czwartek, 30 sierpnia 2012

Pedagogika


Słusznie pisał poeta Bursa, że z dziećmi trzeba surowo. Ja to przesłanie  codziennie wprowadzam w życie. Na przykład ostatnio nieszczęsne me córki zostały zmuszone do wysłuchania utworu lirycznego Wielkiego Twórcy (co prawda o wątpliwej  reputacji, ale jednak wielkiego). Skończyłem czytać  i wówczas Marianna, co ma już 8 lat, pyta mnie, bez jakiegoś wstępu, tak od razu: czy wolę telefon dotykowy czy normalny. Tak mnie pyta po tym jak wysłuchała tekstu istotnego dla  dziejów literatury polskiej. Więc odpowiadam: droga córeczko, tatuś sra na to jaki ma telefon. 

Dzięki takiej odpowiedzi dziecko poznaje kilka zasadniczych prawd:

- w swoich  zainteresowaniach, dążeniach i pragnieniach jesteśmy samotni

- ujawnienie tych zainteresowań nie zawsze zostanie ciepło przyjęte nawet przez osoby najbliższe

- nie wolno przywiązywać wagi do rzeczy materialnych

- brutalna rzeczywistość wyistacza się  nawet w  formie wypowiedzi prezentowanych przez ojca

Dziecko winno  chłonąć taką wiedzę, musi być świadome zła i niesprawiedliwości  na wypadek kontaktu z sądem  dla nieletnich. Ja wiem, że to może  nudne, że znowu o tym piszę ( bo  robiłem to tu), ale  dostałem takie oto pismo:



Chodzi o to, że sąd uważa, iż jak rozpoznaje sprawę w postępowaniu poprawczym, to nieletniego trzyma się w schronisku bezterminowo, bez kolejnych postanowień o przedłużeniu stosowania tego środka. Właśnie na wypadek takich pism z dziećmi trzeba surowo.  

piątek, 17 sierpnia 2012

Burda w świątyni


Burdy w świątyni można wyczyniać tylko wtedy, gdy jest się wędrownym kaznodzieją z dobrymi koneksjami rodzinnymi. Podobna akcja dziewcząt z Pussy Riot ma skutkować dwuletnim łagrem,  co okrzyknięto karą wyjątkowo surową, niebywałą i orzeczoną z przyczyn politycznych.

Ja w te przyczyny polityczne  nie wierzę. Obejrzałem początek procesu. Atmosfera na sali swojska, znajoma. Kiedy jeszcze  nie przynosiłem do sądu pokoju, to często sprawy miały taki sam przebieg. Ten sąd nie był proputinowski. To zwykły, wschodnioeuropejski sąd, ja to widziałem, wszystko jak na naszych salach rozpraw. Ruganie oskarżonych, średnia uprzejmość, okazywanie irytacji. To zresztą ludzkie i bardzo to lubię, chociaż przyznam, że dawno nie widziałem w takim dobrym wykonaniu.

Zastanówcie się zresztą  co by się stało gdyby tak u nas jakieś dziewczyny dokleiły Matce Boskiej Częstochowskiej wąsy. Gdyby coś jeszcze straszliwego zrobiły na Jasnej Górze w proteście przeciwko uwikłaniu Kościoła w życie polityczne. Jaka byłaby kara? Wszak piosenkarka Doda została skazana za jedno zdanie, które każdy czytelnik Mistrza i Małgorzaty mógłby sobie pomyśleć. Przecież nasz sąd zrobiłby z takimi dziewczynami  to co z tymi nieszczęśnicami zrobił sąd rosyjski, tylko na naszą, mniejszą skalę. Z perspektywy moskiewskiej taki wyrok to pewnie nic wielkiego. Mają tak samo represyjny system jak my. Tu Putin nie ma nic do rzeczy, w Polsce też by się to przytrafiło, tylko kara byłaby pewnie niższa, może w zawieszeniu. 

