czwartek, 3 sierpnia 2017

Zapisek ze współczesności (z okazji zawieszenia postępowania przez SN w sprawie pana Mariusza Kamińskiego)

Żyliśmy w czasach, w których w Sądzie Najwyższym, w Izbie Karnej, orzekali tchórze. Przedkładając Bukowskiego nad Herberta, Peję nad Taco Hemingwaya, Podgórnik nad Poświatowską nie cierpieliśmy wcale. Otwierało to nawet pewne możliwości.

Na przykład korciło nas, by zaczerpnąć z rezerwuaru kultury i tradycji śródziemnomorskiej, zdobyć się na gest Kaliguli i uczynić obowiązkowym członkiem każdego składu orzekającego Sądu Najwyższego konia. Konia albo kota. Nieprzychylne komentarze maruderów szybko stłumiłoby się groźbą zwolnień, a o entuzjazm rzecznika prasowego nie trzeba by się martwić. Wszak sam przyznał: „od zawsze jestem sędzią, nie umiem niczego innego. Nie wiem czy będę umiał zachować się heroicznie(...)”. Gdybyśmy mu więc kazali, naradzałby się z kotem, okazując mu należny szacunek, podobnie jak uczynił to w przypadku osób orzekających obecnie w Trybunale Konstytucyjnym („Nie wiem jakie będzie orzeczenie TK, tam orzekają także niezawiśli sędziowie”). Wprawdzie mógłby pojawić się problem z sędzią Włodzimierzem Wróblem, ale po prostu byśmy go relegowali, zapewniając mu wieczną chwałę i woskowe pomniki wznoszone przez niedawnych demonstrantów.

Jeśli coś nas uwierało to pogarda jaką sędziowie Sądu Najwyższego Izby Karnej okazali swoim obrońcom. Uwierało to nas, chociaż też uważaliśmy, że latanie ze świeczkami na posyłki polityków to kiepski pomysł na spędzenie wieczoru. Przecież Wielkie Imperium Rozrywki (jakże usłużnie wspierane linią orzeczniczą SN, zgodnie z którą ususzenie jednego krzewu marihuany to zbrodnia, co zapewnia rzetelny bilon w kieszeniach profesjonalnych hodowców) oferowało rozliczne atrakcje i środki ułatwiające przetrwanie. Każda noc mogła być lśniąca. Jeśli jednak ktoś już o te „wolne sądy” walczył, dał się zwieść i parzył sobie ręce nie zważając na dżdżystą nieraz aurę, to nie wolno go było krzywdzić jaskrawym przejawem zniewolenia i służalczości wobec polityków. Byliśmy przeciwnikami demonstracji, zwolennikami wzmożonego atakowania sędziów, wierzyliśmy w nieoczywiste posłannictwo Zbigniewa Ziobry, ale tych biednych obrońców zwyczajnie nam było szkoda.

Przez chwilę mieliśmy nadzieję, że wściekła tłuszcza wywiezie Izbę Karną z Sądu Najwyższego na taczkach. Za zdradę, za zawiedzione nadzieje, za niewdzięczność i sprzedajność wobec władzy wykonawczej. Tak się jednak nie stało, a paraliż wykorzystanych był chyba najbardziej przygnębiający.


Byliśmy już bardzo starzy. Nie mieliśmy kiedy spać. I za długo robiliśmy w tym biznesie.  

31 komentarzy:

  1. Bardzo dobry tekst.
    Ale sędziowie zawsze będą niewolnikami przy obecnym modelu kształcenia. Jak sędzia nic innego nie umie robić to zawsze będzie siedział cicho.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Uwierało to nas, chociaż też uważaliśmy, że latanie ze świeczkami na posyłki polityków to kiepski pomysł na spędzenie wieczoru."

    To, że ktoś stał na manifestacji obok Petru / Schetyny, nie oznacza, że od razu stał się narzędziem w ich rekach albo ich popiera. Ponoć w Poznaniu było tak, że Petru chciał zacząć przemawiać do tłumu, ale mu nie pozwolono, gdyż stwierdzono, że to demonstracja obywatelska, a nie partyjna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. moim zdaniem protesty mogły mieć wymiar wyłącznie polityczny, a uczestnicy służyli jedynie celom polityków (nawet gdy subiektywnie wydawało im się, że służą idei). Wymiar sprawiedliwości nie był przez polityków zagrożony w wyższym stopniu niż ze strony samych sędziów. Dobitnie świadczy zresztą o tym decyzja o zawieszeniu postępowania, stanowiąca przyczynek do tego tekstu, pozbawiona jakichkolwiek merytorycznych podstaw i pozostająca w sprzeczności nawet z oficjalnym stanowiskiem SN w tej sprawie.

      być może część protestujących została wprowadzona w błąd i myślała, że są jakieś wolne sądy i że trzeba je bronić. Reszta przyszła wyrazić swój sprzeciw wobec rządzącej formacji politycznej.

