piątek, 30 sierpnia 2013

Zrób to sam


Dobrze. Jestem już stary i młodszym autorom mogę pozostawić walkę z systemem. Mogę pisać nudne teksty. I sam je czytać.

Otóż sytuacja procesowa w tej głośnej (przynajmniej jakiś czas temu) sprawie  bardzo się skomplikowała. Powszechnie wiadomo, że mężczyźnie postawiono zarzut przygotowania pewnego wydarzenia. Jednocześnie postawiono dwa zarzuty podżegania do wspólnej realizacji owego przedsięwzięcia. Za przygotowanie grozi kara do 5 lat. Za podżeganie od 3 lat do 15.

Pomysł był taki, że podżeganie należy uznać za współukarany czyn uprzedni, a podejrzany może odpowiadać wyłącznie za przygotowanie. Okazję do polemiki stworzyło postępowanie w przedmiocie przedłużenia tymczasowego aresztowania. Sąd Okręgowy stanął na stanowisku, że  reguły wyłączania wielości ocen sprzeciwiają się przyjęciu, że w takim układzie procesowym sprawca nie odpowiada za podżeganie, akcentując między innymi, iż forma stadialna przygotowania została zrealizowana wyłącznie przez sprawcę, nie zaś przez osoby podżegane (problem skutkowości podżegania niech nie będzie przedmiotem rozważań w tym tekście).

W zażaleniu trzeba było zatem lansować tezę, że dla przyjęcia konstrukcji współukaranego czynu uprzedniego nie ma znaczenia czy sprawca poprzestał na przygotowaniu, usiłowaniu, czy też dokonał przestępstwa, a zastosowanie znajduje reguła konsumpcji. Punktem wyjścia był fragment komentarza A. Marka:

„Jeżeli nakłanianie innej osoby do popełnienia czynu zabronionego okaże się bezskuteczne, a nakłaniający sam lub wspólnie z inną osobą zdecyduje się dokonać tego czynu, odpowiada jedynie za dokonanie czynu zabronionego, uprzednie podżeganie zaś stanowi czyn współukarany (por. wyrok SN z dnia 9 listopada 1974 r., Rw 513/74, OSNKW 1975, nr 1, poz. 15), por. uwagi do art. 11” (A. Marek, Komentarz do art. 18 k.k., system informacji prawnej LEX).


Podobnie jak Sąd Okręgowy próbowałem wykorzystać też wyrok SA w Białymstoku z 11 czerwca 2002 r., II Aka 109/02, OSA 2003, z. 3, poz. 34., twierdząc jednak, że to orzeczenie potwierdza mój pogląd. Kluczowy fragment wywodu S.A. brzmiał tak:

„Bezspornym pozostaje, że ww. oskarżeni w ramach poszukiwania odpowiednich do dokonania planowanego przez siebie rozboju na pracownikach Ośrodka Rekreacyjnego w Cz. P. osób, proponowali M. K. współudział w przestępstwie, lecz ten odmówił. (…)
Ponieważ B. T. i P. W. nakłaniali M. K. do współudziału w przestępstwie rozboju (art. 280 § 1 k.k.), którego w późniejszym czasie sami dokonali, odpowiadają nie za dwa odrębne czyny przestępne - podżeganie i sprawstwo - lecz za dokonanie tego przestępstwa. Tak też w tej kwestii wypowiedział się Sąd Najwyższy w orzeczeniach z 1975 i 1984 r. (OSNKW 1975/1/15 i OSNKW 1984/11-12/120).
Z tych przeto względów, podzielając w tej mierze zarówno uwagi sądu I instancji jak i wywody obrońców oskarżonych, Sąd Apelacyjny uniewinnił B. T. od popełnienia czynu przypisanego w pkt. II wyroku, a P. W. od czynu zarzuconego mu w pkt. V aktu oskarżenia. (...)


Z lektury tego orzeczenia wynikało - moim zdaniem - w sposób niezbity, że sprawa dotyczyła sytuacji analogicznej do tej naszej. Sprawcy mieli nakłaniać inną osobę do popełnienia przestępstwa, jednak ich starania okazały się nieskuteczne. Skoro sami przystąpili do dokonania, to Sąd Apelacyjny uznał, że za podżeganie odpowiadać nie mogą, pomimo tego, że podżegany nie był współsprawcą popełnionego przestępstwa. Problem w tym, że oni przestępstwa dokonali, a nie przygotowywali się do niego.


Sąd Okręgowy uzasadniał swe stanowisko przywołując też pogląd P. Kardasa: „Jeżeli nakłanianie przerodzi się następnie w sprawczy współudział w wykonaniu czynu zabronionego, wówczas zgodnie z regułą wyłączania wielości ocen w prawie karnym (konstrukcja współukaranych czynów uprzednich) nakłaniający, który następnie współwykonuje lub kieruje wykonaniem czynu zabronionego przez osobę nakłanianą poniesie odpowiedzialność za współsprawstwo lub sprawstwo kierownicze”.  Polemizując wskazywaliśmy że uczony ten w cytowanym fragmencie komentarza nie przesądza o wyłączeniu odpowiedzialności podżegacza tylko wówczas gdy stanie się on współsprawcą wraz z osobą podżeganą.

W uzasadnieniu postanowienia S.O. i w zażaleniu znalazło się odwołanie do orzeczenia SN z dnia 9 listopada 1974 r., Rw 513/74, OSNKW 1975, z. 1, poz. 15:

„W wypadku gdy nakłanianie innej osoby do wspólnego popełnienia identycznego przestępstwa okaże się bezskuteczne, a podżegacz sam lub wspólnie z jeszcze inną osobą wypełni ustawowe znamiona przestępstwa, odpowiada on nie za dwa odrębne czyny przestępne (podżeganie i sprawstwo), lecz jedynie za dokonanie tego przestępstwa. Podżeganie w takim wypadku stanowi tzw. czyn współukarany, za który sprawca przestępstwa dokonanego nie ponosi odpowiedzialności, natomiast uwzględnić to należy przy wymiarze kary za to (dokonane) przestępstwo.”

W zażaleniu znalazł się również następujący cytat z wypowiedzi A. Zolla (z uwag wstępnych do rozdziału IX Kodeksu Karnego):

„Współukaranymi czynami uprzednimi są także formy zjawiskowe przestępstwa w stosunku do form sprawczych. Jeżeli dana osoba najpierw zrealizowała znamiona podżegania albo pomocnictwa, a następnie dokonała w formie sprawczej czyn zabroniony, to skazuje się tylko za dokonanie przestępstwa w formie sprawczej, traktując zrealizowanie postaci zjawiskowej za współukarany czyn uprzedni.”


Fragment zażalenia podsumowujący ten wątek brzmiał tak:


„Sąd Okręgowy nie precyzuje która z reguł wyłączania wielości ocen miałaby się sprzeciwiać „podwójnej” odpowiedzialności podejrzanego w tej sprawie. Tymczasem wchodzenie w porozumienie z innymi osobami, stanowiące znamię przygotowania, jest jednocześnie znamieniem usiłowania podżegania, bowiem nie sposób „wejść w porozumienie” bez prośby, czy też propozycji wspólnego popełnienia przestępstwa. Wydaje się zatem, że właśnie reguła konsumpcji wyklucza „podwójną karalność”, a jej zastosowanie pozostaje w zgodzie przywołanymi orzeczeniami Sądu Najwyższego i wypowiedziami uczonych”


Stanowisko sądu odwoławczego było o tyle wyczekiwane, że trudno znaleźć jakieś orzeczenie, czy wypowiedź uczonych, z które rozstrzygałoby ten problem.


Wczoraj Sąd Apelacyjny postanowił utrzymać w mocy zaskarżone postanowienie, a co ważniejsze stanął na stanowisku, że reguły wyłączania wielości ocen sprzeciwiają się przyjęciu, że podżeganie stanowi współukarany czyn uprzedni w stosunku do przygotowania. Sąd przeprowadził wywód na poziomie wykraczającym ponad standard uzasadnienia postanowienia rozstrzygającego kwestię incydentalną, toteż stosowny fragment wkleję, jak go tylko otrzymam. Najistotniejszy argument to ten, że odpowiedzialność za przestępstwo zagrożone surowszą karą nie może być konsumowana przez odpowiedzialność za przestępstwo zagrożonego karą łagodniejszą. Z tym niełatwo polemizować, bo zagrożenie karą zależne jest od stopnia społecznej szkodliwości, a to znowu ma znaczenie dla stosowania reguł wyłączania wielości ocen.

Gdyby jednak pominąć kwestie ustawowego zagrożenia karą i kierować się wyłącznie zdrowym rozsądkiem, to trudno przyjąć, że osobista aktywność, nawet polegająca jedynie na przygotowaniu, jest mniej szkodliwa społecznie od nakłaniania innych osób. Jeśli ktoś dotarł do tego miejsca i mógłby przytoczyć wypowiedź autorytetu, która podważy stanowisko S.A., to będę wdzięczny. Bo jeśli pogląd ten zwycięży (a niemałe jest prawdopodobieństwo), to lepiej wszystko robić samemu. Zawsze.

sobota, 24 sierpnia 2013

48 godzin

Każdy przestępca potrafi liczyć do 48. W ciągu tylu godzin, od momentu zatrzymania, decyduje się bowiem jego los. To czy pozostanie na wolności, czy też przez najbliższe 3 miesiące będzie oglądać świat przez kraty, zależy praktycznie wyłącznie od tego krótkiego wycinka rzeczywistości (swoją drogą ciekawe jest, że tymczasowe aresztowanie zawsze stosowane jest na maksymalny okres 3 miesięcy, ale jest to historia na zupełnie inną opowieść).

Tej cennej umiejętności przeprowadzania najprostszych działań matematycznych wydają się być pozbawione niektóre sądy. Choć problem nie dotyczy okresu zatrzymania, nie mniej jednak kwestia ta jest również bardzo niepokojąca. Zgodnie z art. 463 § 2 k.p.k.: Zażalenie na postanowienie w przedmiocie tymczasowego aresztowania oraz zabezpieczenia majątkowego powinno być przekazane do rozpoznania w ciągu 48 godzin ”.

Tymczasem, w jednej z ostatnich spraw moje zażalenie zostało przekazane sądowi odwoławczemu po 336 godzinach, tj. po 14 dniach od jego wniesienia. Nie pomogły codzienne telefony lub osobiste wizyty w sekretariacie właściwego wydziału. Skoro prokurator nie przesłał akt, to sąd ma ręce związane, a poza tym jest to ustalona praktyka sądu, a mec. Burda jak do tej pory nie skarżył się na tego typu sytuacje – tak tłumaczono. Jakby to miało jakiekolwiek znaczenie.

Pomogła dopiero skarga na przewlekłość postępowania. O dziwo, w przeciągu 24 godzin od momentu jej złożenia akta sprawy trafiły do sadu odwoławczego – przypadek? Wątpię. Dlatego nie dajcie się zwieść niezadowolonym minom sekretarek oraz opieszałości prokuratorów i walczcie o swoje 48 godzin. Nie wiem, czy moja skarga zostanie uwzględniona, jednak nie mogłem pozostać bierny wobec tak ewidentnych naruszeń przepisów o charakterze gwarancyjnym. Moje milczenie stanowiłoby bowiem przyzwolenie na tego typu praktykę, co czyniłoby mnie współodpowiedzialnym za zaistniałą przewlekłość.

środa, 21 sierpnia 2013

Ping-pong



Sąd Rejonowy nie ujawnił opinii psychiatrycznej, psychologicznej i informatycznej, tej o komputerze i nośnikach danych. To znaczy ujawnił, w trybie 394 § 2 kpk, protokoły i dokumenty podlegające odczytaniu. Potem zamknął przewód i wydał wyrok skazujący oskarżonego na karę łączną ośmiu lat pozbawienia wolności. Obaj obrońcy zaskarżyli wyrok, podnosząc bardzo dużo różnych rzeczy, w tym: zarzut naruszenia  410 w zw. z 442 § 2 kpk lub - do wyboru - zarzut naruszenia  410 w. zw. z 92 kpk. 

