Każdego dnia wchodzi doktor Marlena P. i mówi coś, a mi się wydaje, że ma problem z własną, pokątną działalnością stomatologiczną. Każdego dnia wolni, swobodni jak kulki z flipera (to z M. Podgórnik) pozostają mężczyźni zatapiający noże w pośladkach adwersarzy, zaś do aresztu trafiają korzystający z mniej inwazyjnych metod rozstrzygania sporów. Poszukiwanych przez kilka dni policja przesłuchuje w charakterze świadka i puszcza wolno, niwecząc sens swych wcześniejszych trudów. Codziennie jest sąd, stawiam się (to z innego poety), ale codziennie jest spóźnienie i codziennie łażę między rozprawami, wychodząc w połowie, chociaż to niegrzeczne, aroganckie.
To nieustanne doświadczanie dziwności bytu, cotygodniowe porównywanie rozstrzygnięć i świadomość, że nie ma w tym żadnej logiki, konsekwencji, sprawia, że trudno poważnie traktować rolę obrońcy w procesie karnym. Ostatecznie nie mam pretensji do tych, którzy prowadzą marketing polegający na eksponowaniu znajomości z prokuratorem, bo cóż innego ma jakąkolwiek wartość? Tylko układ, „załatwienie” sprawy jest uczciwą pracą adwokacką, pozwalającą na pobranie konkretnych pieniędzy. W innych wypadkach zdajemy się na los, a to tak jakby nas ogóle nie było, więc nie mamy moralnego prawa do żądania zapłaty.
Zapewne z tych powodów w rankingu „Rzeczpospolitej” nie ma konkurencji karnistów. Jesteśmy niesklasyfikowani. Pozostajemy w ariergardzie adwokatury polskiej i wszystko co możemy robić to zabezpieczanie tyłów, podobnie jak tyły kultury narodowej zabezpieczał w latach osiemdziesiątych Zbigniew Sajnóg (i z tych samych powodów). W sumie przytrafia się tak wiele przygód, że trudno narzekać, a codzienne wejścia Marleny chyba nigdy się nie znudzą. Dodatkowo wyniki finansowe tych z awangardy nie są aż tak kuszące, szczególnie jeśli uwzględni się ich wydatki na asystentów, sekretarki, meble, samochody, garnitury i inne elementy prawniczego blichtru. Odpada też sporo buchalterii i nie trzeba kupować programów kontrolujących czas pracy personelu.
Mając świadomość zbędności można kontemplować. Waldemar Major Fydrych głosił niegdyś, iż nawet pojedynczy milicjant może być dziełem sztuki. Nie ma powodów, by uznać, że teza ta straciła aktualność w odniesieniu do policjanta, czy sędziego. Obrońco, zostań bumelantem! Nie daj się sklasyfikować!