piątek, 27 grudnia 2013

Wiązanki pieśni młodzieżowych


Kiedy jest wybuch w elektrowni atomowej, to UFO pomaga. Na przykład w Czarnobylu widział je pan Michaił Waricki, tamtejszy dozymetrysta. UFO pomogło, zneutralizowało i odfrunęło. Pięć lat później, po kolejnym pożarze, UFO powróciło i sfotografował je pan Władimir Sawran. Nie ma więc żadnych wątpliwości, że to prawda.

Niestety obce cywilizacje pozostają obojętne na codzienne, adwokackie kataklizmy. Nie pomagają, nie łagodzą,  nie neutralizują. W obliczu klęski jesteśmy samotni, zagubieni w czeluściach czarnego, bezdennego kosmosu naszej rozpaczy. Ukojenia, źródeł odwagi i inspiracji musimy szukać samodzielnie. Oto dwie wiązanki pieśni, które ułatwiają wykonywanie zawodu adwokata, dziesięć utworów, dzięki którym jest łatwiej (pani Kamila dała siedem, ale o mocy dziesięciu). Ich wybór, to wszystko co możemy dla was zrobić.

(wiązanka mb)

1. „Zabrali mi jaja” Zacier – idealna pieśń na wyjście (koniecznie w tym wykonaniu: http://www.youtube.com/watch?v=H06IX2QH2I0). Wysłuchana po przebudzeniu pozytywnie determinuje aktywności podejmowane w ciągu całego dnia, pozwala na odnalezienie miejsca w szeregu i właściwe postrzeganie współuczestników codziennego trudu. W drodze do pracy nucimy: idę sam właśnie tam, gdzie nie mają jaj, idę sam właśnie tam, gud baj.

2. „Today” Smashing Pumpkins – czasem bywa łatwiej gdy przypomnimy sobie, że miłość jednak jest, a pocałunki w sądowej windzie mogą przytrafić się każdemu (z wyjątkiem objętych obowiązkowym treningiem, a w konsekwencji zakazem korzystania z tego urządzenia). Pełny, pożądany efekt osiągamy po obejrzeniu wideoklipu.

3. „Nieprzysiadalność” Świetliki – adwokat umiera gdy zaczyna mu się wydawać, że sukces zawodowy wymaga dobrych relacji z personelem Babilonu. Ten utwór wprowadza w nastrój wykluczający nawiązanie zgubnych znajomości. Jeśli po nim będziemy jednak złaknieni poczucia współuczestnictwa, to włączamy refren pieśni Defekt Muzgó Defektu Muzgó.

4. „Walk” Pantera – pierwotnie lekarz zapisał ten utwór Lancowi Armstrongowi, ale okazało się, że ten nie potrafił pedałować z walkmenem. Skorzystali więc z innych środków. Niektórzy twierdzą też, że piosenkę stworzył Mike Tyson w życiu prenatalnym. Odsłuchujemy kiedy trzeba odpowiedzieć na zło.

5. „220 V” El Dupa, albo „Mogę wszystko” WWO, albo „Jesteś Bogiem” Paktofonika, itd. - kiedy potrzebujemy inspiracji i pewności siebie, by coś powiedzieć w sądzie.

6. „Rain, When I Die” Alice in Chains –  utwór dowodzi, że stukanie w komputer i łażenie po sądzie (za dobre w sumie pieniądze), nie jest najgorszą rzeczą jaka może się wam w życiu przytrafić. Po tej piosence Joy Division  to dziadki z Muppetów.

7. „Jedna miłość” Reno, Lilu – dobra energia, remedium na słotne popołudnia, gotowy tekst Lilu do recytowania petentom: „nie dziw się, że chcę ten pieniądz zgarnąć, nic oprócz rapu tutaj nie jest za darmo (...)”.

8. „Enter Of The Ninja” Die Antwoord – stosować zamiast amfetaminy, czy innych pobudzaczy. Również w czasie dobierania stroju roboczego (z uwagi na niewymuszony, radosny eklektyzm). W każdej sytuacji, kiedy konieczne jest zrobienie czegoś względnie dzikiego. Zaawansowani mogą spróbować innych utworów: Evil Boy, U Make Ninja Wanna Fuck, itd. Bezpieczniej słuchać po pracy. Ich istnienie dowodzi, że UFO naprawdę pomaga.

9. „Hoken” Noon  - najzimniejsza dyskoteka świata. Wytchnienie. W zastępstwie można użyć utworu „Idziemy na skraj” Siekiery. 

10. „Wielkie Wuesbe” Niwea – przed snem zastępuje wszystkie narkotyki, alkohole i dopalacze. Jeśli komuś mało, to może uzupełnić o „Portret z kabli” tej samej formacji.


***

(wiązanka p. Kamili)

Polecam lżejszą muzykę. Momentami frywolną. Daje przeciwwagę.

Przyjmijmy, że jest poniedziałek, i:

I. udajemy się  z rana na przesłuchanie do KP - słuchamy: http://www.youtube.com/watch?v=rQ0eQ0caKP0 (pocieszą nas nieśmiertelni towarzysze niejednego dzieciństwa, głęboko niebiescy, żyjący w dziwacznej komunie. Niepokojący niedobór kobiet. Ale za to mają Papę, który wie, co robić. Czasem gubią się, chodząc po lesie, ale mimo niebezpieczeństw i ekstremalnych przygód znajdują drogę powrotną.);

II. jak igły w stogu siana szukamy zatrzymanego żołnierza - słuchamy: http://www.youtube.com/watch?v=hU1q6yKguqE (odnaleziona przeze mnie w internecie po wizycie w siedzibie krakowskiej Żandarmerii Wojskowej. Leciała tam z radia, a żołnierze słuchali z nostalgią. Można podumać.);

III.  wracamy do bazy - renomowanej, wiodącej kancelarii, która miażdży konkurencję. Używamy ciała do wertowania komentarza, picia kawy, nerwowego tupania obutą stopą w podłogę, pisania pisma i rozmowy z Szefem o pogodzie. (jednocześnie słuchamy: http://www.youtube.com/watch?v=PNl9M5TxGC8 i jesteśmy bezpieczni, bo wiemy, że on czuwa i wszystko będzie dobrze.);

IV. wpadamy w ostatniej chwili do sądu. Potrzebujemy motywacji, natchnienia i łazienki. Rezygnujemy z łazienki, bo nie ma czasu. (biegnąc po schodach - winda zakazana - zwalniamy i włączamy w słuchawkach  http://www.youtube.com/watch?v=8unEo4tdVVQ  i pamiętamy, gdzie tak naprawdę jesteśmy. Sąd nie istnieje. Wszystko za chwilę może się zdarzyć.);

V. spotykamy się z klientem oskarżonym o straszne przestępstwo. On pyta nas, co może zaśpiewać jutro, gdy będzie ogłaszany wyrok w jego sprawie. Doradzamy, by zrezygnował z Jesteś szalona. Proponujemy, by docenił ciszę. (jeśli już coś musi, to niech zaśpiewa z szacunkiem: http://www.youtube.com/watch?v=rW0TgYZn_tk);

VI. kolejny klient, przestępstwo narkotykowe. Nie wie co śpiewać, ale umie suszyć, skruszyć zmielić i zważyć. Włączamy: http://www.youtube.com/watch?v=0zRCNJNzTUs i powstrzymujemy się, by nie podrygiwać. W końcu to tylko bajka, a Pan Kleks nie istnieje. Żegnamy Młodego Zielarza.


I tak mija dzień. Czasami trzeba jeszcze postać na poczcie całodobowej. Ja bardzo to lubię, bo można spotkać innych aplikantów i porozmawiać o cenach znaczków. Być może ktoś wolałby inaczej spędzić ten czas (ratunku niech poszuka w ukraińskiej piosence, która nie potrzebuje tłumaczenia: http://www.youtube.com/watch?v=prHAvMMM6iU).



poniedziałek, 23 grudnia 2013

Rzeczywistość albo śmierć

To była straszliwa zbrodnia. Ściął co najmniej dziesięć i ususzył. Sąd Okręgowy dostrzegł wprawdzie okoliczności łagodzące, ale orzekł karę pozbawienia wolności. Apelacja niewiele zmieniła, jednak dzięki niej znamy historię tego bezwzględnego przestępcy (wyrok Sądu Apelacyjnego w Katowicach z dnia 22 czerwca 2012, sygn. II Aka 177/12, KZS 2012/10/96). Trzeba mieć nadzieję, że nie zmarnował czasu spędzonego w jednostce penitencjarnej i żyje teraz z popełniania zupełnie innych przestępstw.

Zakład karny jest bowiem najlepszym miejscem dla zbrodniarzy suszących ziele konopi innych niż włókniste. Dobrze, by spędzili w nim co najmniej 3 lata, zyskując czas na staranną i wszechstronną edukację oraz zapoznanie się z regułami czy też kulturą życia więziennego. Osobiście jestem zwolennikiem takiego rozwiązania, przy czym byłoby jeszcze lepiej, gdyby za suszenie tych groźnych roślin orzekano karę śmierci. Zresztą jako neofita próbujący zachować pełną abstynencję, oraz wymagający jej od osób, z którymi łączą mnie więzi zawodowe i emocjonalne, byłbym szczęśliwy gdyby takie same kary orzekano za poddawanie innych roślin procesom prowadzących do uzyskania alkoholu etylowego. Rzeczywistość albo śmierć.

Póki co, zgodnie z powszechnie obowiązującą wykładnią art. 53 ust. 1 i 2 oraz art. 63 ust. 1 i 3 ustawy o przeciwdziałaniu narkomani, suszenie konopi innych niż włókniste to wytwarzanie środka odurzającego. Zestawiając przywołane orzeczenie Sądu Apelacyjnego w Katowicach (jak również orzeczenia innych Sądów Apelacyjnych) oraz orzeczenie Sądu Najwyższego z dnia 23.9.2009 (I KZP 10/09) uzyskujemy możliwość przyjęcia, że ususzenie jednego krzaka, stanowi zbrodnię zagrożoną karą od trzech lat pozbawienia wolności. To ekscytujące dla adwokata spłacającego kredyt zaciągnięty we frankach szwajcarskich i obciążonego licznymi obowiązkami alimentacyjnymi. Gdyby zbrodniarzom groziła jednak kara śmierci, to płaciliby lepiej.

Dobro zwyciężyło już w roku 2005, kiedy to Sąd Najwyższy dokonał wykładni art. 40 i 49 poprzedniej ustawy o przeciwdziałaniu narkomani (były to przepisy analogiczne do art. 53 i 63 obecnej ustawy). Wówczas Najjaśniejszy Sąd doszedł do przekonania, że nie ma żadnych podstaw, by pojęcie „wytwarzania” ograniczać jedynie do obróbki chemicznej, zaś działania wykraczające poza uprawę i zbiór należy uznać właśnie za wytwarzanie i kwalifikować wykorzystując art. 40 (obecnie 53) ustawy (IV KK 14/05). Za Sądem Najwyższym podążyły Sądy Apelacyjne. Osoby wrażliwe mogłyby mieć wątpliwości, bo skoro w art. 53 upn wyszczególniono przetwarzanie słomy makowej, a nie wymieniono ziela konopi, to może suszący ziele odpowiada jedynie za jego posiadanie. W języku potocznym suszenie trudno też utożsamiać z wytwarzaniem (powiedzcie babci sąsiadce, że wytwarza suszone śliwki – nazwie was zboczeńcami). Osoby wrażliwe pomyślą więc: wsadzajmy ludzi na lata do więzienia, a nawet zabijajmy ich, czyńmy to jednak z delikatną ostrożnością, tylko wówczas gdy święty, racjonalny prawodawca pozwala.

Sprawę załatwia jednak ustawowa definicja „wytwarzania”. To między innymi „czynności, za pomocą których mogą być otrzymywane środki odurzające” (art. 4 pkt. 35 upn). Już dziadek Wróblewski pisał, że taka definicja zabija język potoczny i znaczenia do których jesteśmy przyzwyczajeni. W ustawowej fikcji wszystko jest wytwarzaniem, również suszenie i jakakolwiek dyskusja nie ma sensu. Ta fikcja stoi na straży rzeczywistości, chroni nas i nasze jeziora.

Koszty korzystania z tych fikcyjnych pojęć są jednak ogromne, a wystąpienie o ich zwrot niemożliwe. Znakomita większość praktykujących na niwie prawa karnego nie stroni więc od alkoholu, a z tym jest jak z Chew-Z: kto raz spróbuje, nigdy nie wraca do stanu poprzedniego. Nawet incydentalne próby na zawsze zmieniają parametry aparatu poznawczego. Ułatwiają stosowanie przepisów ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, ale użytkownicy alkoholu wcale nie porządkują swej rzeczywistości. Każdy ma Palmera Edritcha. Takiego, na jakiego zasłużył.








niedziela, 15 grudnia 2013

Szaleństwo




Płock, rok 1870.

