piątek, 25 marca 2011

Niech pan sie nie martwi, panie mecenasie

Kiedy zajmowałem się sprawami cywilnymi postrachem był sędzia i profesor Bogusław Gawlik. Bali się go aplikanci i adwokaci. Na wieść o tym, że będzie zasiadał w składzie osiągali szczególne stany umysłu, zaś ich ciała niejednokrotnie wymykały się spod pełnej kontroli. Podobno na rozprawach przepytywał pełnomocników i z łatwością wykazywał, że są kompletnymi idiotami. Nigdy tego nie widziałem, sam zaledwie kilka razy  spotkałem się z nim na sali rozpraw. Miałem wtedy taką zasadę, że nie będę się go lękał, bo uważałem, że on widząc to, nie przystąpi do egzaminowania. Nie wiem czy ta metoda działała, w każdym razie z jakichś powodów nie zostałem przez sędziego Gawlika pognębiony.

Z tych nielicznych spotkań pamiętam, że u niego nigdy się nie przegrywało. Nawet jak wyrok był niekorzystny to sędzia Gawlik to tak uzasadnił, że człowiek nie miał żadnych wątpliwości że rozstrzygnięci jest słuszne. Oczywiście strony, nie nadążające za myślą profesora, trochę utyskiwały, ale jakież miało to znaczenie, wobec triumfu prawa.

W ostatnią środę zdarzyło się coś podobnego. Sędzia i profesor Piotr Hofmański powiedział nawet wprost: „Niech pan się nie martwi panie mecenasie, pan nie przegrał tej sprawy, to prawo wygrało”. Nie martwię się. Gdyby tylko prawo mogło za mnie poinformować o tym rodziców klienta, to wszystko byłoby w porządku. Sąd Najwyższy orzekający w siedmioosobowym składzie ma wielką się przekonywania i nawet bez tej uwagi profesora nie miałbym żadnych pretensji jeśli chodzi o treść uchwały. Było dokładnie jak niegdyś u sędziego Gawlika, czułem się dobrze, pełna stabilność emocjonalna. Na marginesie muszę wam powiedzieć, że do tego Sądu Najwyższego warto pojechać. Niektórzy może trochę się lękają, jednakowoż trzeba się przełamać. Po pierwsze po takim spotkaniu zyskacie motywację do ćwiczenia warsztatu, po drugie będziecie mieli okazję do porozmawiania z kimś, kto zna się na rzeczy. Pouczające doświadczenie. Poza tym uwierzcie, było bardzo miło. Sąd Najwyższy nie musi  dodawać sobie powagi (bo ma ją „z urzędu”) i może sobie pozwolić na kreowanie atmosfery stronom przychylnej stronom, dyskusji, itd. Jeśli jesteście ciekawi  o co chodziło i z czym prawo  wygrało to zobaczcie sobie tu. Jeśli przyjdzie wam kiedykolwiek sądzić, to spróbujcie zrobić tak, by i przegrani nie czuli się kiepsko.

czwartek, 17 marca 2011

Zażywasz przegrywasz

Wielu z was myśli, że konsumowanie narkotyków jest dozwolone. Wiecie, że nie można posiadać, handlować, przemycać, ale palicie, chociaż niektórzy z was uczestniczą w wymiarze sprawiedliwości. Palicie, bo wydaje wam się, że można. Przeczytajcie sobie to. Sąd Najwyższy w tym świeżym orzeczeniu mówi wam wyraźnie, że konsumpcja też jest zabroniona! Nie ma wprawdzie kary, ale palić nie  wolno (mało kto z was pochłania inne substancje, więc piszę tylko o paleniu). Orzeczenie jest fachowo uzasadnione. Nie mam siły duchowej, żeby je krytykować korzystając z tego całego instrumentarium niezbędnego przy pisaniu glos, komentarzy. Po pierwsze nie umiem, nudzi mnie to, po drugie nie miałoby to żadnego sensu. Sąd Najwyższy mógłby równie fachowo i sprawnie uzasadnić tezę zupełnie inną. Przepisy nie mają tu żadnego znaczenia, chodzi o postrzeganie rzeczywistości. Sąd Najwyższy wie gdzie mieszka szatan i walczy z nim.

Zwróćcie uwagę, że dostało się koledze Witkowi Zontkowi, niech on się teraz fachowo odgryza i pisze naukowe opracowania. Ujawnię wam również, że pewien przystojny młody mężczyzna dał mi już projekt glosy do tego orzeczenia. Chłopcy i dziewczęta z katedr prawa karnego czynią  zatem swoją naukową powinność. Czy przekonają Sąd Najwyższy? Poprzednio twierdziłem, że lepiej byłoby zorganizować pełnemu składowi Izby Karnej SN spotkanie z Konsultantem. Teraz myślę,  że może zmieniłaby coś wycieczka do Tijuany.



Na koniec, skoro już wiecie, że palenie marihuany jest zabronione, to powiem wam, że cieszę się, że ludzie to jednak palą (o ile nie palą patologicznie dużo).

czwartek, 10 marca 2011

Odlot

Wiecie ile marihuany potrzeba do odurzenia pełnego składu Izby Karnej Sądu Najwyższego? Około 3-4 gramy. Mówimy oczywiście o ziołach wysokiej jakości, najlepiej przywiezionych z Amsterdamu. A wiecie jaka jest minimalna kara, którą można orzec za taki przemyt? 3 lata pozbawienia wolności! Takie wnioski płyną z jednego z najbardziej szkodliwych postanowień Sądu Najwyższego z dnia 23 września 2009, które po dziś dzień determinuje codzienną praktykę sądów i organów ścigania. Otóż Sąd Najwyższy stwierdził wówczas, że: „jeżeli przedmiotem czynności wykonawczej przestępstw określonych w ustawie z dnia 29 lipca 2005 r. o przeciwdziałaniu narkomanii (Dz. U. Nr 179, poz. 1485 ze zm.) jest taka ilość środków odurzających lub substancji psychotropowych, która mogłaby jednorazowo zaspokoić potrzeby co najmniej kilkudziesięciu osób uzależnionych, to jest to „znaczna ilość” w rozumieniu tej ustawy.” W konsekwencji „znaczne ilości”, to ilości naprawdę niewielkie, często nabywane i przywożone do kraju przez okazjonalnych konsumentów, celem poczynienia skromnego zapasu. Dzięki orzeczeniu Sądu Najwyższego łatwiej można ich zamykać w areszcie z uwagi na zagrożenie surową karą, zresztą karać surowo też ich można.  

Niestety to niezwykle szkodliwe postanowienie jest całkiem nieźle uzasadnione. Poczytajcie sobie: http://www.sn.pl/orzecznictwo/uzasadnienia/ik/I-KZP-0010_09.pdf. Chociaż trzeba odnotować, że pominięto szczegółową krytykę szereg u innych orzeczeń, różnych sądów, które przyjmowały, że znaczna ilość, to jednak trochę więcej środków odurzających lub substancji psychotropowych. Jeśli jesteście ciekawi, to dość szczegółowo omówiono je w tekście dr Tomasza Kozioła „Znaczna ilość środka odurzającego”. Tekst możecie pobrać stąd: http://www.pk.gov.pl/index.php?0,1033.

Stanowisko Sądu Najwyższego można próbować krytykować poszukując argumentów jurydycznych, prowadzić całą tą nudną wykładnię, pisać glosy, itd. To wszystko jednak na nic, bo najpewniej nasz wymiar sprawiedliwości pozostanie w panice moralnej, a ograniczenia nie tkwią w przepisach, a w głowach. Jakiś czas temu próbowałem przekonywać sądy do tego, co w połowie lat 90-tych mówił na wykładach prof. Krzysztof Krajewski – że narkotyki, to  samo co alkohol, że to niemoralne wsadzać do więzienia drobnych sprzedawców i akceptować korzystanie z narkotyków przez elity, że prawo karne nie jest najszczęśliwszym instrumentem reagowania na problem narkomanii (poczytajcie). Zrezygnowałem, ale może warto do tego wrócić, bo jak wynika z relacji Mateusza Klinowskiego nie możemy liczyć na jakiekolwiek sensowne zmiany w ustawie (przeczytajcie http://www.mateuszklinowski.pl/), a jednocześnie  eksperci Sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka, w szczególności pani profesor Monika Płatek mówią mniej więcej to samo, co niegdyś studentom tłumaczył profesor Krajewski. Nieście więc - o ile możecie - oświaty kaganek, bo mamy rację.  