      Usuń
    2. Ja np. uważałem, że większość sędziów to niewolnicy w kajdanach kredytów, bojący się o własny los. Protestowałem dlatego, że wydawało mi się, że proponowane rozwiązania jeszcze bardziej zniewolą sędziów (leczenie grypy cyjankiem). Nie popieram poprzedniego obozu rządzącego, nie jestem też jakimś gorliwym przeciwnikiem PISu (uważam, że mają projekty dobre i złe).

      Usuń
  3. Wciąga mnie atmosfera Pana tekstu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Struktura sądownictwa jak i każdej instytucji publicznej w Polsce implikuje służalczość, więc i tak dali ostry opór. Hofstede daje okejkę.

    OdpowiedzUsuń
  5. pararela w innym wymiarze ?, nazwij to jak chcesz.
    https://www.youtube.com/watch?v=PnEXrTvT1rM

    OdpowiedzUsuń
  6. "List do Ziobry.

    Panie Ministrze!

    Był Pan łaskaw straszyć Pana Prezydenta moim losem i stwierdził, że jak dalej tak będzie robił (czyli wetował "dobre i słuszne" ustawy) to skończy jak ja. Wzruszyłem się, bo rzadko się zdarza, aby ktoś się rozczulał nad moim losem. Dobrze, że w tych trudnych czasach adwokaci mogą liczyć na dobre słowo Prokuratora Generalnego. Dlatego też w zamian opowiem panu Ministrowi historyjkę o Jacku.
    Jacek wraz z głównym majstrem poszli remontować kanalizację. Majster wskoczył do studzienki na szambo i woła do Jacka:- Podaj klucz 5. I Jacek podał. Potem zawołał o 6 i Jacek podał, a potem zawołał o 2 i Jacek też klucz ten podał. Aż wreszcie majster kończąc robotę zawołał z dołu z politowaniem: ach Jacek, ty się chłopie weź za siebie, bo całe życie będziesz klucze podawał.
    I aby dwa morały z historii Jacka i majstra były dla strudzonej głowy pana Ministra jaśniejsze wyjaśnię: czasem wydaje się komuś, że jest ważny, a siedzi po uszy w szambie i drugi morał: jak już jesteś w tym szambie to nie dziw się, że nie słuchają twych rad, aby do ciebie dołączyć.

    Natomiast ja nigdy, nigdy, nigdy nie żałowałem decyzji o obaleniu rządu w 2007 roku. Dała ona czas, aby w wolnym kraju dorosło pokolenie wspaniałych, młodych ludzi, którzy właśnie rozpoczęli obalać obecną, silącą się na budowanie dyktatury władzę. I zapewniam Pana, że lepiej być adwokatem w wolnym, rozwijającym się kraju, niż nawet ministrem sprawiedliwości w dyktaturze. I dam Panu dowód. Mnie, pomimo prób i zawiadomień do ORA, (dopóki nie przejmiecie Sądu Najwyższego) nie może Pan wywalić z adwokatury. A Pana Kaczyński może wywalić na zbity pysk w przerwie w głaskaniu kota. I jeżeli Panu uda się sądy podporządkować pod rząd, to nowy minister nie tylko Pana zastąpi, ale i wsadzi do więzienia. Bo taka jest logika rewolucji, która pożera najpierw swoje dzieci.
    I na koniec. Jestem pewien, że jeżeli Prezydent wytrwa w swojej wierności (trochę późno rozpoczętej) wobec Konstytucji, to nigdy nie będzie żałować podjętej decyzji.

    Z poważaniem,
    Roman Giertych"

    Panie Burda, Pan nie wziął pod uwagę, że rola Posłańca też bywa gorąca. Głównie zależy to od tego kto, po co, kiedy i po czyje posyła.

