Niech bandyta
lub ksiądz przejmie zarządzanie Prokuraturą Okręgową w Krakowie. Niech
krucyfiksem lub maczetą przepędzi nagie kobiety z kalendarzy ściennych, odszuka
zagubione w szafach wnioski dowodowe, utnie palce za niedokładne czytanie akt,
wybije zęby za kiepskie przesłuchania świadków i biegłych, zmiesza z błotem za
przychodzenie do pracy w czasie urlopu.
To nie tak, że
wszyscy potrzebują bandyty lub księdza. Potrzebują tylko ci, którzy potrafią
ogłosić zarzut handlu ludźmi, nie zadając sobie trudu ustalenia sytuacji
materialnej pokrzywdzonego, ci którzy straszą świadków w sądzie, napominając, że
mają dobrze zastanowić się nad odpowiedziami, bo złożony wobec nich wniosek o
dobrowolne poddanie karze (art. 335 kpk) może zostać cofnięty, albo ci którym się
po prostu nie chce.
Codzienna obserwacja
bezkarnych parodystów, szafarzy reliktowego promieniowania niesławnej
Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie, wyklucza dostrzeżenie zła w tym, że osoby
karane za przestępstwa pracują lub wpływają na pracę administracji jednego z
lokalnych klubów piłkarskich (o czym ostatnio w TVN). Nie widzimy też niczego
niewłaściwego doprowadzeniu do łez pracowników organizacji kierowanej przez duchownego
(o czym z kolei na portalu onet). Jeżeli kariery robią prokuratorzy, którzy nie
szanują ludzi i przepisów, to odziani w garnitury zarządcy Wisy czy Wiosny mogliby
być równie nieuczciwi. Lepszy jest ksiądz, lepszy bandyta! Afirmujemy więc dres i koloratkę, oczekując rychłego przeniknięcia
dysponentów tych atrybutów w struktury krakowskiej Prokuratury Okręgowej. Póki
co, zgodnie z punkową maksymą Do It Youself, musimy być dla bezczeszczących
Urząd jak Wisła dla Cracovii, Cracovia dla Wisły, Jezus dla Szatana, Dziewica
dla węża.