A może remedium byłoby szkolenia ekspertów. Na przykład dla pełnego składu Izby Karnej Sądu Najwyższego. Można je zorganizować w sposób elegancki, przy udziale dystyngowanego konsultanta, o czym świadczy niezapomniana scena z filmu „Odlot” Milosa Formana. Zobaczcie: http://www.youtube.com/watch?v=fEsQBTd4kWg

środa, 2 marca 2011

kradzież: towar czy usługa (ponura historia)

Proszę sobie wyobrazić: mężczyzna szykuje beczkę. To będzie kryminalna historia, to się źle skończy, takie kryminalne historie zawsze się źle kończą. Teraz proszę sobie wyobrazić: kolega mężczyzny podjeżdża pod blok. Tacy nigdy nie jadą rowerem, ani nie chodzą pieszo, nie korzystają z komunikacji miejskiej, oni zawsze podjeżdżają samochodem. Mężczyzna czeka na windę, winda nie przyjeżdża, więc schodzi po schodach, z piwnicy bierze beczkę. No można nawet powiedzieć, że mu się odciski od niesienia tej beczki robią. Żona łazi po domu, coś przeciera, sprząta, niczego się nie domyśla. A oni są już razem. Jadą bezpośrednio na stację benzynową. Takie historie zdarzały się nie tylko w drugiej połowie lat osiemdziesiątych. Takie historie zdarzają się codziennie. Mężczyźni jadą, beczka stuka, żona w domu, podchodzi do okien, znudzona.

Kolega napełnia bak. Narasta groza, narasta należność, powoli, jakieś powolne mają dystrybutory na tej stacji. No można nawet napisać, że mu się odciski robią od tego nalewania. Kolega sięga po beczkę i dalej to samo, nalewa, wszystko narasta, należność, groza, znudzenie żony, irytacja pracownika stacji benzynowej, którego nie poinformowano, że beczka zostanie użyta.

I nagle on doznaje olśnienia - pracownik stacji benzynowej. Dostrzega, że tablice są kiepsko umowcowane, fałszywe, założone tylko na czas kradzieży. No właśnie kradzieży. Bo chodziło o kradzież 100 litrów oleju napędowego. Żona mężczyzny była zaskoczona, że policja, przeszukanie, itd. 

Proszę sobie wyobrazić: wyrok zaoczny 8 miesięcy pozbawienia wolności. Bez zawieszania. Teraz wkracza mecenas Wojtaszczyk i pisze apelację, wspaniałą apelację, w której 666 razy powtarza, że wartość przedmiotu kradzieży nie obejmuje podatku VAT, akcyzy i opłaty paliwowej. Jeśli on ma rację, to mężczyzna popełnił jedynie wykroczenie i ma powody do radości. I właśnie o to was pytam. Czy ktoś może to rozstrzygnąć? Wliczać, czy nie wliczać? Pokrzywdzony tych pieniędzy nie traci, bo zobowiązanie podatkowe nie powstaje (jest nawet orzeczenie ETS, poczytajcie kasację, link poniżej). Jednak jeśli sprawca chciałby sobie paliwo kupić, to musiałby uiścić cenę z podatkami. Zatem czy wartość przedmiotu kradzieży to tyle co pokrzywdzony traci, czy tyle co ten przedmiot kosztuje w obrocie? Nie znalazłem nic w komentarzach, orzeczeniach, tezach z piśmiennictwa. Chyba o tym nie pisali.

Na rozprawę odwoławczą musiałem iść ja i być może wszystko zepsułem, bo sąd jedynie obniżył karę do 5 miesięcy pozbawienia wolności, uznając, że oczywiście VAT, itd się wlicza w wartość skradzionej rzeczy. Wyrok tu. Ciężko mi się pogodzić z tym, że będziemy mężczyznę utrzymywali w więzieniu przez prawie pół roku za te 100 litrów oleju napędowego. Mężczyzna też nie był zachwycony...

A teraz proszę sobie wyobrazić, że ja z tym wszystkim zostałem sam. Przyszedł wyrok sądu odwoławczego z uzasadnieniem. Mężczyzna zniknął, zmienił numer telefonu, wyrzucił go, wyprowadził się, odszedł. Mecenas Wojtaszczyk wsłuchany w porykiwania dzikich bestii, muskał smutnym swym wzrokiem trawy sawanny i nawet nie myślał o pożegnaniu z Afryką. Natalka rzuciła szafką o drzwi i poszła, tylko szkiełka na moim biurku po niej pozostały. Moi wspólnicy wdali się w awanturę, przy czym to on wyszedł nie pożegnawszy się, a ona dopiero po chwili, pożegnawszy. Tomasz zainteresował się, ale nie tak znowu, żeby coś podpowiedzieć. No więc 30 godzin do upływu terminu, bardzo dużo czasu, zdecydowałem się. Kasacja jest tu. Każdy kto ma coś do powiedzenia w tej sprawie może zająć stanowisko. Powiem o nim w Sądzie Najwyższym (o ile mężczyzna odnajdzie się i wniesie stosowną opłatę, a SN nie stwierdzi, że kasacja jest oczywiście bezzasadna). Ja nigdy nie napisałem kasacji, która zostałaby uwzględniona. Może wam się powiedzie.


Finał tej smutnej historii tutaj.