    P.S
    Czy byłaby (kiedykolwiek) możliwość udowodnienia w tym przypadku Sprawstwa Kierowniczego ? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z panem mecenasem Romanem Giertychem jest trochę jak ze śpiewakiem w Rejsie. Przesunięcie go do adwokatury, niczym śpiewaka do sekcji gimnastycznej przysłużyło się Ojczyźnie. Wszak politycznie jest jaskiniowcem z narodowych wykopalisk, z niechlubną przeszłością sojusznika PIS. Jednocześnie jest mężczyzną o sensualności betonu, skoro głosił tezy o rzekomym promowaniu homoseksualizmu w Transatlantyku i szkodliwym wpływie Ferdydurke na młodzież. Cechy te nie mają jednak znaczenia dla wykonywania zawodu adwokata, więc tu się sprawdza.

      Moim zdaniem cytowany list jest elementem strategii zmierzającej do objęcia teki ministra sprawiedliwości po zmianie władzy. Panu Mecenasowi Romanowi Giertychowi – jako adwokatowi - nic nie grozi, bo sądownictwo dyscyplinarne sprawowane jest przez samorząd. Nie musi więc dramatyzować i pisać do Z. Ziobry, bo ten odwołał się do faktu, któremu trudno zaprzeczyć (od kilku lat polityk Roman Giertych jest postacią marginalną, jakkolwiek próbuje wrócić po kolejnych wyborach wraz z PO). Pisze więc tylko po to, by zaznaczyć po której jest stronie, określić przynależność. Niestety jakość sztuki epistolarnej kiepska. Być może zaważyły wąskie horyzonty czytelnicze autora. Przykład hydrauliczny wyświechtany i nieśmieszny.

      Usuń
    2. Wtrącę się z małą dygresją - ostatnia dekada pokazała, że nacjonalizm bynajmniej nie jest wykopaliskiem z ery prehistorycznej.

      Są nacjonalizmy dobre i złe (agresywne - np. niemiecki czy ukraiński). Dlatego nie można z góry potępiać z ruchów narodowych.

      Jakże mylił się Francis Fukuyama, gdy pisał o końcu historii. Jak to możliwe, że tak absurdalna teoria zrobiła tak zawrotną karierę...

      Usuń
    3. ja się na tym nie znam. teza Fukuyamy była chyba od początku krytykowana. Być może byłaby trafna gdyby cały świat był liberalno demokratyczny.

      Młodzież Wszechpolska nawiązywała do tradycji międzywojnia - stąd te archeologiczne skojarzenia.

      Usuń
  7. Moim zdaniem, teza, że historia świata się skończyła i nic wielkiego się już nie wydarzy, gdyż mamy demokrację liberalną, playstation, Internet, itp. była od początku absurdalna.

    Chodzi o to, że historia nie rozwija się linearnie, ale cyklicznie. Etapy dyktatury w dziejach świata są zastępowane przez etapy wolnościowe i tak w kółko (zmiana cykli). Historia więc nigdy się nie "skończy". Chyba że wszyscy się wybijemy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jeszcze jedno - nawiązywanie do etapu międzywojnia to znowu nie taka archeologia. 80 lat w polityce to nie tak wiele.

      PIS np. nawiązuje do sanacji i tradycji romantycznej (duży szacunek dla powstania styczniowego). A np. Rafał Ziemkiewicz bezpośrednio odwołuje się do Dmowskiego (niedawna publikacja "Myśli nowoczesnego endeka").

      Usuń
  8. Panie Mecenasie - proszę sobie wyobrazić sytuację.

    Jest Pan Sędzią. Po UJ - nie nauczyli nic. Po KSSIP - nie nauczyli nic, może poza uświadomieniem faktu, kto jest Panem a kto niewolnikiem (nie wiem czy tak jest, to tylko moje wyobrażenie).

    40 lat. 9 000 do ręki (nie wiem, strzelam). Żona - nauczycielka polskiego, więcej wyda niż zarobi. 2 dzieci - lekcje jazdy konnej, korepetycje z angielskiego, wypada też wysłać raz w roku do jakiejś Ustki na kolonię, kasa się więc rozchodzi.

    Kredyt na m3.

    Brak innych umiejętności zawodowych.

    Minister mówi, że ma Pan słuchać kota i się z nim naradzać.

    No i co Pan Mecenas w takiej hipotetycznej sytuacji robi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem zwolennikiem przestrzegania przepisów. Jeśli kot jest pozanormatywnym uczestnikiem wymierzania sprawiedliwości, to okazuje mu niechęć, ignoruję. Niczego z nim nie uzgadniam. Zatajam przed nim jaki wyrok wydam. Jeśli kot się nie zgadza, to niech zgłasza zdanie odrębne.

