środa, 24 sierpnia 2011

Sprawa DSK


Najlepszy tekst o różnicach pomiędzy Polską, a Stanami Zjednoczonymi Ameryki Północnej napisał Stanisław Mancewicz. Niby chodziło jedynie o porównanie standardów hotelowych, ale była w tym prawda i siła. Niestety felieton jest obecnie dostępny odpłatnie, więc w skrócie przypomnę, że autor snuł swe rozważania na kanwie dwóch fotografii. Pierwsza przedstawiała pokój hotelowy, w którym cielesnym uciechom miał się oddawać polityk amerykański, przy czym o ile pamiętam dbał o dywersyfikację towarzyszących mu dziewcząt. Druga przedstawiała wnętrze legendarnego pokoju 71 w motelu Krak, w którym to lokalny polityk Jacek Majchrowski miał rozmyślać, rozmawiać i pracować. Zdjęcia wciąż możecie gdzieś tam znaleźć i warto to zrobić.

Z niewiadomych powodów pokój 71 przypomniał mi się w związku ze słynną sprawą Dominika Strauss Kahna. Nie chodzi oczywiście o domniemane skłonności bohaterów tych historii do ulegania dziewczęcym wdziękom, wszak plotki te nie zyskały potwierdzenia, wręcz okazały się krzywdzące. Chodzi o różnice, tym razem w postępowaniu tamtejszych i naszych prokuratorów. Bo przypomniała mi się jeszcze jedna rozmowa sprzed kilku miesięcy, w której lokalny prokurator mówił mi, że wie, że klient mój nie powinien być aresztowany. Jego przekonanie nie przeszkadzało jednak w składaniu wniosków o kolejne przedłużenia stosowania tego środka. Wprawdzie jakoś bardzo się nie starał (co zrozumiałe, bo przecież wiedział, że to bez sensu), ale dla sądu nie miało to większego znaczenia. W porównaniu z naszym prokuratorem, ten amerykański wypada znacznie mniej finezyjnie. Nie potrafi prowadzić wyrafinowanej, wewnętrznej gry, polegającej na zachowaniu dobrego samopoczucia pomimo zajmowania stanowiska wbrew własnym przekonaniom. W sprawie DSK prokurator amerykański powziąwszy wątpliwości co do prawdziwości wersji pokrzywdzonej niezwłocznie poprosił sąd o zmianę środka zapobiegawczego, a po dalszej weryfikacji dowodów doprowadził do umorzenia postępowania, co właśnie stało się przedmiotem doniesień prasowych. Dla polskiego kolegi to pójście na emocjonalną łatwiznę.

Być może mój rozmówca to wyjątek, być może różnica w postępowaniu wynika z różnego standardu pokojów, w których pracują amerykańscy i polscy prokuratorzy. Niewykluczone też, że wszystko rozbija się o to, że klient mój nie był szefem Międzynarodowego Funduszu Walutowego.

wtorek, 16 sierpnia 2011

Pomnik Obrońcy

Dobra jest wakacyjna Palestra. Nie dość, że zawiera teksty kolegów, to jeszcze znakomitą historię adwokata Zygmunta Hofmokla Ostrowskiego. Tekst Adama Redzika koniecznie musicie przeczytać, bo opowiada historię prawdziwego twardziela, buntownika, który nie wahał się przed niczym. Wydawał swoje bezkompromisowe czasopisma, walczył z warszawską Radą Adwokacką, słynął z ciętych ripost (w tekście przykłady), był skazany na karę aresztu za obrazę sądu, rządu i Marszałka Piłsudskiego. Jego postrzeganie praktyki adwokackiej jest mi bardzo bliskie, pisał: „Zawód adwokata, stającego co dzień w szranki z niedowładem społecznym każe mu schodzić na niziny, mieszać się z tłumem wydziedziczonych, oglądać ustawicznie owe dno nędzy(...)”. Ci przedwojenni adwokaci byli żołnierzami, legionistami (Hofmokl Ostrowski był artylerzystą) i to może dodawało im animuszu, a jednocześnie pozwalało na dystans do bezkrwawej rzeczywistości czasu pokoju.

Zygmunt Hofmokl Ostrowski walczył z ówczesnymi organami adwokatury, ale swój zawód kochał. Po wojnie zaproponował krakowskiej Radzie Miasta postawienie pomnika obrońcy, który sam zaprojektował, jako że odkrył w sobie talent rzeźbiarski. Ten pomnik koniecznie powinien powstać. Hofmokl Ostrowski widział go tam, gdzie obecnie w Krakowie stoi pomnik Piotra Skargi, więc trzeba rozważyć inną lokalizację, zresztą nie wiadomo co się stało z niegdysiejszym projektem. Moja propozycja jest następująca. Otóż dawno temu słyszałem o pomyśle antypomnika Klausa Kinskiego. To miał być „negatyw” postaci stanowiący ujście studzienki kanalizacyjnej w Sopocie (negatyw w tym sensie, że gdyby zalać gipsem, czy czymś innym tą studzienkę, to by właśnie wyszedł Klaus). Wszystkie kanalizacje świata są połączone i każdy kto chciałby oddać Klausowi cześć wrzucałby różę do w dowolną kratkę ściekową, choćby los rzucił go do Bangalore. Z pomnikiem obrońcy powinno być podobnie, z tymże negatyw winien być ceramiczny i stanowić ujście jednego z szaletów sądowych. Wówczas każdy, kto chciałby oddać cześć obrońcom po prostu spuszczałby wodę. Ja mogę dać się odlać...

czwartek, 11 sierpnia 2011

Opinia przyjaciela


Skarga budzi entuzjazm. Poparł ją Rzecznik Praw Obywatelskich, Prokurator Generalny, przedstawiciel Sejmu RP. Teraz poparła ją ta lewacka Helsińska Fundacja Praw Człowieka, wprawdzie w „opinii przyjaciela sądu” nie napisali czego się domagają od Trybunału Konstytucyjnego, ale może zapomnieli (a może nie doczytałem). Chodzi o operacyjne rejestrowanie rozmów oskarżonego z obrońcą. Pisałem o tym tutaj.

Z biegiem lat (czy można skarżyć niewątpliwą opieszałość TK?) zmniejsza się natomiast mój entuzjazm. Na przykład obecnie uważam, że to dobrze, że policjant czasem kogoś uderzy przy zatrzymaniu. To porządkuje relacje. Tak właśnie powinno być, a jak się czasem dostanie niewinnemu, to trudno. Zatrzymanie nawet drobnego handlarza wiąże się niejednokrotnie z wielogodzinną obserwacją, narastającymi emocjami i jeśli znajdą one ujście w kilku lekkich ciosach, w pierwszych sekundach kontaktu z osobą podejrzaną, to nie widzę w tym nic złego. Sam bym tak robił, jakby mi przyszło tak bezpośrednio walczyć ze złem.  Dlatego odmawiam pisania zażaleń na zatrzymania, choćby sypały się razy i granaty hukowe. Nie poruszają mnie relacje o kopniakach i nadużywaniu paralizatorów, bo policjantowi trzeba pozwolić być twardym.  

Naturalnie nudzi mnie też mówienie o tym, że to straszne, że policja podsłuchiwała obrońców. To dobrze, że podsłuchiwała, miło się czytało swoje teksty. Teraz bym tej skargi nie napisał (zresztą coś z tą skargą jest nie tak, skoro ją wszyscy popierają, jeszcze mi się tak nie przytrafiło. Może trzeba ją cofnąć, bo jest za bardzo konformistyczna, kiepska, niedobra skoro tak chcą jej pomóc). Poza tym jako sympatyk akcji „Pomóż milicji - pobij się sam” muszę wspierać agresję i nadużycia w organach ścigania. Też tak róbcie. 


piątek, 5 sierpnia 2011

Wyrób tekstopodobny

Do dzisiaj wspomina dzień, w którym zobaczyła mnie po raz pierwszy. Pamięta szczegóły garderoby, w ogóle wszystko pamięta, chociaż miała wtedy 19 lat i chyba była nieco przestraszona. Nie myślcie, że się zakochała, wówczas uznałaby pewnie, że w czymś takim nie da się zakochać. Zdumiewało ją, że to coś ma wykonywać zawód zaufania publicznego i ten dysonans poznawczy spowodował, że wszystko jej się utrwaliło.

Przez lata nauczyła się ustalać. Jak czegoś nie wiecie, to ona zadzwoni, zapyta, pójdzie, dowie się i powie jak to jest. Po niedawnych kłopotach poprosiłem ją więc o sprawdzenie jako to jest z tym doprowadzeniem do zakładu karnego celem wykonania kary pozbawienia wolności. Potem chciałem żeby napisała krótki tekst, który wam pokażemy i będziecie wiedzieli kiedy spodziewać się wizyty policji (o ile nie stawicie się dobrowolnie). Klaudia napisała tak:

Skazany, po otrzymaniu zawiadomienia o terminie stawiennictwa w Zakładzie Karnym celem odbycia kary nie stawia się. Wówczas po upływie 3 dni od wyznaczonej daty Zakład Karny wysyła pocztą do Sądu informację o niestawiennictwie. Sąd otrzymuje to po ok. 3-4 dniach i niezwłocznie przygotowuje nakaz doprowadzenia do jednostki. Następnie przekazuję tę informację do Komisariatu Policji najbliższego do miejsca zameldowania skazanego, a wówczas funkcjonariusze po uprzednim zatrzymaniu doprowadzają skazanego do ZK. Powyżej opisana procedura trwa ok. 7 dni.

Tak mówią panie z sekcji wykonawczej jednego z krakowskich sądów i bywa, że rzeczywiście policja dość szybko zabiera celem osadzenia w zk. Uważajcie zatem na siebie.