W dniu 18 września wspominamy
aplikanta adwokackiego Atanazego Bazakbala. Zginął tragicznie i
dość przypadkowo rozstrzelany przez pluton pograniczników jako
szpieg, którym w istocie nie był. Obecnie jest postacią nieco
zapomnianą.
Nie zachowały się żadne relacje z
jego wystąpień sądowych, czego należy niewątpliwie żałować,
bo jeśli były one choć w niewielkim stopniu zapośredniczone w
doświadczeniu życiowym mówcy, to należała im się najwyższa
uwaga. Wszak poczucie dziwności bytu towarzyszyło mu stale i - co
ważne - nie wynikało z egzaltowanego mistyfikowania rzeczywistości.
Atanazy Bazakbal przeżył te ekstremalne i perwersyjne przygody,
kokainowe sesje i egzotyczne podróże. Mógł czerpać z
przepastnego rezerwuaru duchowych potworności, które stały się
jego udziałem i niechybnie to czynił. Brak jakiejkolwiek
dokumentacji tej ważkiej dla polskiej adwokatury działalności
jest więc tyle smutny co niesprawiedliwy. Próżno szukać o nim
wspomnień w archiwalnych numerach Palestry.
Dziś byłby znakomitym wychowawcą
młodzieży, ukochanym wykładowcą i wzorem do naśladowania. Niech
każdy aplikant adwokacki w tym kraju nosi go w swoim serduszku.
Przynajmniej przez jeden dzień.
Przykre to, tym bardziej że nie jest to pierwszy aplikant adwokacki, którego spotkał taki los.
OdpowiedzUsuń