wtorek, 27 września 2011

Argument o wydźwięku performatywnym

Miałem niegdyś taki pomysł, żeby złapać karalucha do pudełka i wypuścić w czasie posiedzenia w przedmiocie przedłużenia tymczasowego aresztowania. To miał być taki argument – jak to ujął jeden z kandydatów na posła – o wydźwięku performatywnym. Był rok 2007, klient pozostawał „tymczasowo” aresztowany od 2001, a ja źle znosiłem wizyty na oddziale N w katowickim areszcie. Spośród pomieszczeń przeznaczonych na spotkania z osadzonymi najgorsze jest (dawno nie byłem, może to się zmieniło) to oznaczone nr 1. Nad nim znajdują się prysznice oddziału dla kobiet, których szczelność pozostawiała wówczas wiele do życzenia, bo ściany celi nr 1 pokrywał różnokolorowy grzyb. Spędzało się tam sporo czasu w samotności, bo przygotowanie osadzonego z oddziału N do spotkania z adwokatem trwa dość długo. Tam właśnie przychodziły karaluchy, zaś ich obserwacja umilała kilkudziesięciominutowe oczekiwanie. Karmiliśmy je batonikami, którymi częstował mnie klient. Zasada była taka, że jak  wywiązałem się z zadania to batonik był i karaluchy miały deser. Jak się nie udało, to niestety, musiały się zadowolić posiłkiem wyszukanym samodzielnie.

Pewnego razu przyszedł karaluch o wyjątkowej wielkości. Pojawił się  zanim mnie zamknięto w tym pomieszczeniu (to jest właśnie niekomfortowe: zamykają w czymś o wymiarach 2x2 i czekając na doprowadzenie siedzisz tam jak idiota, a jeszcze filmuje cię kamera), więc kiedy zaświeciliśmy światło (nie ma okna), postanowił udawać, że nie żyje. Świetnie się nadawał, był wielki, czarny, błyszczący, dobrze odżywiony. Wprawdzie kiepsko reagował na światło, ale być może dałby się wytrenować, w końcu chodziło zaledwie o krótką, nerwową bieganinę po ławie obrony, ewentualnie stole sędziowskim (to by się pewnie nie udało). Chyba każdego zdrowego karalucha stać na tego rodzaju występ. Stało się jednak nieszczęście, bo nadepnął go funkcjonariusz służby więziennej. Tam pracują dobrze zbudowani mężczyźni, dodatkowo noszą te ciężkie karabiny i kamizelki kuloodporne, więc sądowa kariera karalucha legła w gruzach, sczezł bowiem z  donośnym chrzęstem.

W ostatnim czasie trudno trafić na długoletni areszt, ale przyniesiono mi postanowienia aresztowe dotyczące Zdzisława Ł. osadzonego na wspomnianym oddziale N w Katowicach. Chcieli żebym napisał do jakiejś organizacji, fundacji, rzecznika. Ja już nie piszę do żadnych organizacji, ale powiem wam, ku przestrodze, jakbyście jednak kiedyś zostali sędziami, że kiepsko wygląda stosowanie „tymczasowego” aresztowania od 18 stycznia 1999 do dnia dzisiejszego. Była tam wprawdzie roczna przerwa z powodu wprowadzenia do wykonania  innej kary pozbawienia wolności, ale człowiek jest „tymczasowo” w więzieniu z powodu jednej sprawy od 12 lat. Jakbyście więc byli sędziami i trzymali kogoś „tymczasowo” w areszcie tak długo, to pamiętajcie, że obrońcom, choćby z nudów, mogą przychodzić do głowy różne argumenty. I patrzcie im na ręce.

wtorek, 20 września 2011

Posiedzenie

Byłoby lepiej gdyby pokrzywdzony (w razie śmierci rodzina) mogli brać udział w posiedzeniach dotyczących warunkowego przedterminowego zwolnienia. Z jednej strony pozwalałoby to na ochronę jego interesu, ale z drugiej można byłoby doprowadzić do jakieś ugody i tym ośmielić sąd do korzystnego rozstrzygnięcia. Większość skazanych, szczególnie w Tarnowie, narzeka, że warunkowe przedterminowe zwolnienie to fikcja, a wnioski składane nawet tuż przed zakończeniem kary nie są uwzględniane. Jest tak najpewniej dlatego, że warunkowe przedterminowe zwolnienie postrzegane jest jako nagroda za wyjątkowo dobre sprawowanie, nie zaś element dalszego, kontrolowanego wychowywania skazanego. W więzieniu mało kto jest zdolny do wzorowego zachowania (właśnie dlatego tam się znalazł), więc przy takim podejściu niewielu skorzysta z dobrodziejstwa wcześniejszego odzyskania wolności. Kto wie, być może lepiej wypuszczać, stosując dozór kuratora i licząc, że perspektywa odwołania warunkowego przedterminowego zwolnienia skutecznie zmotywuje do prawego życia (przynajmniej niektórych). W każdym razie pozyskanie przychylnego głosu pokrzywdzonego byłoby jakimś polem do popisu obrońcy, a i sam pokrzywdzony mógłby wiele zyskać, bo obecne podejście wielu osadzonych, którzy wolą odsiedzieć niż naprawić szkodę, nie daje żadnych nadziei na rekompensatę poniesionych strat.

