wtorek, 26 marca 2013

Jest łatwiej

Miałem okazję dotknąć osobę, która zdawała tegoroczny egzamin adwokacki. Taki pretekst do wymiany zdań, a może raczej źródło zobowiązania do przeprowadzenia rozmowy. Okazało się, że tutejsi aplikanci nigdy nie mieli zajęć z adwokatem, który powiedziałby im jak napisać apelację w sprawie karnej (chodzi o takich, którzy zdawali w ostatnich dniach egzamin, być może inne roczniki miały takie zajęcia). Pomyślałem, że to jest właśnie mistrzostwo świata, bo jednak na szkolenie traci się  kilka lat, wydaje sporo pieniędzy, a nie uzyskuje w zamian podstawowych informacji koniecznych do zdania egzaminu. Powinny być wykłady – rozmyślałem – ale myliłem się.
Do niedawna uważałbym się za jednego lepszych kandydatów do przeprowadzenia takiego wykładu. Zostałem jednak poproszony przez dziewczęta z TBSP, by przeprowadzić warsztaty z pisania apelacji dla studentów i okazało się, że sprawa wcale nie jest taka prosta. Strasznie dużo czasu trzeba poświęcić na profesjonalne przygotowanie materiałów (czego nie zrobiłem i materiały były kiepskie), a takie kompleksowe szkolenie z pisania apelacji dla ludzi, którzy nic o tym nie wiedzą musiałoby trwać wiele godzin. Byłoby też nudne.
Obecna strategia szkoleniowa jest zatem słuszna. Oszczędzając aplikantom nudnych wykładów, czy warsztatów redukujemy zniechęcenie, czy nawet  - co byłoby fatalne - zawodowe wypalenie. Nie znam aplikanta, który lubi chodzić na wykłady. Jest więc oczywiste, że ta część szkolenia winna być uznana nie tyle za zbędną co nawet szkodliwą, bo wyniszcza w młodych ludziach pasję. Byłbym strasznie smutny gdyby okazało się, że ktoś nie lubi pisać apelacji karnej. Na szczęście nawet jeśli tacy są, to nie mają okazji dowiedzieć się o swej awersji. Dzięki temu wszystkim jest łatwiej.



15 komentarzy:

  1. Problem chyba polega na tym, że z taką apelacją jest jak z jeżdżeniem na rowerze. Wiele razy trzeba sobie obić twarz, żeby się nauczyć. Można oczywiście trenować pod okiem jakiegoś dorosłego osobnika, który pokaże i poprowadzi na kijku, w tym początkowym etapie. Gdyby Panu przyszło prowadzić zajęcia z jazdy na rowerze dla 30 osób naraz, to także odniósłby by Pan porażkę, choć z rowerem radzi sobie Pan całkiem nieźle.

    PS. trasa wiodąca ul. Kopernika jest rzeczywiście o wiele mniej kolizyjna.

    zając

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. motyw rowerowy wiele mi uświadomił. Otóż swoje dzieci nauczyłem jeździć bez tego kijka, ograniczając się do przekazu energii i zachęcających pokrzykiwań. Tak samo jest w przypadku pisania apelacji - pokazywanie czegokolwiek nie ma sensu, a wszystko co konieczne to osiągnięcie odpowiedniego stanu umysłu adepta. Trzeba tylko atrakcyjnie, zachęcająco pokrzykiwać. Takie szkolenie być może byłoby skuteczne. Być może też uczestnicy wykazaliby zainteresowanie.

      Usuń
  2. Zajęcia mają jeszcze jeden minus - brak terminów, których niedotrzymanie skutkuje negatywnymi konsekwencjami. Nie ma zatem żadnej motywacji do pisania na nie apelacji. Przychodzi mi to do głowy bo właśnie próbuję napisać apelację i fatalnie mi idzie rozpoczęcie. Przyczyny upatruję w tym, że termin mija w przyszły piątek i wiem, że o wiele łatwiej mi będzie się za nią zabrać za tydzień. Im bliżej terminu tym zarzuty bardziej nabierają kształtu a ich uzasadnienie swady. Wyrok staje się bardziej rażący a klient bardziej uciemiężony.

    W związku z tym ćwiczenie apelacji na sucho - bez terminu nie ma sensu.

