnia przychodzi o szóstej rano i zawija, przechowuje, przetrzymuje. Przyjeżdża obrońca, patrzy, słucha, mówi, uśmiecha, nie wierzy. Dach zniszczony na dwa koła, zgłaszający - wniosek o ściganie, policjant mruga, że pewnie będzie na umorzenie, i czy pan – aha – nie przyznaje, odmawia. No dobrze.
Wychodzi. Otrzepuje ubranie. Idziemy nie wierząc. Człowiek ze stopniem w naukach niełatwych, w latach posunięty niechłystek, poważny niekonflikt, tylko łypnął, odejrzał, uderzył. Konstruujemy taktykę obrony – przychodzi ukochany zwany Szefem – śmieje. Pijemy kawę. Jemy bułeczki. Tymczasowo usypiamy zwierza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz