W ostatnich dniach Rzeczpospolita opublikowała tekst dotyczący związków jednego z prokuratorów z przedstawicielami lokalnego marginesu społecznego. Podano imię i nazwisko, opublikowano zdjęcie. Cytowano fragmenty zeznań świadka koronnego. Gdyby nie doświadczenie zawodowe, uznałbym, że sprawa jest ewidentna, a prokurator winien stanąć przed sądem.
Okazuje się jednak, że ze świadkami koronnymi bywa bardzo różnie. Jeden z nich utrzymywał na przykład, że wspólnie z moim klientem dokonał napadu. Po jakimś czasie ustalono jednak, że krytycznego dnia świadek przebywał w zakładzie karnym. Wezwany na kolejne przesłuchanie stwierdził, że wprawdzie był w więzieniu, przy czym korzystał z przepustki. Sprawdzono tę wersję i okazała się nieprawdziwa. Wówczas świadek stwierdził, że była to przepustka „nielegalna”, uzyskana dzięki dobrym układom z funkcjonariuszami służby więziennej. Sprawdzono tę wersję i po żmudnych badaniach również ją wykluczono. Wyrok uniewinniający jest prawomocny. Podobne przykłady można mnożyć. Inny świadek koronny „pomylił się” zawyżając ilość wprowadzonych do obrotu tabletek ekstazy o 1.000.000 (jeden milion) sztuk. Jeszcze inny utrzymywał, że przekazał sędziemu łapówkę, a potem przystąpili do partii pokera, w której sędziemu nie sprzyjało szczęście.
Trudno dociec co powoduje, że niektórzy świadkowie koronni składają takie relacje. Być może się mylą, być może ubarwiają, działając w przekonaniu, że osiągną większe korzyści procesowe. Wszak część takich opowieści powstaje jeszcze na etapie ubiegania się o status świadka koronnego, kiedy kandydat nie wie czy jego wyjaśnienia okażą się dostatecznie atrakcyjne. Informacja o rzekomych łapówkach dla sędziów, prokuratorów, policjantów, polityków zwiększa prawdopodobieństwo sukcesu. Skutkiem ubocznym są zeznania z których wynika, że świadek był w dwóch miejscach jednocześnie.
W przywołanej na wstępie sprawie prokuratorski sąd dyscyplinarny nie wyraził zgody na uchylenie immunitetu. Prokurator nie będzie sądzony. Na zawodową infamię skazał go jednak autor tekstu i z tym trudno mi się pogodzić. Przecież gdyby w „moich”, opisanych powyżej, przypadkach bazować jedynie na fragmentach zeznań świadka koronnego, to wyroki sądów również wydawałyby się niezrozumiałe, oburzające. Nie można wykluczyć, że analiza całości materiałów zgromadzonych w sprawie wskazywała, że świadek koronny kłamie. Do takich właśnie wniosków doszedł sąd dyscyplinarny, a z tekstu w Rzeczpospolitej wynika, że zasiadał w nim katowicki prokurator Tomasz Tadla. Widziałem owoce jego pracy i nie jestem w stanie uwierzyć, by uległ fałszywie rozumianej zawodowej solidarności.
Ofiarami świadków koronnych mogą być wszyscy, którzy mają z nimi zawodowy kontakt. Sędziowie, prokuratorzy, policjanci, adwokaci. Czytałem wiele szokujących zeznań, które nigdy się nie potwierdziły, a na ich kanwie nikomu nie postawiono zarzutu. Natomiast gdyby stały się podstawą publikacji prasowych, to ich bohaterom wyrządzonoby niechybnie krzywdę. Nie można wykluczyć, że tak stało się w przypadku prokuratora opisanego w Rzeczpospolitej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz