piątek, 20 lutego 2015

Tekst o Sławomirze

Z okazji publikacji wyroku Sądu Najwyższego w sprawie III KK 70/14 wspominamy mężczyznę o imieniu Sławomir. Teraz on na pewno opala swe ciało i ćwiczy je, by kobiety znajdowały przyjemność w patrzeniu na niego. To jednak niedługo się skończy za sprawą św. Floriana, który weźmie odwet za zastępy swych wiernych podopiecznych, którzy w jesienne dni musieli przemierzać niedostępne brzegi akwenu wodnego w poszukiwaniu Sławomira. Wszyscy bogowie łąkowi, leśni i ci od stawów jezior oraz sztucznych zalewów również szykują okropne męki w zemście za trudy płetwonurków ofiarnie poszukujących Sławomira w zimnych i ciemnych obszarach poniżej termokliny. My zaś jesteśmy tylko smutni, że zostaliśmy oszukani.

W wyroku z dnia 3 września 2014, sygn. III KK 70/14 Sąd Najwyższy uznał, że art. 413 par. 2 pkt. 1 kpk wymaga dokładnego określenia czynu przypisanego oskarżonemu i konieczne jest wskazanie ilości środków odurzających wprowadzonych do obrotu, nie zaś poprzestanie na stwierdzeniu, że stanowią one znaczną ilość.

Jakkolwiek wydawałoby się, że Sąd Najwyższy nie odkrywa w tym orzeczeniu nowych światów i nie penetruje awangardowych kierunków interpretacji, to jednak Sławomir – w swoim czasie – został prawomocnie skazany za wprowadzenie do obrotu znacznych ilości kokainy i nikt nie zadał sobie trudu wskazania ile rzeczywiście sprzedał. Również Sąd Najwyższy nie dostrzegł w lapidarnym opisie czynu niczego zdrożnego, a kasację uznał za oczywiście bezzasadną. W przypadku Sławomira mogła to być jednak wspomniana zemsta Świętego i bogów pomniejszych, która – na podobieństwo skutków ukąszenia tego wielokrotnie wspominanego węża gatunku żmija – nadchodzi na 5 lat przed dopuszczeniem się złego uczynku. Ówczesnego orzeczenia SN nie należy zatem traktować w kategoriach kamienia milowego judykatury polskiej, a był to jedynie przejaw sprawiedliwości w wymiarze bardziej ogólnym. Nie należy zatem wypowiadać sygnatury tej sprawy, nawet szeptem.

Oskarżonym w sprawie III KK 70/14 był niejaki D.K., a przynajmniej takie inicjały wskazano w oficjalnej publikacji. Gdybym był D.K. to przy ponownym rozpoznaniu sprawy (trafiła do pierwszej instancji), powiedziałbym, że ustalanie jakiejkolwiek ilości w opisie czynu będzie stanowiło naruszenie zakazu reformationis in peius. I chciałbym być niewinny.



poniedziałek, 9 lutego 2015

Dom wariatów



Zadzwonił telefon.
- Prokurator cofnął wniosek!
Odetchnęłam z ulgą. Koniec.
Nie będzie, przynajmniej na razie, oglądał świata zza okratowanych okien oddziału psychiatrycznego miejscowego szpitala.



Kiedy zadzwonił z prośbą o pomoc, lekko drżał mu głos. Raczej ze złości, nie ze strachu. Mówił szybko, jakby nieskładnie. Nie mogłam łatwo tego przyswoić, poukładać w jakieś znane ramy proceduralne. Kiedy powtórzył, zaczęło do mnie docierać, że oto miejscowa prokuratura prowadzi jakieś tajne przez poufne postępowanie wyjaśniające, do którego on nie ma dostępu, mimo, że chodzi właśnie o niego. Wzywali jego mamę, tatę, siostrę, i pytali każdego, czy nie myślał o umieszczeniu mojego rozmówcy w szpitalu psychiatrycznym. Przymusowo. Bez zgody. Dla dobra.

Dorośli odpowiadali, że nie. Bo jest już duży, skończył studia, ma rodzinę, pracuje. Działa społecznie, demaskuje zgniliznę, i dostaje za to swoją dolę nieszczęść od miejscowych możnych. Nie ma z nim problemów, nikomu nie zagraża, nie robi krzywdy. Nie wyznaje zasady, że z władzą lepiej jest dobrze żyć. Pod tym względem bywa niegrzeczny.

Prokuratura pozbierała te zeznania, zebrała też opinie psychiatryczne z postępowań wykroczeniowych (patrząc władzy na ręce czasem broił). Z troski o obywatela i dla jego dobra wystąpiła z wnioskiem o umieszczenie go w przymusowym leczeniu psychiatrycznym bez zgody na podstawie art. 29 ust. 1 pkt 1 ustawy o ochronie zdrowia psychicznego (do szpitala psychiatrycznego może być również przyjęta, bez zgody wymaganej w art. 22, osoba chora psychicznie, której dotychczasowe zachowanie wskazuje na to, że nieprzyjęcie do szpitala spowoduje znaczne pogorszenie stanu jej zdrowia psychicznego).