A na marginesie: moim zdaniem, obrona fatalnie zaczęła ten proces. Zwróćcie uwagę, że Aliochina, która wygląda na rozgarniętą dziewczynę, oświadcza, że nie rozumie zarzutu. Nie można sobie wyobrazić gorszego otwarcia, nic tak nie irytuje sądu, jak takie kretyńskie oświadczenie. Atmosfera napięta, sąd zdenerwowany, pełno kamer, a ona się upiera, że nie rozumie i od razu wchodzi w konflikt. Sąd nie umie sobie z tym poradzić i szuka wsparcia w… prokuratorze. To jest koniec procesu, chociaż trwa dopiero od kilku minut. Moim zdaniem dziewczęta od początku powinny tworzyć takie relacje:

- sprawiedliwy i dobry jest tylko sąd, pod jego obronę się uciekamy
- sąd jest naszym wybawcą i sprzymierzeńcem, on nas ochroni
- prokurator bardzo się myli, ale przenikliwy sąd wykryje drzemiące w nim zło i nie pozwoli wygrać

Nawet najbardziej zatwardziali recydywiści  stosują tę rozgrywkę i niejednokrotnie zapobiega to duchowemu braterstwu sądu i prokuratora. W tym procesie brak takiego braterstwa był zapewne warunkiem koniecznym,  by mieć jakąkolwiek nadzieję. Niestety już po kilku minutach można było ją porzucić.

czwartek, 9 sierpnia 2012

Upadek


Każde dziecko czasem upada.



Najgorzej gdy upadek wiąże się z interwencją sądu dla nieletnich. Jeśli dodatkowo sąd  umieści dziecko w schronisku, to możecie sobie szukać nowego dziecka, bo to stare jest już stracone. Na początku zostanie pobite i je okradną (o czym możecie poczytać w dzisiejszej Gazecie Wyborczej), a  co więcej nie będziecie wiedzieli kiedy wam je oddadzą. Posłuchajcie tego:

1. Trzy miesiące  temu Sąd Rejonowy dla Krakowa Krowodrzy umieścił chłopaka w schronisku dla nieletnich

2. Właśnie przedwczoraj minęły  te trzy miesiąca, ale jakoś  wolności nie odzyskał, chociaż sąd nie wydał postanowienia o przedłużeniu umieszczenia w schronisku.

3. Wczoraj poszedłem do sądu. W sekretariacie powiedzieli mi, wcale nie trzeba wydawać postanowienia o przedłużeniu pobytu. Wystarczy, że sąd zadecyduje o rozpoznaniu  sprawy w postępowaniu poprawczym. Tak było! Na prawdę!

 4. Dzisiaj zadzwoniłem do schroniska. Mówię, że nie mają postanowienia o przedłużeniu, więc niech zwalniają. Oni na to (bardzo grzecznie), że nie trzeba. To jest podobno powszechna ogólnopolska praktyka!

Ja wiem, że te dzieci są niegrzeczne. Biją i kradną.  Coś trzeba z nimi robić. Ale niech Bogowie rzucą sądy  rodzinne w czeluści piekieł! To jest – mówiąc młodzieżowo – masakra. Jeszcze nigdy żaden sąd mnie tak nie zasmucił. Art. 27 upn mówi przecież o tym, że o przedłużeniu umieszczenia w schronisku orzeka się postanowieniem. Zapada ono na posiedzeniu. Zawiadamia się o nim strony i obrońcę.  Przedłużyć można wyjątkowo. Czyli jak się to przeczyta, to nie trzeba wielkiego intelektu, by  dojść do przekonania, że trzeba wydać postanowienie, a bez postanowienia dziecko siedzi w schronisku nielegalnie.  Wymiar sprawiedliwości zwyczajnie okrada je z wolności! Jeśli moja rozmówczyni ze schroniska ma rację, to sądy dla nieletnich w Polsce nie znają tej regulacji, a zatem nie powinny istnieć. Nie mają prawa decydować o losie naszych dzieci . 

