piątek, 18 stycznia 2013

Niezatrzymani


Przegrałem sprawę Oburzonych. Jedynym powodem tej porażki jest brak mojej siły duchowej, a smutną konsekwencją konieczność napisania skargi do ETPCZ, czego jak powszechnie wiadomo nie potrafię. A było tak:

W maju 2012 Oburzeni mieli swoje miasteczko namiotowe na Rynku Głównym. Prowadzili tam jakąś swoją buntowniczą aktywność, której nie śledziłem, bo już nie jestem punkowcem tylko kapitalistą. W jakiś ciepły piątek to miasteczko im nagle zlikwidowano, chociaż mieli umowę z miastem i szczere chęci oraz plany  odczytów, czy zabaw  dla lokalnej społeczności. Przy tej okazji policja zabrała ze sobą dwie osoby na komisariat, potrzymała je  tam trochę, przesłuchała i po paru godzinach wypuściła.

Zostałem wybrany by udzielić pomocy. Rebelianci  zgromadzili się  w ciemnym lokalu gastronomicznym.  Niektórzy tankowali browary i pomyślałem, że pięknie jest ruszać z posad bryłę świata, podczas gdy bezmózgie masy, uwikłane w nikczemną codzienność, gonią za pieniądzem, dobrobytem, awansem, niezobowiązującymi  romansami. (tu przyznam, że owego dnia doskwierał mi nadmiar zadań:  4 rozprawy, kilka spotkań, trzech nowych zatrzymanych, wieczorem udział w biegu na 100 km na orientację).

Złożyłem zażalenie na zatrzymanie tej dwójki. Ponieważ  dyżurny KP I przy ul. Szerokiej twierdził, że to wcale nie było zatrzymanie,  od razu w zażaleniu pisałem, że charakter działań policji (kilkugodzinne pozbawienie wolności, przeprowadzenie czynności procesowych) wskazuje, że w świetle przepisów kodeksu postępowania karnego przemoc przedstawicieli władzy musi być nazwana zatrzymaniem. Zażalenie można przeczytać tutaj.

Sąd odmówił przyjęcia zażalenia do  rozpoznania. Przyznał rację dyżurnemu KP I, - w ocenie sądu to nie było zatrzymanie, a w konsekwencji   działania policji nie podlegały kontroli. Napisałem zażalenie na postanowienie o odmowie przyjęcia do rozpoznania środka zaskarżenia, jednak okazało się na tyle kiepskie, że niekorzystne postanowienie utrzymano w mocy (tu właśnie zabrakło siły duchowej, trzeba było to zażalenie napisać niczym w prawdziwej, wiodącej kancelarii - na milion stron, za milion dolarów od strony).  Zażalenie tutaj, postanowienie kończące postępowanie w sprawie tutaj.

Nienawidzę skarg do ETPCZ. Nawet jeśli pominąć nieobliczalność orzeczniczą, czy mój brak umiejętności,  to najbardziej irytujący jest czas oczekiwania na rozstrzygnięcie - teraz rozpatrują pewnie skargi dinozaurów. Ta sprawa dowodzi jednak, że można pozbawić obywatela wolności nawet na kilka godzin, zaś takie postąpienie pozostaje poza jakąkolwiek kontrolą. Myślę, że to nie może być prawda, przecież wszystko można zaskarżyć do sądu. Ja rozumiem, że pozbawienie wolności rebelianta nie jest jakoś bardzo szkodliwe, skoro i w tym niewygodnym położeniu może czynić swą powinność i rozmyślać o walce ze złem (choć zapewne lepszym miejscem jest  ciemny lokal gastronomiczny). Co jednak  kiedy policja zatrzyma na trochę sędziego śpieszącego, by  rozstrzygnąć zażalenie na zatrzymanie tego  rebelianta ? Albo sędziego, który zamierza ogłosić wyrok, w którego ustnym uzasadnieniu zdystansuje się do złych postępków pracowników tajnych służb? Co będzie jeśli zostanie zatrzymany wartościowy baron telekomunikacyjny, dający pracę setkom tysięcy biednych obywateli? Chroniąc rebelianta,  chronimy  masy pracujące, więc nie ma wyjścia, trzeba pisać to tego ETPCZ.


W skardze trzeba zarzucić naruszenie art.  5 ust. 4 konwencji. Jak ktoś ma inne zdanie to będę wdzięczny za podpowiedź. 




piątek, 11 stycznia 2013

Klient nasz Pan


Na Sądzie Ostatecznym chciałbym bronić Jezusa (bo skoro stał się człowiekiem, to chyba otrzyma wezwanie), ale zapewne pełnomocnictwo zostanie udzielone Fidelowi Castro. O zręczności tego adwokata niech świadczy fakt, że pierwszego dnia procesu, w którym  odpowiadał  za atak na koszary Moncada, przekonał sąd, by pozwolił mu przesiąść się z ławy oskarżonych na miejsca obrońców.  Co więcej jego mowa końcowa, ukoronowana znanym „historia mnie uniewinni”, jest jednym z najlepszych głosów stron jakie w życiu czytałem.  Może była trochę za długa, ale adwokat Castro musiał się wypowiedzieć obszernie, bo  w początkowej fazie wystąpienia wyszydził lapidarny, nieśmiały głos prokuratora, który ograniczył się do zacytowania przepisu i żądania wymierzenia kary 26 lat pozbawienia wolności.

Jezus wybierze jednak adwokata Castro przede wszystkim z uwagi na jego zaciekłość i konsekwencję. Kiedy Fulgencio Batista dokonał przewrotu  w roku 1952, Fidel zakwestionował legalność jego rządów na drodze sądowej. Po jej wyczerpaniu nie porzucił nadziei i walczył z bezprawiem z karabinem w ręku. Tylko taki obrońca daje klientowi  nadzieję, że zrobi wszystko co w jego mocy, a to ważne  będzie szczególnie podczas Sądu Ostatecznego.

Nie wydaje mi się, by Jezus zrezygnował z Fidela Castro, z powodu jego działalności prowadzonej po zawieszeniu kariery adwokackiej. Klientów zwykle nie obchodzi zło, którego się  dopuszczamy.