Traf chciał, że w małym mieście liczba biegłych sądowych odpowiedniej specjalności jest ograniczona. Opinie skompletowane przez prokuraturę sporządzało kilku tych samych biegłych w różnych konfiguracjach. W niektórych opiniach pojawiały się niepokojące wnioski co do jego zdrowia. Wnioski te z pewnością podzielałaby część miejscowych biznesmenów, których uwiera dziennikarsko-śledcze zacięcie szarego człowieka.

W postępowaniu przed sądem przesłuchano naszych świadków – kolegów, znajomych, którzy potwierdzili, że jest jak najbardziej normalny. Z tym wyjątkiem, że żywo interesuje go polityka lokalnych władz.

Sąd dopuścił swoją opinię na potrzeby postępowania zainicjowanego przez prokuraturę. Wnioski miejscowych biegłych (tych, co już wcześniej kiedyś) były druzgocące – trzeba umieścić go, koniecznie i natychmiast, bo będzie źle. Przesłuchani podtrzymali diagnozę i wskazanie na umieszczenie. Nie wyjaśnili jednak, z czego wynika ich uparte kwestionowanie tego, co mówi uczestnik o swoim życiu. Nie wyjaśnili wielu kwestii. Pozostali przy swoim.

Sytuacja była dramatyczna, dla mnie chyba bardziej niż dla niego. On się tego spodziewał, pasowało mu to do poprzednich wydarzeń i dekodował przyczyny. Ja nie mogłam uwierzyć w to, co się dzieje. Raczej nie ze względu na niedostatki wiedzy o psychologii i psychiatrii. Wizja zamknięcia człowieka bez jego zgody w szpitalu psychiatrycznym, dla jego dobra, na kanwie mglistej prognozy poprawy stanu zdrowia (które na zdrowy rozsądek tego nie potrzebuje) osadzała się mocno w rzeczywistości znanej z Ubika.

Chronologia i logika coraz bardziej się zakrzywiały, a on kontynuował działalność społeczną i dalej dokuczał, pisał i kąsał. W odwecie zawiadamiano o kolejnych rzekomych wykroczeniach. Kierowano go na  kolejne badania psychiatryczne. 

Zadziałał kosmos, albo wyczerpali się ci dzielni biegli, i trafiło na niemiejscowych, ostrzeżonych, że walczymy. Napisali o braku potrzeby leczenia. Czym prędzej złożyliśmy w sądzie, z wnioskiem o nową opinię i prośbą, by zwrócono się o jej sporządzenie do kogoś spoza. Tak też się stało. Biegła wielkomiejska, uniwersytecka zaopiniowała o braku potrzeby leczenia. Prokurator cofnął wniosek.

Tym razem się udało.





Zazwyczaj jest tak, że taki wniosek kierują osoby najbliższe. W tym przypadku, po zasięgnięciu ich zdania prokuratura uznała, że się od tego uchylają (!). Jest takie orzeczenie SN, że wtedy może prokurator.




niedziela, 1 lutego 2015

Poradnik dobrego policjanta

Bardzo Państwa przepraszam. Chwilowo mamy problem ze zwiększoną poczytalnością i muszę napisać kilka słów wyjaśnienia dla przypadkowych, barbarzyńskich czytelników. Oni niedługo przeminą, a poczytalność wróci do normy i znów będzie najniższa. Taki wpis jak ten, już się więcej nie powtórzy. 

Na razie niech Państwo wybaczą te nudne wyjaśnienia, ale są konieczne z jeszcze jednego powodu. Otóż stała się rzecz straszna. Rzecznik prasowy małopolskiej policji pan Mariusz Ciarka, komentując niegdysiejszy wpis o art. 50a k.w. zadeklarował, że funkcjonariusze pozostaną nieugięci i nadal będą działali bezprawnie. Tutaj można posłuchać inkryminowanej wypowiedzi. 

Nie mam nic przeciwko temu, że redaktorzy prasy reżimowej (reżimowej w sensie podporządkowania rygorom ekonomicznym i konieczności walki o czytelnika) pozorują niezrozumienie felietonu i udają, że na poważnie traktują ironię tytułu tekstu o art. 50a k.w. Oni nie mają Państwa. Oni muszą pisać za pieniądze.

Trudno jednak zaakceptować sytuację, gdy kontynuację działań bezprawnych głosi policjant. Przecież i on stanie kiedyś na sądzie ostatecznym, więc trzeba spieszyć niezwłocznie z pomocą. Tym razem piszę zatem jak najmniej felietonu w felietonie, piszę wprost, bez ironii i przesady. Nieodpłatnie ratuję duszę (wszak to dzięki złej i dobrej pracy policjantów reguluję zobowiązania i w ogóle trwam, chociaż ostatecznie chciałbym jak C.K. Norwid), piszę to samo co w poradniku dla użytkowników maczet, ale w sposób następujący:

  1. Ogólne założenia poradnika dobrego policjanta:
  1. Chcemy żeby zły złodziej był ścigany przez dobrego policjanta.

  2. Dobry policjant musi przestrzegać prawa, w przeciwnym wypadku przestaje być dobry.

  3. Zły policjant jest jak przestępca. Nawet jak ma dobre intencje, to zły człowiek widząc zło policjanta znajduje uzasadnienie dla swego zła. Staje się jeszcze gorszy. Poza tym taki policjant czasem szkodzi dobremu obywatelowi, choćby ten codziennie czytał gazety drukowane dla pieniędzy.