Dla twego czynu - uwodzicielu - niema współmiernego odwetu - tobie sprawiedliwość tu wymierzoną nie będzie - bo ty niemasz coby ci odjąć można wzamian za zdeptaną niewinność dziewczyny! (...)
O! nie!! - Tam , w pustem polu błądzi samotna, szalona dziewczyna; - nie własnej woli, lecz wyższych przeznaczeń popychana siłą - bezwładna, a jednak do celu dążąca, - staje nad wyrodzonym jakby dla niej umyślnie z łona oparzeliska płomieniem - i to bezrozumne - rozumnych wyroków narzędzie - bezwiednie chwyta gorące zarzewie i spustoszenie w środek dziedzictwa twojego niesie!*

Była tylko służącą. Zaszła z nim w ciążę, zostawił ją, ożenił się z bogatą panną. Nie wytrzymała. Podpaliła mu dom, stajnię, wozy i to, co znalazło się na jej drodze. Skazana na pozbawienie wszelkich praw i osiedlenie w odległych miejscach Syberyi. Koszta sądowe umorzono. 


Kraków, rok 2013.

Sąd zarządził wykonanie kary pozbawienia wolności, bo skazana uchylała się od dozoru i to w sposób rażący, kpiąc sobie z orzeczonego wyroku i nałożonych na nią obowiązków. (...) po stronie skazanej nie ujawniły się żadne szczególne okoliczności, które sprzeciwiałyby się powyższemu. Bowiem deklarowana przez skazaną okoliczność, że pozostaje w leczeniu psychiatrycznym nie ma żadnego znaczenia dla rozstrzygnięcia przedmiotowej sprawy, tym bardziej, że z opinii psychiatrycznej sporządzonej na potrzeby postępowania II K (...) wynika, iż jest całkowicie poczytalna.**

 Zaskarżyłam w całości postanowienie Sądu Rejonowego, zarzucając:
- brak ustanowienia dla skazanej obrońcy w postępowaniu wykonawczym, mimo zaistnienia uzasadnionej wątpliwości co do jej poczytalności, czyli w warunkach obrony obligatoryjnej; 
   - brak ustalenia, czy kontakt skazanej z kuratorem i negatywna jej postawa względem obowiązku dozorowego wynikała ze świadomego wyboru, czy z uwarunkowań zdrowotnych - problemów na tle psychicznym, niezależnych od woli skazanej, a wskutek tego:
   - nieuczynienie niezbędnych ustaleń faktycznych dotyczących wpływu aktualnego stanu zdrowia psychicznego skazanej na ukształtowanie jej relacji ze sprawującym dozór kuratorem.

Wniosłam o przekazanie z powrotem, mówiąc dłuższą chwilę, dlaczego to dobra decyzja. Adolf Popławski na pewno powiedziałby lepiej, że popełniła szaleństwo-lecz to, właśnie dlatego że szaleństwem było, poczytanem jej być nie może*. Sąd Penitencjarny rozważył i odroczył, żeby sprawdzić, czy faktycznie być może niepoczytalność - nie swoją opinią, pożyczoną.


W obu sprawach - tej teraz i tej sprzed 143 lat - szaleństwo.


cdn.



Aktualizacja - 18 stycznia 2014 r.: Sąd Penitencjarny uchylił do ponownego. Pożyczona opinia okazała się pokrywać czasowo z niewypełnianiem obowiązków dozoru. Moje serce zaznało cienia nadziei, która pewnie po czasie okaże się szaleństwem.





* fragmenty Obrony za Rozalją A... adwokata Adolfa Pepłowskiego, znalezione: Wybór obron sądowych Adolfa Pepłowskiego, Materjały do dziejów adwokatury w Polsce, Zeszyt II. Warszawa, 1912.; pisownia oryginalna;
** fragmenty postanowienia Sądu Rejonowego, Wydziału II Karnego, Sekcji wykonania orzeczeń; pisownia oryginalna.