Sąd odwoławczy nie przyznał racji żadnemu  zarzutowi  apelacji, krytykując również te o nieujawnieniu  - zbiorczo. Powiedział (napisał) o tym, że:

-zarzuty apelacji są źle sformułowane - powinno być 394 kpk, 

-sąd I instancji odniósł się do wszystkich opinii biegłych w uzasadnieniu, więc wiadomo, na czym się oparł,

-nie został udowodniony wpływ naruszenia na treść orzeczenia (chociaż jeden z obrońców o tym pisał, co sąd II instancji pominął),

-treść opinii biegłych była stronom znana, bo robiono je na etapie przygotowawczym, więc przewędrowały razem z aktami pierwszą uchyłkę i drugi wyrok meriti, był do nich dostęp, a obrońcy milczeli,

-może i niedobrze, że nie wymienił, ale to nieistotne, bo się oparł na niewymienionych opiniach w uzasadnieniu, stąd wszystko było wiadome,

-na ostatniej rozprawie sąd ujawnił, w trybie 394 § 2 kpk, protokoły i dokumenty podlegające odczytaniu, więc w ogóle nie ma o czym mówić.

Trzeba odbić piłeczkę. Apelujący obrońca, który pisał o niepewności co do podstawy orzeczenia, miał rację. Tak mówi SA w Katowicach (dokumenty znane stronom winny być ujawnione, w zaliczeniu do materiału dowodowego chodzi o konkretnie wskazane poszczególne dokumenty z akt sprawy, nie o zbiór), SA w Warszawie  (tylko i wyłącznie konkretnie nazwane i wskazane dokumenty, nie: zbiorcze określenie), SA w Lublinie (stwierdzenie ogólne o zaliczeniu dowodów zawnioskowanych w akcie oskarżenia nie ma znaczenia i nie jest tożsame z ujawnieniem) i wreszcie SN (sąd nie może, ferując wyrok, oprzeć się na tym, co nieujawnione).

Kasacja poszła. Szef dał sms, że ładna.

Anna była ciekawa kasacji, powiedziała nawet, że przeczyta. Chce zobaczyć, na własne zdziwione oczy, jak się broni w tym kraju mężczyznę skazanego za pedofilię. Może da komentarz.

środa, 14 sierpnia 2013

Upadek Ikara



Było jak na tym obrazie. Świat, zajęty ważniejszymi rzeczami, nie śledził końcówki procesu oskarżonych w sprawie tzw. „małego kantoru”. Z wielu powodów było to wydarzenie wyjątkowe, zostało jednak zmarginalizowane przez upał, wakacyjny smutek pustych korytarzy, ogólny marazm. 
Relacje prasowe, które pojawiły się po dzisiejszym wyroku są absolutnie beznadziejne i nie oddają skali prokuratorskiej porażki, a także dramatu oskarżonych, których trzymano w areszcie przeszło rok, by potem uniewinnić od wielu, a niektórych nawet od wszystkich zarzutów.

Skoro jednak był to wyrok sądu pierwszej instancji, to moja rola procesowa wyklucza szczegółowe komentowanie rozstrzygnięcia, zwłaszcza z perspektywy „częściowego zwycięzcy” - wszak wszystko może się jeszcze przytrafić. Obecnie można jedynie odnotować, że upadła prokuratorska koncepcja, zgodnie z którą: zabezpieczenie umowy pożyczki przedwstępną umową sprzedaży nieruchomości jest działaniem bezprawnym, a co więcej skutkującym odpowiedzialnością karną notariusza i co najmniej jednej ze stron. Jeśli Sąd Odwoławczy podzieli pogląd Sądu Okręgowego, to należy się spodziewać jeszcze kilkudziesięciu, a może więcej uniewinnień w równoległych procesach. Obrońcy w tych innych sprawach powinni rozumiejąco patrzeć, śledzić wydarzenia.

