wtorek, 26 września 2017

Fatalna kolaboracja

Nigdy nie zrozumiem wielkich adwokatów. Być może tam, na parnasie, nie mają bibliotek i nie wiedzą co Jeszua powiedział Jeźdźcowi Złotej Włóczni o władzy. Być może na parnasie nie mają radioodbiorników  i obcy jest im zgiełk punkowych składów, rymy blokowisk i K4 Świetlickiego. Być może parnasiści uważają, że służba władzy jest w dobrym tonie i nie kłóci się z istotą wykonywania zawodu adwokata. Niech historia prof. Michała Królikowskiego  sprowadzi ich na ziemię, na nasze ulice, na nasze pola i łąki. 

Kolaboracja adwokata z Prezydentem RP to zdrada i nie ma znaczenia jakie jest polityczne zaplecze osoby aktualnie sprawującej ten urząd. Adwokat ma bronić ludzi przed aparatem państwa i każdy kolaborant traci wiarygodność tylko dlatego, że wchodzi w porozumienie z przeciwnikiem. Jeśli ktoś chce wspierać państwo powinien rzucić zawód, założyć fabrykę konserw i aprowizować żołnierza polskiego (nie mogę się powstrzymać od pisania o fabrykach konserw).

Kolaboracja z Prezydentem RP zawsze będzie się wiązała z uwikłaniem w rozgrywki polityczne. Można z nich wyjść obronną ręką tylko wówczas gdy w ramach praktyki zawodowej zachowuje się postawę pozwalającą pozostać poza wszelkimi podejrzeniami. Znam może dwie osoby, którym się to udaje, ale czy takie wykonywanie zawodu ma jednak jakikolwiek sens? Ile jest  ekscytacji  w nocnych spotkaniach na stacjach benzynowych, lotach na kawę do odległych, zagranicznych miejscowości, pokątnych ustaleniach wersji niemalże bliskich prawdzie! Ile beztroskiej radości gdy kieszenie wypełniane są – jak mawiał S.I. Witkiewicz – flotą! Kolaborant, który z tego wszystkiego nie zrezygnował na tyle dawno, by wszyscy zapomnieli o jego konszachtach, sprowadza problemy na siebie i Prezydenta.


Zamieszanie związane z współpraca prof. Michała 
Królikowskiego z Prezydentem uczy również, że adwokat nie może być syty.  Wszelkie pozyskane środki należy natychmiast przejadać, oczyszczać konta bankowe i zaciągać zobowiązania. Nie tylko zachowuje się zaciekłość i głód klienta, ale – co ważniejsze – unika powierzenia i przechowywania środków wątpliwego pochodzenia. 

czwartek, 21 września 2017

Pismo poetyczne

Zapewne czuła się jak podmiot liryczny w wierszu  Charlesa Bukowskiego „problemy ze spainem”. W przekładzie Piotra Madeja utwór ten zaczyna się wspomnieniem zeszłej środy, kiedy to podmiot liryczny wszedł pod prysznic i sparzył część ciała znajdującą się z przodu. Może po prostu to zacytujmy:

„w zeszłą środę
wszedłem pod prysznic
i sparzyłem sobie jaja”

W dalszej części wiersza omówiona została trudna sytuacja jednostki walczącej, wrażliwej, pełnej ideałów, która znalazła się na przyjęciu towarzyskim pośród osób jej nieprzychylnych, gardzących poświęceniem i autentycznością postawy życiowej.

Musiała odczuwać to samo. Czy samotna i wyobcowana zatopiła się w rozmyślaniach? Czy rozważała kim jest, dokąd zmierza i jaka jest jej rola? Czy przeraziła ją myśl, że Sąd Najwyższy to rezerwuar sprawnych argumentacyjnie prawników, którzy poza tą sprawnością nie mają niczego więcej do zaoferowania? Czy zastanawiała się jak przeprosić palących świeczki za tchórzostwo przy rozpoznawaniu sprawy pana Mariusza Kamińskiego?

Jej wizyta została skomentowana przez rzecznika prasowego Sądu Najwyższego Michała Laskowskiego w sposób następujący:  ​"Wobec licznych komentarzy związanych z obecnością Pierwszego Prezesa SN na uroczystości wręczenia przez Pana Prezydenta nominacji Panu Justynowi Piskorskiemu, w imieniu Pani Profesor Małgorzaty Gersdorf proszę o przyjęcie zapewnienia, że w trudnym okresie stresów i przepracowania, każdemu z nas zdarzają się kroki podjęte bezrefleksyjnie, z przeoczeniem specyficznych uwarunkowań, które powinny być brane pod uwagę w działalności publicznej Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego"