środa, 11 grudnia 2013

Płyńcie łzy moje rzekł policjant

W zasadzie nic się nie wyjaśniło, chociaż podejrzani zostali uwolnieni. Sąd Apelacyjny rozpoznając zażalenia zmienił postanowienie Sądu Okręgowego o przedłużeniu tymczasowego aresztowania i nie uwzględnił wniosku prokuratora. Nie przesądził o zasadności stosowania art. 165 k.k. w przypadku produkcji brefedronu i Alfa PVP, jednak uznał, że na obecnym etapie śledztwa nie pozyskano opinii potwierdzających szkodliwość tych substancji w stopniu uzasadniającym stosowanie przepisu kodeksu karnego. Śledztwo będzie więc trwało nadal i na ostateczne rozstrzygnięcie trzeba poczekać być może parę lat. Trudno przewidywać, czy będą zatrzymania i areszty w podobnych sprawach, ale nie można ich wykluczyć, bo o postanowieniu korzystnym dla podejrzanych nie było w telewizji, a zatem to nie wydarzyło się naprawdę. Niewykluczone, że obcujemy z opisanym przez Philipa Dicka zjawiskiem polegającym na zaburzeniu rzeczywistości przez nadaktywny umysł konsumenta nowego, syntetycznego środka odurzającego. Jest tak psychoaktywny, że pierwsze halucynacje zaczynają się trzy dni przed spożyciem. To tylko efekt uboczny pewnego eksperymentu dokonanego w awangardowych kręgach twórców substancji zniekształcających rzeczywistość. Pośrednio to efekt restrykcyjnej polityki antynarkotykowej. To jest niegroźne. To się nie dzieje. Zaskakująco dużo rzeczy się nie dzieje.

 

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Ostrzeżenie przed niebezpieczeństwem

Lokalny polityk wyjawił na łamach Dziennika Polskiego: „rozmawiam z (…) adwokatami, którzy mówią mi, że idą do Starego Teatru raz i nie zamierzają tam wracać.” To fatalnie – pomyślałem – że oni w ogóle tam idą, nikt ich nie ostrzegł, nie powiedział, że to będzie doświadczenie absolutnie nie do zniesienia! Szczególnie dla adwokatów, których dobry Pan Bóg, wyposaża w aparat poznawczy pozwalający z łatwością odtwarzać całą intelektualną zawartość wszechświata. Osoby wykonujące ten zawód winny oddawać się wyłącznie wyrafinowanym aktywnościom, na przykład konsumpcji alkoholu w lokalu Barok, ewentualnie podczas imprezy integracyjnej, zorganizowanej przez stosowną komisję NRA. Wizyty w miejscach o wątpliwej reputacji są stratą czasu dla wysublimowanych konsumentów rzeczywistości. Żądni nowych wrażeń przedstawiciele intelektualnej ekstremy również winni się powstrzymać od odwiedzania teatrów, wobec zbliżającego się wielkimi krokami wydarzenia, które zaspokoi wszystkich - Balu Palestry (co oczywiste, z uwagi na przygotowywanie go w Roku Tuwima, będzie to Bal w Operze).

Najpewniej lokalny polityk musiał rozmawiać z adwokatami niedoświadczonymi, początkującymi i nieroztropnymi. Któż inny mógłby zdecydować się na jednorazową, fatalną wizytę w Starym Teatrze? Ta nieco wstydliwa sytuacja jest zapewne wynikiem otwarcia zawodu i opanowania duchowego parnasu przez barbarzyńskie plemiona. Trzeba jednak odnotować, że wielka jest edukacyjna moc Tradycji. Ci zapewne początkujący koledzy zrelacjonowali lokalnemu politykowi, że „idą do Starego Teatru raz”, ale – za co należy im się szacunek – natychmiast podejmują słuszną decyzję i „nie zamierzają tam wracać”. Imponuje trafność diagnozy i zdecydowana deklaracja co do dalszej drogi. Nie każdemu wystarcza raz.

piątek, 22 listopada 2013

Obwinieni (historia mało filmowa)



Był ostry filmik, na którym widać, jak policjanci ciągną ich po bruku, jedno po drugim, biernych i nieco zrezygnowanych. Na innym ktoś uwiecznił wypowiedź urzędniczki o 'samorozwiązaniu' ich zgromadzenia. W tle pierwszego filmu głośne okrzyki o jakości demokracji. Kronika rozmów z funkcjonariuszami, o wszystkim i o niczym. Nieprzyjemnie, lecz przecież niezatrzymani.

Pewnie już się boją dalej albo mają dość. Niechże pojadą rano do pracy, a wieczorem ustawią równo kapcie koło łóżka. Niech wezmą się za życie. Higiena, jedzenie, praca, jedzenie, praca, palenie, proszki, sen. Protest jest utopią.

Nic bardziej mylnego. Zgromadzenie było legalne, policja nie wiedziała czy może lub bała się zajrzeć do namiotów rozłożonych na Rynku (wg oskarżyciela - aby nie doszło do zaostrzenia sytuacji) i nie policzyła ludzi. Szkoda, bo to jednostki walczące. W namiotach, obok namiotów, w SR dla Śródmieścia. Jest ich dużo więcej, niż tych dwoje. 

Przyszli tłumnie po sprawiedliwość do Sędziego, który pozwolił tylko nagrywać swój głos, bez filmowania. Filmowa historia protestu nie znalazła więc w Sądzie filmowej kontynuacji. Z wersji audio dowiecie się, że:
- wleczenie po bruku przez policję jest dowodem na stawianie oporu w postaci niewypełnienia polecenia o opuszczeniu zgromadzenia (sic);
- legalność zgromadzenia nie ma znaczenia, bo było polecenie opuszczenia nielegalnego zbiegowiska, więc policji trzeba słuchać, więc winniście [truchtem do domu drodzy obwinieni];
- policja co prawda chciała po 500, ale po 300 wystarczy. zapłaćcie po 300 grzywny od głowy.

Nie wiem jaka jest puenta. Może stanowi ją pytanie jednej z dziewczyn, dziennikarki: czy uzasadnienie wyroku miało sens?

wtorek, 29 października 2013

Pomnik Obrońcy II

Jest Fundator. Naprawdę jest Fundator, który dotrzymuje słowa. Jest też mężczyzna, który dobrotliwym uśmiechem skwitował propozycję zainspirowania artysty powagą swej adwokackiej fizyczności.

Nie ma artysty, a raczej artystki, bo to musi być kobieta, w której splecie się – jak to niegdyś określił śpiewak Zygmunt Staszczyk – niewinność pensjonarki z siłą duchową radzieckiej kulomiotki. Może być debiutującą rzeźbiarką, bez zagranicznych stypendiów, prestiżowych realizacji, znajomości angielskiego, a nawet telefonu komórkowego.

Miejsce też nie jest jeszcze wybrane i chociaż wszystkim wydaje się, że pomnik powinien stanąć na skwerku przed hotelem Chopin, to być może są ciekawsze lokalizacje.

Jeśli ktoś chciałby wskazać: artystkę, miejsce albo powiedzieć co obrońca na pomniku powinien robić, to proszę pisać. Propozycje skrajnie awangardowe nie wchodzą w rachubę (jak np. opisana w tym tekście).

Kiedy stanie już pomnik, to ustanowimy dzień obrońcy i co roku będziemy składać kwiaty. Na znak szacunku.

niedziela, 13 października 2013

Wizyta

Propozycja zawodowa dotarła smsem. Jedna z tych nie do odrzucenia, bo ojciec chrzestny (jak z książki) proponował wycieczkę zapoznawczą do niedalekiego ZK. Klient zabił, zgwałcił, zbezcześcił i czeka na spotkanie.

Gps stracił siłę woli. Majaczące gmachy z poprzedniej epoki, bujne orurowanie zakładów ciepłowniczych i wszechobecny szarobiały pył przesłoniły złotą jesień. Dróżki szersze i węższe, nieznające asfaltu ani kamieni okazywały się zwodniczo prowadzić do nikąd. Zaczepiony rowerzysta pomógł i gościnnie pokazał palcem kierunek.

Funkcjonariuszka SW w ewidencji westchnęła współczująco.  Zaskoczona odmową asysty pokazała okrągły, czerwony przycisk alarmu. Poinformowała, że trzeba poczekać, bo klient ma teraz nabożeństwo.

Miał wyglądać lombrozjańsko, atawistycznie i defektywnie. Mieć proporcje ciała antropometrycznie odpowiednie do swych zbrodniczych skłonności  - które też przecież miał mieć. Powinien być społecznie wykrywalny. Naznaczony tak przez naturę urozmaiciłby swoją ścieżkę życiową bliznami, tatuażami, ogoloną głową i zdekompletowanym uzębieniem. Ktoś zapukał do drzwi, wszedł. To był on. Wyciągnął rękę na przywitanie.

Wyglądał jak każdy, jak zmęczony pasażer tramwaju.