    OdpowiedzUsuń
  3. A jakie (poza kazusami) to były materiały? Bo tak szczerze mówiąc poza kodeksem nic nie przychodzi mi do głowy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. protokół przesłuchania świadka na przykład bo trzeba pokazać co kontrolować formalnie, gdzie mają być podpisy, pouczenia, itd. Poza tym uzasadnienie wyroku. No wiele jest materiałów. Wszystko to co w aktach można pokazać, bo na kanwie wszystkiego można konstruować zarzut.
      Nauczanie pisania apelacji na kazusach nie wydaje mi się dobrym pomysłem. To nawet nie jest apelacja na sucho - jak pisał p. Piotr. To jest coś znacznie gorszego

      Usuń
    2. Pytanie, czy studenci nie powinni właśnie od tego zacząć, przynajmniej po to, żeby zobaczyć jak formułować zarzuty itp.
      A potem (na kolejnych zajęciach) dorzucić coś więcej np. fragmenty akt.
      Bo nie wydaje mi się, żeby student mógł wychwycić braki formalne w protokołach itp.

      Usuń
    3. Nie no jak student nie widzi braku podpisu, czy pouczenia, to lepiej by zajął się jakąś uczciwą robotą, a nie umartwiał jako prawnik

      Usuń
    4. W ten sposób każdy sędzia, który obrazi/naruszy przepisy postępowania powinien zmienić zawód...


      Usuń
    5. No prawda, bez sensu ta uwaga, ale nie widzę powodów by limitować wiedzę studenton

      Usuń
    6. Po to, żeby ich nie zanudzić :-)

      Usuń
  4. a może Pan ruszy z takim tournee po zakładach karnych? można by zrobić taki plakat: Zaklinacz Sądów - Adwokat Maciej Burda: już dziś na naszej świetlicy zachwyci zręcznością i sprytem swoich modelowych apelacji!

    poza tym tacy osadzeni mają większą motywację od studentów albo aplikantów. proszę to rozważyć.

    zając

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze chciałem wyruszyć w taką podróż po ameryce południowej ale jako siłacz. I na motorze.

      Usuń
  5. tak naprawde to z zajeciami na aplikacji jest jeszcze jeden problem, o ktorym rzadko kto wspomina, ale jak sie nad nim zastanowic to jest to kluczowa kwestia i dla uczacego i dla uczacych sie - jak szczegolowa ma byc tematyka zajec? tragiczna sytuacja bez wyjscia - jak zrobimy zupelne podstawy apelacji karnej, to osoby ktore wiedza juz cokolwiek umra z nudow, a cywilisci sie uciesza, ale pod warunkiem, ze w ogole sie zainteresuja, a jak sie zrobi hardcorowe zajecia z apelacji karnej, to karnisci wyjda z sali z rumiencami ekscytacji na twarzy, ale przed wyjsciem beda musieli obudzic swoja cwyilistyczna brac, ktora calkowicie odplynela przy kwestiach szczegolowych, bo nie mieli nawet podstaw, aby to wszystko zrozumiec. cokolwiek wybierzemy - ok. polowa sali bedzie sie nudzic. chociazby dlatego nie da zie zrobic dobrych zajec.

    adam

    OdpowiedzUsuń
  6. np. prof. Kardas zrobił ostatnio hardy wykład o TA - jak skończył mówić, to do końca nie było wiadomo czy na tablicy jest rozrysowana procedura, czy plan ataku na Stalingrad. jeśli coś się wiedziało wcześniej - rewelacja, jeśli znało się tylko przepis - słuchanie było stratą czasu. inna sprawa, że przedstawiony model argumentacji mógłby nie znaleźć aprobaty/zrozumienia w oczach sędziów.

    czytałem notatki z wykładów, co je rok temu prowadził Autor tego bloga i myślę sobie, że to było uczciwe, co zrobił. mówił bowiem o rzeczach, o których bladego pojęcia nie mają ani karniści, ani cywiliści: ile posterunków, dlaczego w nocy dzwoni kobieta sprawcy, kto to jest oficer dyżurny etc. to było wiedza ciekawa i pożyteczna.

    zając

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie to kompozycja mojego dziecięcego spojrzenia procedurę karną z wyrafinowaniem wspomnianego uczonego prawidłowo kształtowała dramaturgię szkolenia. Może jeszcze kiedyś do tego wrócimy. Na razie mój kontakt z młodzieżą ogranicza się do dotykania.

      Usuń