Żeby było smutniej powiem wam o innym chłopaku.  Chodzi o pobicie. Jak przeczytacie  27 upn to zobaczycie, że przy zwykłym pobiciu  schronisko może być stosowane tylko wtedy jak poza okolicznościami uzasadniającymi umieszczenie w tym schronisku, występuje jednocześnie: obawa ukrycia się, obawa zatarcia śladów przestępstwa albo brak możliwości ustalenia tożsamości nieletniego (bo niestosuje się par. 2). W tej sprawie, w postanowieniu Sąd napisał tylko o okolicznościach uzasadniających umieszczenie  w schronisku dla nieletnich. Pozostałych przesłanek nie dostrzegł i chyba ich nie było (nie wiem, bo przecież jestem subiektywnym obrońcą).  Składam zażalenie. Po tygodniu ustalam, że nie nadano mu biegu. Dyrektor schroniska informuje rodzinę, że złożenie zażalenia automatycznie przedłuża pobyt w  schronisku do pół roku, bo on nie przygotuje dokumentów. Cofam zażalenie. Mówię matce by najęła czołg i  wjechała  do tego schroniska, bo  dziecko jest przetrzymywane niesłusznie,  a na pewno je tam biją,  a może i gwałcą. Co innego miałem jej powiedzieć?!

Już myślałem, że moje relacje z  sądami dla nieletnich się odmienią. Niedawno piękny sąd (dzielnica Kraków Śródmieście), przypominający nieco Izabelę Rosselini z „Dzikości serca”, pokazał, że i wobec  nieletnich  można stosować przepisy (nie chodzi o to, że się udało, chodzi o  działanie w oparciu o powszechnie obowiązujące, łatwe  do zrozumienia regulacje). Był to jednak wyjątek, więcej szczęścia  nie miałem.

Na koniec zwracam się więc do was młodzi przestępcy, bo wiem, że czytacie tego bloga. To smutne, ale odwieczne - nie potraficie żyć zgodnie  z prawem. Przynajmniej nie dajcie się więc  złapać, póki nie będziecie mogli stanąć przed zwykłym sądem!  Wówczas będzie jeszcze dla was jakaś nadzieja. 



wtorek, 7 sierpnia 2012

Po śladach Crulica

Jeśli mieliby mnie pozbawić wolności, a mógłbym wybrać jednostkę penitencjarną,  to chciałbym na Montelupich 7. Tam jest życie towarzyskie, duchowe i dobra obsługa. Wprawdzie znowu ktoś tam umarł, ale to nie zmienia ogólnego obrazu placówki, bo przecież wielu jest symulantów i nie można się pochylać nad każdym utyskującym na stan zdrowia. Społeczeństwo, które preferuje represyjny model walki z patologią społeczną, musi akceptować śmierć w zakładach karnych. To normalne, bo osadzeni nie mogą mieć dobrej opieki medycznej, a w konsekwencji  muszą czasem umierać.

Dawniej przejmowałem się relacjami klientów dotyczącymi ich kontaktów z więziennymi lekarzami. Jeden twierdził, że miał  bóle w klatce piersiowej, ale został zbadany przez psychiatrę, który orzekł, że wszystko w porządku. Inny leczył się psychiatrycznie od dzieciństwa, podejmował próby samobójcze i wielokrotnie był hospitalizowany, jednak w areszcie został uznany za całkowicie zdrowego, przestali mu dawać lekarstwa, które brał od wielu lat.  Teraz uważam, że  tak musi być  i przekonuje mnie tłumaczenie lekarzy oskarżonych w sprawie śmierci Claudiu Crulica: "umarł, bo nie jadł i chciał" (cytat za gazeta.pl: http://krakow.gazeta.pl/krakow/1,44425,12266027,Kolejny_skazany_zmarl_w_szpitalu_wieziennym.html). Tak właśnie było: umarł bo nie jadł. Podjął ryzyko rozgrywki z wymiarem sprawiedliwości (to czy miał rację jest problemem zupełnie odrębnym), ale przegrał. Inni podejmują ryzyko określonej rozgrywki ze społeczeństwem i czasem też przegrywają. To normalne.