Hemingway uważał
podobno, że są tylko trzy rodzaje sportów: wspinaczka, walki byków i wyścigi
samochodowe. Reszta to gierki. Wziąłem udział w jednej z nich.
Współorganizatorem
był samorząd adwokacki, Znany Sportowiec miał przeprowadzić rozgrzewkę dla
adwokatury polskiej, część terenu miała być wydzielona jako „strefa adwokata”.
Trochę się bałem.
Najbardziej tego,
że będzie tramwaj z przedziałem „Nur
für Deutsche”, że kilka tysięcy uczestników Biegu Powstania
Warszawskiego pomyśli, że bufony, że mają swój, lepszy kawałek trawy, a być
może – i to byłoby kiepskie – swoją strefę startową z przodu. Jeśli ktoś zrezygnował
ze startu z powodu podobnych obaw, to trzeba powiedzieć: nie lękajcie się.
Ta specjalna
strefa była ukryta. Nie rzucała się w oczy, nie kłuła, a jednocześnie można
było w niej prowadzić życie towarzyskie (co nie byłoby łatwe wielotysięcznym
tłumie), leżeć na ziemi, gawędzić. Najważniejsze jest jednak to, że – sam słyszałem
– Prezes NRA rzekł Znanemu Sportowcowi, że nie wciskamy się przed tłum.
Jesteśmy z nimi. Przepychając się byłem szczęśliwy.
Trzeba jeszcze
powiedzieć, że aplikanci warszawscy zorganizowali coś o nazwie „party after finish”
w miejscu tandetnym, a zarazem pozbawionym czaru tanich tancbud (prawdopodobnie
było to miejsce prestiżowe, drogie). Dzięki temu spędziłem noc w dobrym
towarzystwie, wraz z nim salwując się natychmiastową ucieczką z tego lokalu, w
którym nie było nadziei na miłość. Okazało
się, że nie taki diabeł straszny.
Okazało się też,
że jestem starym człowiekiem, który wciąż może. Pokonać wielu młodszych samców.