  4. Policjant musi być skuteczny i szanowany. Przestępcy muszą się go bać, porzucić swój proceder i iść do pracy.

II. Dobry policjant dba o dobre prawo
    1. Obecnie ustawodawca uczynił walkę z posiadaczami maczet bardzo trudną. W art. 50a kodeksu wykroczeń wprowadził odpowiedzialność za posiadanie w miejscu publicznym noża, maczety lub innego niebezpiecznego narzędzia, pod warunkiem, że okoliczności posiadania wskazują na zamiar użycia celem popełnienia przestępstwa. Przepis nie nadaje się do stosowania w sytuacji, kiedy złoczyńcy po prostu przewożą swoją maczetę w samochodzie. Tak piszą nie tylko prowincjonalni adwokaci ale i poważni komentatorzy. Dobry policjant powinien zatem odwiedzić najbliższe biuro poselskie i zaproponować zmianę treści art. 50a k.w.

    2. Należy przekonać posła, by zebrał kolegów i wystąpił z inicjatywą zmiany art. 50a k.w., tak by brzmiał on:

Par. 1 Kto w miejscu publicznym posiada nóż, maczetę lub inny podobnie niebezpieczny przedmiot podlega karze aresztu ograniczenia wolności albo grzywny nie niższej niż 3000 zł.

Par. 2 Nie podlega karze ten kto posiada przedmioty określone w par. 1 w związku z praktykowaniem hobby działkowca, a także ten  kto wykaże interes prawny lub faktyczny w wykarczowaniu, ścięciu lub skróceniu konkretnej rośliny.

Par. 3 Paragraf drugi nie znajduje zastosowania do osób o wyglądzie kibica lub uznanych za kibica przez funkcjonariusza policji, który ujawnił niebezpieczny przedmiot.

    3. W przypadku zmiany przepisu praca policjanta staje się znacznie łatwiejsza i nie zakłóci jej żaden poradnik prowincjonalnego adwokata.

    4. Policjant wyróżniający się zaproponuje zmianę art. 50a k.w. W sposób eliminujący dolny próg grzywny, bo te 3000 wydają się pozostawać w sprzeczności z konstytucyjną zasadą samodzielności sędziowskiej. To jednak uwaga dla najbardziej gorliwych.

III. Dobry policjant przestrzega obowiązujących przepisów, nawet jeśli nie są doskonałe.

    1. Do czasu zmiany art. 50a k.w. nie kierujemy wniosków o ukaranie jeśli posiadacz niebezpiecznego przedmiotu nie zachowuje się w sposób wskazujący na zamiar popełnienia przestępstwa. Naszym wzorem jest Jezus, który walcząc ze złem zawsze pozostawał dobry. 

    2. Osoby posiadające maczety w bagażnikach spisujemy, a pozyskane dane przekazujemy kolegom zajmującym się pracą operacyjną.

    3. Zamiast pisać bezpodstawne wnioski o ukaranie skupiamy się na poważniejszych przedsięwzięciach. Jeśli w tym mieście rzeczywiście organizowane są ustawki trzeba złapać uczestników tuż przed przystąpieniem do walki. Większy sukces, poważniejsze zarzuty, większa skuteczność, medale, awanse.

    4. W stosunku do zatrzymanych osób stosujemy formy grzecznościowe (Pan/ Pani).

    5. Jeśli musimy uderzyć zatrzymanego, to robimy to tak, by nie pozostawić śladów. Ja nigdy nie piszę zażaleń na zatrzymanie, bo wiem, że w emocjach trudno się czasem powstrzymać, ale niektórzy obrońcy nie są tak pobłażliwi.

    6. Nie próbujemy bić obrońców, którzy przybyli celem wzięcia udziału w czynnościach procesowych, bo oni potem długo to pamiętają i robią czarny PR. 


    Powyższe uwagi nie gwarantują sukcesów. Ich uwzględnienie może przyczynić się do większego poszanowania pracy policjanta. Zrezygnowanie z wątpliwych sukcesów polegających na wyciągnięciu miecza z bagażnika, przy zwiększeniu wysiłków w zakresie pracy operacyjnej może prowadzić do prawdziwych zwycięstw i perspektywy postawienia konkretnych zarzutów złym przestępcom.


    Tytuł "Poradnik dobrego policjanta" powstał w rozmowie z panem dziennikarzem z portalu, którego nazwy nie pamiętam, ale ten ma już 8000 polubień na facebooku. Dziękuję za inspirację.