O zwiększeniu uprawnień pokrzywdzonego pomyślałem parę lat temu oglądając ten materiał: http://www.youtube.com/watch?v=5Y_mYLxg9iQ To zapis posiedzenia w przedmiocie warunkowego przedterminowego zwolnienia Susan Atkins skazanej za osiem morderstw, w tym Sharon Tate. Warto to obejrzeć, zwróćcie uwagę, że ponad 30 lat po zdarzeniu prawnik rodzin ofiar mówi o szczegółach zdarzeń, jest odczytywany list ojca Sharon Tate zawierający jego relację z wizyty w domu na dzień po dokonaniu zbrodni (to w trzeciej części). W starciu z prawnikiem rodzin, adwokat reprezentujący Atkins (zresztą jej mąż, przeciwnik pokpiwa, że mogliby razem prowadzić kancelarię, gdyby wyszła) był na przegranej pozycji, bo przytoczenie zaledwie niektórych szczegółów zdarzenia musiało wzbudzić maksymalnie negatywne emocje sędziów. Gdyby udało mu się uzyskać przychylność przeciwników, to ci pominęliby to co najgorsze i być może Atkins umarłaby na wolności.

wtorek, 13 września 2011

Dozór elektroniczny

Było jak  w tych wierszach Bukowskiego i pieniądze, które mieliśmy dostać od razu zostałyby wydane na torze Agua Caliente. Nawet to, że ich nie dostaliśmy, tylko ona rzucała się nam po kolei na szyję, było całkiem na miejscu, podobnie jak jej niezbyt długi życiorys i przygody, które zaprowadziły ją na salę 306. No więc nic się w zasadzie nie wydarzyło. Adam napisał najlepszy na świecie wniosek o zezwolenie na wykonywanie kary pozbawienia wolności w systemie dozoru elektronicznego, ja też coś tam napisałem ale niewiele, trochę posiedziałem na tej sali, a sędzia chciał być dobry, czy może po prostu był dobry i zgodził się z nami, że wyrok eksmisyjny nie wyklucza wykonywania dozoru elektronicznego w mieszkaniu, z którego być może niedługo skazanego wyrzucą. I to sobie zapamiętajcie, bo podobno nie było jeszcze takiej sprawy w Polsce.

wtorek, 6 września 2011

Kokaina?

Ukochany Klient miał pecha. Znalazł się w mieszkaniu, do którego weszli policjanci i ujawnili na stole cukiernicę. Było to znalezisko przypadkowe, bo weszli w innym celu, jednak uradowało ich, gdyż substancja wypełniająca naczynie wydawała się podejrzana. Najpewniej po użyciu testera przyjęto, że to kokaina.

W czasie postępowania sądowego Adam zrobił wniosek dowodowy, którym Ukochany Klient chwalił się potem na Monte. Uwzględniając ten wniosek sąd dopuścił dowód z opinii biegłych. Ci odważywszy próbki reprezentatywne poddali je analizie metodą wysokosprawnej chromatografii cieczowej sprężonej z tandemową spektrometrią mas z jonizacją typu elektrospray i uzyskali następujące rezultaty:

- kokaina – w zależności od próbki pomiędzy  2.1-2.8 %
- Levamisol – lek stosowany w weterynarii, przeciwko tasiemcom i przeróżnym pasożytom.
- Benzokaina (około 4%) – środek znieczulający
- Tetrakaina – substancja 10 razy mocniejsza od kokainy,  mocno toksyczna (wykryto 1-2%)
- Lidokaina – środek znieczulający, może działać i depresyjnie i pobudzająco
- fenacetyna – lek przeciwbólowy, biegli napisali, że w większości krajów wycofany z obrotu z uwagi na efekty uboczne.
- kofeina (4-5 %)
- benzoiloekgonina – nieaktywny farmakologicznie produkt rozpadu kokainy

Pamiętajcie o tej opinii zawsze kiedy częstują was kokainą, lecz także wtedy gdy bronicie w sprawie, w której zabezpieczono coś, co określono mianem tego narkotyku. Taka opinia może odwrócić los procesu, chociaż z drugiej strony nie jest to sprawiedliwe, bo nieuczciwy dystrybutor nie zasługuje na fachową obronę i nie powinien stać się beneficjentem procesowych korzyści płynących z przeprowadzenia takiego dowodu. Wszystko w waszych rękach.

piątek, 2 września 2011

Pejzaż z penisami, czyli bądź głodny, bądź głupi

Jeśli utrzyma się obecna dysproporcja pomiędzy przychodem generowanym przeze mnie, a tym, który wypracowują moi wspólnicy, to będę musiał poszukać sobie jakiejś innej roboty. Najlepiej byłoby zostać prokuratorem, bo w prokuraturach napotykam coraz więcej osób, z którymi można miło brnąć przez rzeczywistość, a dodatkowo odpadłaby konieczność użerania się z marginesem społecznym o wynagrodzenia, co też miałoby pewną wartość. Zdarzył się ostatnio dzień, w którym Adam odbył mistyczną, tramwajową podróż z przedstawicielem Urzędu, zakończoną konsumpcją łakoci, zaś ja napotkałem policjanta,  który pamiętał „Pejzaż z penisami” i szereg innych ważkich zdobyczy kultury i sztuki. Późnym popołudniem  dodatkowe okoliczności spowodowały, że nie trzeba było konsumować żadnych substancji odurzających, by pójść na dach i rytualnie krzyczeć „przyjdziemy po was” do przewodów wentylacyjnych. Prekursorem tej aktywności jest niegdysiejszy baron telekomunikacyjny pan Wojciech Nowak, który zamieszkuje obecnie zbyt dobrą dzielnicę, by kontynuować swe dzieło. Tymczasem lokatorzy też winni obcować z Tajemnicą i oczekiwać na Zapowiadaną Wizytę.

W każdym razie praca po przeciwnej stronie miałaby wiele zalet i wcale nie oznaczałby redukcji intensywności obcowania z dziwnością bytu. Nawet Steve Jobs nawołuje "Bądź głodny, bądź głupi", a napotkany w sądzie kolega informuje, że zrezygnował z wygodnej posady w imię zasad. I jak tu teraz żyć?