      Jeśli natomiast kot jest członkiem składu w myśl stosownych przepisów, to normalnie z nim się naradzam, omawiamy materiał dowodowy, spieramy, głosujemy. Szanuję go.

      Usuń
  9. Ok - no to ignorujac kota rozzlaszcza Pan Ministra, ktory w rezultacie wykreca Panu jakas afere i traci Pan posade. I co dalej?

    OdpowiedzUsuń
  10. Ok - ignoruje Pan kota. W efekcie Minister jest wściekły. Nie wykonuje Pan bowiem jego woli. Wykręca Panu jakąś aferę i w konsekwencji traci Pań posadę.

    I co dalej?

    OdpowiedzUsuń
  11. Jakaś zła moc kasuje komentarz o treści: "Ok - no to ignorujac kota rozzlaszcza Pan Ministra, ktory w rezultacie wykreca Panu jakas afere i traci Pan posade. I co dalej? "

    Ja odpowiadam: staram się nie dopuścić do takiej sytuacji. Jeśli minister zaczyna mnie obserwować to zwodzę kota. Pozoruję że jest ważniejszy niż on myśli. Staram się wpłynąć na proces legislacyjny. Publikuję w fachowej prasie odezwy o konstytucyjne zpośredniczenie kota w wymiarze sprawiedliwości.
    W razieporażki robię to co Artur Rimbaud po skończeniu z poezją

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W wielu tekstach krytykuje Pan praktykę twórczej interpretacji słabo napisanych przepisów, motywowaną walką z patologiami. Sugeruje Pan w zamian informowanie ustawodawcy o konieczności modyfikacji kształtu przepisów.

      Jednocześnie porusza Pan problem narkotyków. Zdaje się Pan sugerować niemożność zmiany głupich przepisów dotyczących tej kwestii, z uwagi na fakt, że ustawodawca jest w kieszeni gangsterów, czerpiących zyski z obecnego stanu rzeczy.

      Jak może więc Pan zachowywać wiarę w skuteczność apelowania do ustawodawcy o zmianę przepisów, skoro jednocześnie pokazuje Pan nieskuteczność tej metody w odniesieniu do tematu narkotyków?

      Usuń
    2. Wierzę w spór, w dialog pomiędzy władzą ustawodawczą, wykonawczą, sądowniczą. Nawet jeśli jedna z nich kuleje, to nacisk innej może uzdrowić. Musi być jakieś napięcie, wymiana myśli, tarcie. W tezie o uwikłaniu ustawodawcy w ciemne sprawki więcej jest chwytu retorycznego niż prawdy, jakkolwiek jestem szczerze przekonany, że w istocie ustawodawca, w błogiej nieświadomości, realizuje interes największych producentów i dystrybutorów środków odurzających, konkurując zresztą z Sądem Najwyższym (proszę zwrócić uwagę jak zniwelowano krakowską szkołę interpretacji „znacznej ilości” środka odurzającego). Bez względu jednak na powody dla których ustawodawca ręka w rękę z Sądem Najwyższym zapewnia coraz większe zyski ze sprzedaży narkotyków, trzeba mieć nadzieję, że „dialog”, sygnał ze strony sądów powszechnych coś zmieni. Tak rozumiem trójpodział władzy. Mierziła mnie w ostatnich latach ta letnia kooperacja, niemrawe współistnienie, wzajemne wybaczanie trzech władz. Krytykowałem to z jakiejś wrodzonej przekory, nie mając pojęcia, że brak trzymania się zasad doprowadzi do zlikwidowania TK, próby likwidacji SN, zmiany prawa o ustroju sądów powszechnych. Pamiętam, że wychodząc z sali po rozprawie odwoławczej Brunona Kwietnia powiedziałem dziennikarzom, że liczę na to, że sędziowie w nadchodzącej reformie zostaną potraktowani równie sprawiedliwie jak on, ale nie ma we mnie łaknienia zemsty (chociaż wtedy byłem zły, zawiedziony). Teraz patrzę jak to wszystko płonie bez satysfakcji, jakkolwiek nie jestem zdziwiony (historia z prezesem SA w Krakowie, jest naprawdę znakiem Boga, który zesłał plagę za potraktowanie przez ten sąd sprawy BK). To się musiało przytrafić i przyniesie więcej dobrego niż złego. A wracając do problemów narkomanii – nawet jeśli ci posłowie są skorumpowani, źli i sami rozsypują kreski na biurkach, to rolą sędziów jest z tym walczyć. Tego się domagam.