Wobec takiego oświadczenia warto przypomnieć ostatnie, zgrabne strofy „problemów ze spainem” Charlesa Bukowskiego. Otóż  podmiot liryczny informuje w nich, że zeszłej środy nie tylko poparzył sobie pod tym prysznicem część ciała znajdującą się z przodu, ale kiedy obrócił się, by wyskoczyć spod tej gorącej wody, sparzył i tę część która znajduje się z tyłu.
Dokładnie brzmi to tak:

„nie tylko poparzyłem sobie jaja pod tym prysznicem
zeszłej środy, ale kiedy obróciłem się oby wyskoczyć spod
tej gorącej wody, sparzyłem sobie też

dupę.”  

piątek, 8 września 2017

Zjadają Murzyna

Jest bezpiecznie. Jest spokojnie. Jedziemy samochodem w stronę sklepu wielkopowierzchniowego. Napotykany  satanista niespiesznie pedałuje ulicą Zdrową. Ma znak na odzieży.  Otwieram okno: przepraszam,  czy to jest znak Szatana? Kobieta śmieje się. Dziecko śmieje się. Niemowlę nie śmieje się. Satanista przyjaźnie potwierdza. Jest bezpiecznie.

Profesor Ewa Łętowska o sprawie pisaczy wyroków w TK: "To co było niewątpliwie nieprawidłowe i nieszczęśliwe w tej sprawie, to sformułowanie zlecenia w formie umowy o dzieło, spowodowane zapewne względami podatkowymi, zusowskimi". Oszukiwanie urzędu skarbowego i ZUSu co do charakteru zawartej umowy nie jest zatem złem. Cytowaną wypowiedź należy uzupełnić apelem do obywateli, by zapomnieli o art. 219 k.k. czy też  przeróżnych przepisach kks. Pani profesor, pracownikom i sędziom TK udało się to bezbłędnie. Jest bezpiecznie. Satanista uśmiecha się. Zmienia przerzutkę zręcznie.

Profesor Stanisław Biernat: "(...) przedmiotem umów, o których mowa, jest świadczenie pomocy dla sędziów, która występuje powszechnie w innych sądach konstytucyjnych czy sądach europejskich. Profesor Andrzej Rzepliński: „ Chodziło o przyspieszenie kilku spraw w okresie przeciążenia TK”. Jest bezpiecznie.  

Wasze ulice, nasze sale rozpraw. Pisze więc: „to zażalenie jest zatem w pierwszej kolejności realizacją interesu klienta, ale jest również przejawem walki piszącego te słowa, o to samo czego domagali się w ostatnich tygodniach demonstranci palący świeczki pod sądami w całej Polsce. Otóż nikt nie zapewni sędziom wolności, niezawisłości, prawa do orzekania na podstawie ustaw, jeśli sędziowie nie zadbają o to sami w codziennym sprawowaniu władzy sądowniczej. Ani prokurator, ani też obrońca nie są przyjaciółmi sądu. Są stronami, a żadnej z nich nie można faworyzować, przymykając oko na nieporadność ich procesowych starań. Pobłażliwości dla wniosku Prokuratora nigdy nie może też uzasadniać pozycja społeczna podejrzanego, a w konsekwencji ogólne przekonanie, że np. uczestnictwo w podkulturze kibiców uzasadnia mniej wnikliwą weryfikację podstaw tymczasowego aresztowania, bo zapewne i tak w dalszym toku postępowania, uda się pozyskać dowody jakiś bliżej nieokreślonych przestępstw. Taka pobłażliwość jest przejawem uległości i przyczynia się do tworzenia kultury prawnej, w której dominującą rolę odgrywa aparat ścigania, nielimitowany w żaden sposób przez władzę sądowniczą (ta bowiem ma charakter zaledwie służebny wobec władzy wykonawczej reprezentowanej przez urząd prokuratorski). (...) W państwie, w którym obowiązuje art. 6 ust. 3 i art. 5 EKPCZ, art. art. 10 ust. 1, art. 173 ust. 1, art. 175 Konstytucji rolą sądu jest bezwzględne wyegzekwowanie od prokuratora, by wniosek o pozbawienie kogokolwiek wolności został poprzedzony  rzetelnym uprawdopodobnieniem, że podejrzany dopuścił się zarzuconych czynów. Jakikolwiek kredyt zaufania dla prokuratora jest naruszeniem zasady trójpodziału władzy, gdyż w takim wypadku sąd przestaje sprawować wymiar sprawiedliwości, a redukuje swą rolę do podmiotu wspierającego aparat ścigania. Walka o wolne i niezawisłe sądy nie rozgrywa się więc na ulicznych wiecach (których piszący te słowa jest przeciwnikiem, z uwagi na polityczne zabarwienie owych wydarzeń), a na salach rozpraw”.
Sąd Odwoławczy pomija ten fragment. Nie musi się odnosić. Rozumiem to.  Dzięki temu jest bezpiecznie. Jest spokojnie.

Szewc  zabija szewca. Zjadają murzyna.