Teraz ważne jest natomiast to, że od grudnia 2004 (rozstanie z KKPW) nie nauczyłem się tyle co 5 i 6 sierpnia 2013. Wystąpili bowiem: prokurator Rafał Orłowski (P.O. Kielce), pełnomocnicy oskarżycieli posiłkowych: adw. Krzysztof Bachmiński, adw. Andrzej Żuraniewski, obrońcy: Aleksandra Pecka, Zbigniew Kubicki, Andrzej Patela, Jan Kuklewicz, Piotr Kardas, Jan Olszewski, Mariusz Nowak, ja. Szkoda, że nikt tego nie nagrał z uwagi na edukacyjny walor prezentacji. To się powinno omawiać w ramach szkolenia aplikantów. Nie tylko dlatego, że jeden z mówców poprosił o pozwolenie na wystąpienie zza barierki dla świadków – i z tego właśnie miejsca przemawiał, czym dał wyraz przywiązania do wolności tak słowa jak i ciała. Nie tylko dlatego, że inny mówca – wbrew obawom - powstrzymał się od zmiażdżenia słuchaczy wykładem, a wystąpił równie merytorycznie, co emocjonalnie. A w końcu nie tylko dlatego, że większość przemówiła ponadprzeciętnie dobrze. Istotny był pełen przekrój metod, stylów, podejścia do wykonywania zawodu. To właśnie należałoby pokazywać.

Bo zasadniczy problem z przemówieniami polegał na tym, że było mnóstwo materiału - argumentów dotyczących ustaleń faktycznych i stosowania prawa. Nie ma co ukrywać, że w moim przypadku ta mnogość możliwości mnie przerosła. Zazwyczaj ustalam mniej więcej co chcę powiedzieć, dodaję jakąś historię i albo się dobrze bawię, albo jest kiepski dzień i wszystko wychodzi słabo ale z powodów nieracjonalnych. Taki schemat nie sprawdza się w sprawach wielkich. Jest przyczyną upadku. Trzeba sobie dokładnie wszystko napisać, a oratorskie popisy zostawić na pomniejsze okazje. Liczy się precyzja i ujęcie syntetyczne. Tym razem, spośród tych, których słyszałem,  mistrzem okazał się Zbigniew Kubicki, który nie nudząc trafił w sedno (zastrzegam, że to nie werdykt, bo ponownie podkreślam, że nie słyszałem wszystkich). Mówił spokojnie, bez fajerwerków, efekciarstwa, argumenty prawne ujmował w proste słowa. Od początku do końca konsekwentnie, rozważnie zmierzał do celu. I udało mu się.

środa, 7 sierpnia 2013

Alfa PVP. Tobie też to zagraża!

Dzisiaj debiut nowego autora. Poniżej tekst Tomasza Płóciennika - lektura obowiązkowa dla wszystkich,  którym wydaje się, że produkowanie substancji psychoaktywnych spoza załącznika do ustawy o przeciwdziałaniu narkomani wyklucza ryzyko tymczasowego aresztowania. Jednocześnie przestroga, że utrata wolności może wam się przytrafić nieoczekiwanie, z zaskakującego powodu. W tym kraju każdego wciąż można wsadzić - rzekł wczoraj Znany Profesor, podsumowując dwudniowe zakończenie jednego z najważniejszych procesu tego miasta w ostatnich latach. O tym procesie  za tydzień, a teraz perspektywa zaangażowanego aplikanta:

Środa, godzina 15 – telefon. Niby zwykła sprawa, ot zapowiadało się standardowe zatrzymanie, postawienie zarzutów, następnie przesłuchanie, groźba aresztu. Tylko paragraf jakiś nowy, dotąd nieznany, wręcz tajemniczy. Więc jadę, zastanawiając się, o co w tym wszystkim chodzi, a przede wszystkim co kryją znamiona art. 165 § 1 pkt 2 k.k. Docieram na miejsce. Otwieram kodeks – z pośpiechu nie uczyniłem tego wcześniej – i czytam, coś o jakiś szkodliwych substancjach zagrażających życiu lub zdrowiu wielu osób. Kara do 8 lat pozbawienia wolności. Spotykam kobietę – żonę a zarazem nieżonę mojego klienta (ślub miał  być dopiero w sobotę, ale ten kościelny, ważniejszy, bo cywilny wzięli wcześniej). Mówi, że przecież były charakterystyki tych substancji, że to wszystko legalne, bo mąż osobiście sprawdzał. Wyobrażam sobie jakieś chemikalia, trujące, żrące, może jakiś wybuch – zagrożenie ma być bowiem realne (tak przynajmniej uczyli na studiach). No i ta kara. Trochę niepewny, ale idę. Prokurator wita uprzejmie, wręcz z radością – w końcu to Prokuratura Apelacyjna, mają nawet klimę. Czytam zarzut: „wytwarzanie i wprowadzanie do obrotu brefedronu i a-PVP, stanowiące zagrożenie dla życia i zdrowia wielu ludzi (…)” + oczywiście grupa, żeby było zabawniej, bo zatrzymanych było kilku.