      Usuń
    3. Jest ta wypowiedź nawet w sieci:

      http://www.tvn24.pl/krakow,50/sad-apelacyjny-obnizyl-wyrok-dla-brunona-kwietnia-z-13-do-9-lat,732977.html

      Usuń
    4. Ale właśnie temat narkotyków pokazuje, że apelowanie o zmianę przepisów to często działanie skazane na niepowodzenie. W tej kwestii napisano setki artykułów pokazujących dlaczego obecne przepisy są głupie. Sprzeciwiają się im uznane autorytety. I co? I nic. Donald Tusk w okolicach 2012 roku w programie 2 śniadanie mistrzów powiedział wprost, że za jego kadencji nie będzie w tym temacie żadnej zmiany. Dlaczego? Nie, bo nie. I tyle. Mimo, że sam palił.

      Widząc nieskuteczność metody opartej na racjonalnej argumentacji, jak można zachowywać wiarę w to, że apele oparte właśnie na racjonalnych argumentach kogoś przekonają. Skoro politycy nie wstydzą się zbywać racjonalnych argumentów stwierdzeniem: "Nie, bo nie."?

      Usuń
    5. zasadniczo nie ma innego wyjścia - trzeba próbować uświadamiać sędziom jak doniosłą mogą pełnić rolę - jeśli tylko będą chcieli. Być może właśnie takie wstrząsy jak groźba "zwolnienia" wszystkich sędziów w kraju będzie dobrym bodźcem i pomoże.

      Jeśli chodzi o polityków, to sami pewnie nie zracjonalizują polityki narkotykowej, chociaż wielu z nich pije alkohol (tak przy okazji, to wprowadziłbym ustawowy zakaz konsumowania wszelkich środków odurzających w tym alkoholu, dla przedstawicieli każdej z władz). Wynika to pewnie z wyrachowania (Tusk, Ziobro), lub niewiedzy (J. Kaczyński - nie wiedział, że marihuana jest z konopi)

      Usuń
    6. Paradoksalnie wydaje mi się, że najprędzej do legalizacji narkotyków można by przekonać właśnie... premiera Kaczyńskiego. Jego niechęć do zmiany w tym temacie może bowiem wynikać z kompletnego braku wiedzy (człowiek starszej daty), a nie ze złej woli.

      Usuń
    7. obawiam się, że jeśli ktoś powie "legalizujmy", to przeciwnik zawoła "narkomany, szatany, Matka Boska ukaże się wkrótce na szybie w bloku, w Piotrkowie Trybunalskim i zapłacze, nie głosujcie na zboczeńców odurzonych co wam polskie dzieci na pastwę strzykawek brudnych chcą wydać".
      Teraz przyszło mi jednak do głowy, że można spróbować racjonalizować politykę narkotykową przez Kościół. Radio Maryja to już samą nazwą promuje jeden ze środków wymienionych w załączniku do upn, a gdyby jeszcze ojcowie redaktorzy poczytali i przekonali się, że trzeba działać, to PIS by ich posłuchał. wprawdzie przestępcy w proteście przestaliby uczęszczać na msze, ja nie miałbym z czego żyć, ale dokonałby się postęp.

      Usuń
    8. Problemem moze byc demokratyczny system wyborczy, gdzie glos osoby bez wiedzy jest tak samo wazny jak glos osoby z wiedza.Jak wiadomo, w spoleczenstwie osob ktorym chce sie zdobywac jakakolwiek wiedze jest mniejszosc. W efekcie, demokracja to czesto tyrania nieracjonalnej wiekszosci.

      Usuń
    9. A jaka jest reakcja do tematu legalizacji pokazuje choćby ten film:

      https://www.youtube.com/watch?v=gPq5EY1O09g

      I chodzi o to, że te dwie Panie w demokracji mogą przegłosować np. prof. Krajewskiego. Bo ich jest dwie, a on jeden.

      A gdyby jednak już zalegalizować i nie miałby an z czego żyć, to zawsze można zrobić to co Rimbaud.

      Usuń
  12. Dobrze Pan wyglądał na tym nagraniu. Całkiem całkiem. Obawiam się że nikt Pana nie słuchał.
    Prokurator zjadł słowo zamach. Czy to ten sam, który stawiał zarzuty?

    OdpowiedzUsuń