Wszystko zaczęło się od pana
Kękusia. On pierwszy usadowił się przy wejściu do sądu, ustawił planszę informacyjną,
zgromadził stosowne wyposażenie i rozpoczął protest głodowy. Początkowo nie
miał za wiele roboty, czytał książkę, czasami z nim gawędziłem. W letnie, ciepłe noce koczowanie pod sądem miało być może jakiś urok.
Potem dołączyła kobieta. Swoje plansze
ustawiła po drugiej stronie wejścia. Miała podobną metodę – szczegółowo opisała
problemy, bacząc, by lista prawników winnych jej krzywd była kompletna.
W ślad za nią poszli następni i
pod wejściem zaroiło się od protestujących.
Pan Kękuś – weteran i pomysłodawca miał znacznie więcej roboty. Udzielał
wywiadów, konsultował, chyba raz widziałem jak pisał coś na takim małym komputerku.
Z kolejnych plansz wynikało, że akcja obejmuje inne miasta, a koczowanie pod
sądem stało się zjawiskiem ogólnopolskim.
Jeszcze przed Wielkim Wysypem
Protestujących pan Kękuś powiedział mi, że jego głodówka przyniosła częściowy
skutek bo – o ile pamiętam – wiceprezes sądu przyniósł mu korzystną decyzję procesową.
Ja nawet poinformowałem o tym jednego z ukochanych klientów i jego rodzina na
chwilę dołączyła do grona koczowników, osiągając niemalże natychmiastowy sukces
(przez ponad półtora roku nie potrafiłem spowodować, by odzyskał wolność, a oni
osiągnęli to niemal od razu).
Jesienna aura osłabia ducha protestujących. Dzisiaj w porannym
dżdżu mokły coraz mniej liczne plansze. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że protest
jest najlepszą formą uzyskania korzystnego rozstrzygnięcia. Szkoda pieniędzy na
adwokatów, wystarczy stanąć pod sądem i
naprawdę można osiągnąć znacznie szybciej, znacznie lepsze efekty. W ogóle
myślę, że taka ludowa rewolucja sporo by zmieniła.
Można by rzec, że Pan Kękuś powrócił do korzeni jakim są publiczne protesty. Początkowo, może pod urokiem nowinki jakim był internet, informował opinię publiczną o swoim braku zgody na działalność organów (sądów, prokuratur i in.) za pomocą swojej strony internetowej http://www.zkekus.pl/. Informacje tam podane nie trafiały zdaje się do adresatów i do szerszej wiadomości, skorzystał więc ze starych sprawdzonych metod.
OdpowiedzUsuńZgadzam się, że aura ma w tym przypadku bardzo duże znaczenie. Wszystko zależy jednak od determinacji protestujących i wagi problemu.
Co do ludowej rewolucji to być może jest to najlepszy środek na "oczyszczenie" obecnego stanu rzeczy. Zdeterminowane hordy demolujące personel instytucji, byłyby bardzo ciekawym obrazkiem.
Chyba nie lubię rewolucji ludowych. Rewolucje ludowe mają to siebie że pokrzywdzonych zostaje dużo niewinnych ludzi a efekty pozytywne przychodzą rzadko i po długim czasie od nich (np. francuska) albo częściej w ogóle (np. bolszewicka i inne lewicowe). A poza tym rewolucje karmią się kryzysami. Jakkolwiek jesteśmy narodem narzekającym na wszystko to nie jest wcale tak źle żeby zryw rewolucyjny był realny. Przyrost pikietujących nie był w żadnym momencie geometryczny a teraz mowa już o regresie. Jeden Kękuś wiosny nie czyni. Może jestem nieczuły społecznie ale widok stałej wystawy pod krakowskim sądem już mi spowszedniał i niemal go nie zauważam.
OdpowiedzUsuńCzy jest dobrze czy źle? Nie wiem - to chyba tak jak z ta szklanką w połowie pełną i pustą. Na pewno mogłoby być lepiej i na pewno mogłoby być gorzej. To też nasza rola żeby walczyć z tym co złe w całym tym systemie.
Co prawda mamy teraz ministra, który stara się jakoś założyć ostrogi i gwiazdę szeryfa ale idzie mu to wyjątkowo niezdarnie. Co więcej jego dotychczasowe pomysły nijak rewolucyjnie nie wyglądają a jeszcze do tego brak jest energii do ich forsowania. Obawy wygłaszane kiedyś na tym blogu odnośnie ówczesnej jeszcze kandydatury w pełni się potwierdzają.
ja jednak jestem zwolennikiem pikiet. One są ożywcze, a pikietujący, niczym paralitycy w różach pod pałacem patriarchy dodają dramaturgii wizytom sądowym. Oni pokazują, że nie chodzi o załatwianie spraw, a o życie.
OdpowiedzUsuńCo do rewolucji - przesadziłem z tym sformułowaniem, chodzi o zwykłe zamieszki, które spowodują, że np. w wydziałach cywilnych nieco częściej będą wyznaczane rozprawy. Może to jest metoda. Na wydziały karne pikiety i zamieszki będą miały zapewne mniejszy wpływ, skoro personel nawykły jest do obcowania z osobnikami preferującymi zachowania gwałtowne.
No ale gdyby Ci pikietujący chociaż coś skandowali, jakąś oponę spalili. Ja często tamtędy chodzę i przestałem zwracać uwagę. Podobnie jest pewnie z pracownikami sądu (zakładając, że coś w ogóle robi na nich wrażenie). Taka pikieta musi mieć szerszy repertuar środków wyrazu. Ciasteczka z wiadomością o tym, który z przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości jest wyjątkowo niesprawiedliwy. Balony dla dzieci z przekreślonym paragrafem. Może jakaś okolicznościowa piosenka wyśpiewywana przez Gienka Loskę.
OdpowiedzUsuńNie mówię, żeby na tym zarabiać (choć przy odrobinie organizacji to byłby świetny interes) ale w dzisiejszych czasach taki ruch bez marketingu nie ma szans. Nie ma się co spodziewać, że z zarośli wychynie wolność i poprowadzi lud na barykady.
fakt, dzisiaj nieco sennie to wyglądało, ale halny wiał i duszno było. Poza tym ci, którzy głodują nie mogą być zbyt ruchliwi (w sumie nie wiem czy tam teraz ktoś głoduje).
UsuńMi się wydaje, że pikietujący są skazani na jakiś radykalny, mocny finał. Przecież nie pójdą do domu bo się zrobiło zimno, a już niedługo się zrobi. Szturm jedynym wyjściem.