Ale te substancje to co to takiego - pytam? Dopalacze – mówi w skrócie Prokurator. I wszystko jasne, choć nie tak poważne, jak przypuszczałem. Wyjaśnienia, gadka szmatka, czary, że na dzisiaj szanse na areszt to 50/50.
Zaklinanie rzeczywistości nie pomogło. Wnioski z samego rana trafiają do Sądu. Zaczyna się wyścig z czasem. Spotkanie z rodziną. Sporządzona na kolanie po raz 3 w historii polskiego wymiaru sprawiedliwości pisemna odpowiedź na wniosek. W końcu nadeszła chwila prawdy. Na sali sądowej oczywistą przewagę Prokuratora próbowałem zniwelować występując u boku mec.  Burdy. Nie pomogły zarówno odniesienia do sieńkiewiczowskiej białogłowy, jak również argumenty czysto prawne, iż:

-art. 165 § 1 pkt 2 k.k. nie dotyczy substancji szkodliwych ze swej istoty, ale wyłącznie takich, które przymiotu szkodliwości nabrały na skutek ich wadliwego wytwarzania, składowania etc. (tak przynajmniej twierdzi zawsze uśmiechnięty dr Bogdan, w ślad za prof. Buchałą), a co za tym idzie, że czyn zarzucany podejrzanym nie stanowi przestępstwa;
- 
-jeśli mówimy o środkach zastępczych (w rozumieniu art. 4 pkt 27 ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii) to wyłącznie przepisy tej ustawy mogą mieć do niej zastosowanie. Skoro zaś art. 44b ustawy zakazuje ich wytwarzania i wprowadzania do obrotu, nie przewidując za to żadnej kary (poza administracyjną karą pieniężną z art. 52a, wymierzaną przez właściwego Inspektora Sanitarnego), to nie mamy do czynienia z przestępstwem.

-Nie poskutkowało. Przegraliśmy. W uzasadnieniu brak odniesienia się do podnoszonych przez obronę kwestii, za wyjątkiem stwierdzenia, że o winie i kwalifikacji przesądzi ostatecznie Sąd po ewentualnym wniesieniu aktu oskarżenia (swoją drogą ciekawe czy gdyby Prokurator zarzucił komuś zabicie psa i zakwalifikował ten czyn z art. 148 k.k., to czy Sąd postąpiłby tak samo). Zatem nici ze ślubu, choć Sąd sprytnie zastrzegł, że podejrzany może skorzystać z dobrodziejstw przewidzianych w przepisach k.k.w., cokolwiek to znaczy.

Niby kolejna przegrana. Niby wszystko jak zwykle. Już prawie pogodziłem się z takim stanem rzeczy. Jednak coś tu nie grało i nie dawało mi spokoju . Olśnienie nadeszło w niedzielę wieczorem. Zalogowanie się do lexa i odszukanie uzasadnienia projektu ustawy nowelizującej ustawę o przeciwdziałaniu narkomanii zmieniło wszystko – tak przynajmniej wtedy mi się wydawało. W niemal euforyczny stan radości wprowadził mnie następujący fragment motywów, którymi kierował się ustawodawca, zakazując „dopalaczy”: „Skierowana do konsultacji wersja projektu spotkała się z życzliwym przyjęciem partnerów społecznych. Wielu z nich wskazywało na zasadność przyjęcia rozwiązań dalej idących, w tym w zakresie wprowadzenia zakazu obrotu i wytwarzania środków zastępczych (co zostało uwzględnione) oraz penalizacji wszelkich czynności związanych z obrotem, jak i posiadaniem środków zastępczych. Ten drugi postulat nie został uwzględniony przede wszystkim z uwagi na przyjęcie konstrukcji administracyjnoprawnej, a nie karnoprawnej regulacji tego zagadnienia. Przyjęcie przepisów karnych byłoby znacznie utrudnione z uwagi na trudności w zakresie wystarczająco precyzyjnego określenia znamion czynu zabronionego, w szczególności w odniesieniu do opisu przedmiotu takiego czynu”.

Pomyślałem, że batalia skończona, że Prokurator przyzna się do błędu (zapewniał mnie, iż potrafi) i stwierdzi, że czyn nie stanowił przestępstwa, a on sam nie jest właściwy do dalszego prowadzenia postępowania w tej sprawie. Nic bardziej mylnego. Skoro substancja może być szkodliwa dla życia i zdrowia (jak masa innych substancji typu: alkohol, papierosy, klej do podłóg, czy benzyna jak się ją wypije, o czym Prokurator zapomniał albo nie chce pamiętać) to art. 165 § 1 pkt 2 k.k. jak znalazł - oznajmił.

Pozostało mi złożyć zażalenie i się modlić. W akcie desperacji napisałem również do Rzecznika Praw Obywatelskich o zajęcie stanowiska w tej sprawie oraz do Prokuratora Generalnego z prośbą o objęcie toczącego się postępowania przygotowawczego zwierzchnim nadzorem służbowym. Może przychylna opinia wyżej wspomnianych organów, o uznanej renomie, sprawią, że rozpaczliwy głos obrony zostanie usłyszany.

Nie twierdzę, że w tym sporze na pewno mam rację, choć jak nigdy, jestem co do swojego poglądu święcie przekonany. Jednak jak do tej pory nikt (zarówno Sąd, jak i Prokurator) nie potrafił mi wytłumaczyć, dlaczego mój sposób postrzegania rzeczywistości jest nietrafny, ale co ważniejsze czemu neguje wolę racjonalnego ustawodawcy, będącego głosem suwerennego narodu. Dziwny jest zatem ten wymiar sprawiedliwości, w którym w dyskursie prawniczym decyduje nie siła argumentu a straszak w postaci tymczasowego aresztu. Jedno jest pewne, ta dziwna machina wymiaru sprawiedliwości – przy jej obecnej konstrukcji – może pożreć, przeżuć i wypluć każdego, niezależnie od tego, czy zarzucono mu przestępstwo, czy też zachowanie niezagrożone karą.



O wsparciu Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka tutaj.

Aktualizacja 11.12.2013: po przedłużeniu aresztu zażalenie trafiło do Sądu Apelacyjnego, który uwolnił nieszczęsnych. Nikt nie może się czuć bezpieczny. Sąd nie rozstrzygnął  ostatecznie czy art. 165 k.k. znajduje zastosowanie w przypadku wytwarzania i handlu dopalaczami

Minuta ciszy (terapia)



Była już prawie północ, kiedy Matka rozpędzała mercedesa do osiemdziesięciu, żeby zaraz po dostrzeżeniu Ojca zahamować gwałtownie. Ojciec stał na poboczu, w miejscu, gdzie dwa lata wcześniej zginęli chłopcy. Siedziałam obok Matki, uważnie obserwując drogę przed nami. Auto posłusznie wyhamowało, w kilka sekund, na około dziesięć metrów przed miejscem, gdzie stał Ojciec. 

To był tragiczny wypadek. W piękną, lipcową noc dwa lata temu sedan wjechał w stojących pieszych. Ofiarami byli młodzi chłopcy, jeden z nich był synem Matki, a drugi - Ojca. Prokuratura umorzyła postępowanie przygotowawcze dwukrotnie, nie dopatrując się znamion czynu zabronionego. 

Matka zawróciła i przejechałyśmy jeszcze raz ten prosty odcinek drogi. Ona codziennie tędy jeździ. Zna każdy kamień. Ojciec jest cierpliwy, poszukuje prawdy. Oboje wspominają chłopców tak, jakby ci na chwilę wyszli i mieli zaraz wrócić do domów. 

Sprawa jest w toku, subsydiarne oskarżenie, wielu świadków, kilka wersji i niekończące się spekulacje. Gdyby jechał wolniej, szybciej, gdyby stali na poboczu, na drodze, oświetlenie działało lub nie albo może działało trochę. Ślady hamowania, krew, szkło, trawa za poboczem. 

Minuta ciszy po umarłych czasem do późnej nocy trwa.